Niepokój rósł. Wydarzenia z Trójmiasta dochodziły coraz większym echem – po trzech dniach do strajków dołączył Szczecin.

 

Czarę goryczy, która wylała się ogromnym strajkiem na wybrzeżu, przepełniła decyzja wprowadzenia podwyżek na niektóre artykuły spożywcze. Wszystko zaczęło się w poniedziałek, 14 grudnia w Stoczni im. Lenina w Gdańsku. Robotnicy odmówili podjęcia pracy. Wyszli na ulice prowokując pierwsze starcia z Milicją Obywatelską.

Walka powszechna

Dzień później ogłoszono strajk powszechny – do protestującego Gdańska przyłączyli się Stocznia im. Komuny Paryskiej w Gdyni oraz pracownicy elbląskiego Zamechu. Tego dnia doszło do podpalenia siedziby KW PZPR w Gdańsku. Niepokój wśród ludzi narastał, wydarzenia z Trójmiasta były bacznie obserwowane przez inne miasta.

Dwa dni później, w czwartek 17 grudnia do strajkujących dołączyli szczecińscy pracownicy. Stoczniowcy ze Szczecina wraz z mieszkańcami ruszyli pod budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR.

Pamiętam jak to było

W 1970 roku Pan Jan* był młodzieńcem, który szykował się do wyjazdu z miasta – opuszczał je z powodów zawodowych. Ale w jego pamięci zachowały się grudniowe, bolesne i niezrozumiałe obrazy.

Pamiętam rok 70, grudzień. Stałem w rejonie klubu 13 Muz, tłumy zaczęły przybywać, słyszało się pogłoski o aresztowaniach, wystrzałach, wypadkach. Dla mnie to było dziwne – w wyniku podwyżek doszło do takiego spontanicznego buntu? Wtedy sądziłem, że portowcy i stoczniowcy zarabiają odpowiednie pieniądze. Ale wtedy byłem młody, zbyt młody by to wszystko interpretować inaczej. - mówi Pan Jan. - Obserwowałem biernie co się dzieje w komitecie wojewódzkim. Jak wtargnęli ludzie, jak wyrzucali przez okna wszystko co było możliwe. Książki, meble, druki, telewizory, a na dole ognisko się paliło. Nie było wtedy interwencji, po prostu uzbrojeni żołnierze stali i czekali na rozwój wypadków.

Dobre zamieszki, złe zamieszki

Jednak nie wszyscy byli biernymi obserwatorami, w niektórych wydarzenia wywołały niekrytą radość.

17 grudnia rozpoczęły się rozruchy w Szczecinie. Mieliśmy zajęcia na Mickiewicza, na ekonomii transportu. Stałem na samej górze i było widać całą panoramę miasta. Smuga leciała, dom partii się palił czyli kościółek. I ja tak ni z tego czy owego powiedziałem „wreszcie tak dziwka się pali” . Słyszał to asystent profesora, poprosił mnie na bok, powiedział „Pan już tutaj nie studiuje”. I tak skończyła się kariera magistra. - wspomina Pan Lech.

Walka o wolność i solidarność była też przerażającym aktem, w którym brat wystąpił przeciwko bratu.

Ja się nie cieszyłam. Byłam panienką, miałam 16 lat. Nieciekawie to wspominam. Nie ma nic gorszego jak zamieszki i wojna. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. - mówi Pani Ania.
 

Krew, która połączyła społeczeństwo

W wyniku grudniowych strajków zginęło 41 osób. W tym 16 osób w Szczecinie. Dziś odniesienia do grudnia 1970 roku odnajdujemy w wielu dziełach kultury. Historię z Gdyni pokazuje film w reżyserii Antoniego Krauze pt. „Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł”. Także Szczecin stał się planem do zobrazowania tych tragicznych wydarzeń w filmie „Skarga” z 1991 roku, wyreżyserowanym przez Jerzego Wójcika.

 

 

 

Dla szczecinian wydarzenia z grudnia 1970 roku mają ogromną wagę. Był to bowiem moment solidaryzujący społeczeństwo. Przesiedleńcy, uciekinierzy czy po prostu przybysze z całej Polski zostali scaleni w jedność, otrzymali nową tożsamość, która oznaczała jedno - „jesteśmy stąd i walczymy o to co tutaj mamy.” Szczecińska ziemia skąpana polską krwią stała się bliższa i na zawsze weszła do świadomości kolejnych pokoleń jako „mała ojczyzna”.

 

 

* Nazwiska bohaterów do wiadomości redakcji.