Dobra lokalizacja, świetne menu, a może ciekawe wnętrze? Co sprawia, że ten klub jest wciąż tak popularny? To tu odbyły się tysiące wydarzeń muzycznych, kabaretowych, literackich i biznesowych oraz wernisaży czy projekcji filmowych... W tym miesiącu „Hormon” kończy 20 lat i zaprasza swoich fanów na świętowanie tej rocznicy.

Najpierw stajnia, potem lombard

Na początku ubiegłego wieku w tym miejscu, przy obecnej ulicy Monte Cassino 6, znajdowała się stajnia – zaplecze dla konnych tramwajów. Potem była to piwnica, która wielokrotnie zmieniała swoją funkcję. Działały tu np. hurtownia i lombard... Aż do 1998 roku, kiedy ten zdewastowany wówczas, ciemny i nieładnie pachnący „loch”, przejęli Jacek Szkudlarek i Sławomir Janczak, którzy wcześniej prowadzili klub „Meduza” przy ulicy Sikorskiego.

Sława jeszcze przed oficjalnym otwarciem

Choć za datę rozpoczęcia działalności nowego lokalu przyjęto 30 kwietnia 1999 roku, to już wcześniej (choć mniej oficjalnie) otwierany był kilkakrotnie. Tu właśnie, w jeszcze nieukończonych pomieszczeniach, bez dobrej wentylacji, wiele osób bawiło się na imprezie sylwestrowej, witając 1999 rok. Co ciekawe, klub został też odnotowany i wysoko oceniony w „Machinoplanie”, czyli przewodniku po lokalach w Polsce, wydanym przez popularny wtedy magazyn popkulturalny, w którym opisano lokale istniejące w 1998 roku (!).

– Wiadomość o tym, że nasz klub działa rozeszła się szybciej niż teraz newsy na Facebooku. Ludzie byli bardzo spragnieni takiego miejsca – komentuje Sławomir Janczak.

foto: archiwum klubu Hormon

Szukaliśmy nazwy z energią

Zanim na scenie klubu zagrał pierwszy zespół (a była to jazz-rockowa legenda Embryo), trzeba było jeszcze zainstalować szyld z nazwą.

– Rozważaliśmy, czy nie kontynuować działalności jako „Meduza”, ale ten nowy lokal był jednak inny, miał inną atmosferę. Zaczęliśmy szukać dźwięcznej, krótkiej nazwy, która miałaby jakąś energię, a także fajnie się komponowała graficznie. Już prawie zdecydowaliśmy się na słowo „Gen”, ale jednak po pewniej bardzo pracowitej nocy, spędzonej przy rozrabianiu betonu, przyszedł pomysł, który nam się bardziej spodobał i zdecydowaliśmy się na „Hormon”... – opowiada Janczak.

Ludzie czuli się tu swobodnie

– To był pierwszy lokal tak duży i tak rozpoznawalny. Poza tym była selekcja przy wejściu i było bezpiecznie. Ludzie czuli się tu swobodnie... – wspomina Przemek Głowa, znany szczeciński przewodnik. – Przez długi czas bywałem tu praktycznie codziennie, spotykając często znanych ludzi, którzy akurat byli w Szczecinie – choćby Roberta Makłowicza, Olgę Tokarczuk czy Tymona Tymańskiego. Tu artyści przebywali w ramach „after party” po swoich własnych wydarzeniach... To, że „Hormon” działa tyle lat ma duże znaczenie dla tożsamości miasta. To taki stały punkt odniesienia. Emigranci wracający po latach do Szczecina wiedzą, że choć wiele się wokół zmieniło, to ten klub nadal działa i jest pewnym miejscem na spotkanie ze znajomymi.

Celebryci z zagranicy

Klub przyciągał nie tylko polskich, ale także zagranicznych celebrytów. Muzycy zespołu Limp Bizkit, którzy w 2009 roku, grali na festiwalu Szczecin Rock Festival, byli w naszym mieście już dwa dni przed występem. Ktoś im polecił „Hormon” i chyba im się w tym miejscu spodobało, bo dwa wieczory właśnie tu „melanżowali”. Klub trafił też na karty kilku książek. Pisali o nim np. Marek Frenger i Michał R. Wiśniewski.

foto: archiwum klubu Hormon

Każdy dj był indywidualnością

– Ten klub to kawał pięknej historii – mówi Katarzyna Brzozowska z agencji muzycznej Onomatopeja. – Kilka razy pełniłam funkcję zapowiadającej występy różnych wykonawców. Dlatego poznałam ich „od kulis”. Pamiętam, że Maciej Maleńczuk robił sobie za sceną bardzo grube skręty, a Marcin Świetlicki zawsze zamawiał „na wejściu” śliwowicę. Szczególnie dobrze wspominam poniedziałkowe imprezy pod hasłem „Agata Wymiata”. Ona wyznaczała nowe trendy. Grała bardzo dobrą muzykę alternatywną, nie wszystkim znaną, przy której tańczyło się godzinami. Tak naprawdę każdy dj był wtedy indywidualnością. Np. Sanchez, Tomm czy Sergiusz. To były bardzo energetyczne wieczory, a właściwie noce, bo tańczyło się często prawie do rana – wspomina.

Efektowne powiększenie

Ważny moment nastąpił jesienią 2012, kiedy podjęto decyzję o powiększeniu klubu. Po rocznych pracach, dokładnie we wrześniu 2013, powstała dodatkowa sala na górze, z osobnym barem. Wtedy nastąpiło otwarcie Cafe Hormon, podczas którego zagrał zespół Domowe Melodie. Była to prawdziwa rewolucja. Nowa przestrzeń sprawiła, że klientów jeszcze przybyło. W górnej sali odbywają się np. regularne wieczory filmowe, organizowane przez Stowarzyszenie „in tractu” i inne cykliczne wydarzenia. Oczywiście w „Hormonie” wciąż dominują muzyczne propozycje, serwowane przez dj-ów przez pięć dni w tygodniu.

foto: archiwum klubu Hormon

Chcielibyśmy zapełnić cały amfiteatr

Co w klubie będzie się działo z okajzi 20. urodzin?

– W piątek, 12 kwietnia, zaplanowana jest impreza z muzyką przygotowana przez dj-ów, którzy obecnie rezydują w klubie. Dzień później Tomm, związany z „Hormonem” niemal od samego początku, zaprasza na długą noc, podczas której zagra dwunastu dj-ów, którzy działali w klubie przez dwie dekady – mówi Sławomir Janczak. – To jednak nie wszystko, bo tak naprawdę traktujemy cały ten rok jako jubileuszowy. Zamierzamy zorganizować m.in. duże wydarzenie z kilkoma wykonawcami, o charakterze festiwalowym, w Teatrze Letnim. Chcielibyśmy zapełnić cały amfiteatr publicznością. Nie mogę jeszcze zdradzić kto zagra, ale planujemy to wydarzenie na wrzesień – dodaje.