Dwanaście lat temu do Szczecina dumnie na swym koniu wjechał Colleoni. Minęło dziesięć długich lat od początku starań aż do sfinalizowania powrotu. Upłynęło także wiele gotówki. Teraz do Szczecina wraca Mojżesz. I znów musimy płacić za swoje.
Oba pomniki ze Szczecina wyjechały do Warszawy w ramach „pomocy warszawie” zaraz po drugiej wojnie światowej. Już w lipcu 1948 roku na posiedzeniu Miejskiej Rady Narodowej w Szczecinie przeczytano podziękowania Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy Tołwińskiego za „dary Szczecina”. Trudno jednak dziś jasno stwierdzić czy decyzja pomocy stolic w taki sposób była podjęta przez szczeciński włodarzy dobrowolnie czy może „musieli” chcieć tak pomóc Warszawie.
Szczecin obdarował Warszawę
Może to centrala naciskała na regionalne władze, a może w obliczu niepewności o polski Szczecin to był jedyny sposób na zachowanie tych dzieł. Trudno dziś odgadnąć ówczesne intencje decydentów. Z całą pewnością nikt wtedy nie myślał, że Szczecin upomni się o swoje, że będzie długo walczył i ostatecznie przyjdzie mu za to zapłacić kilkaset tysięcy złotych. Ale w końcu, po 66 latach oba pomniki ponownie staną w Szczecinie.
O Colleoniego pierwszy raz upomnieliśmy się niedługo po upadku poprzedniego systemu politycznego, bo w 1992 roku. Potrzebowaliśmy 10 lat, by przekonać Warszawę do oddania, a dokładnie do sprzedania (sic!) pomnika włoskiego kondotiera. Pod koniec 2001 roku zgodziły się na zwrot Colleoniego. W sierpniu 2002 roku pomnik dumnie stanął na pl. Lotników. Oczywiście nie za darmo. By odzyskać to co jeszcze przed wojną należało do Szczecina musieliśmy wpłacić na konto Akademii Sztuk Pięknych (która była właścicielem obiektu) 300 tysięcy złotych – wszystko po to, by ASP wciąż miała swoją kopię pomnika z Wenecji. Za powrót Colleoniego miasto zapłaciło 148 tys. zł, pozostała kwota została uzbierana dzięki datkom szczecinian i wpłatom sponsorów.
Mojżesz wraca po 66 latach
Na wiosnę do Szczecina ma powrócić pomnik Mojżesza. Nie brakuje euforii. Gdzie stanie, czy go odnowimy? Ile za niego zapłacimy? Bo znów szczeciński dar wraca do nas z wysokim rachunkiem. Za Mojżesza ponownie zapłacimy ASP. Rzeźba będzie nas kosztowała 200 tys. zł. Do tego należy doliczyć koszt wyciągnięcia pomnika z korytarza uczelni i transport (około 30 tys. zł).
Pomnik ma stanąć na dziedzińcu Muzeum Narodowego, ale - jak tłumaczył wicemarszałek Wojciech Drożdż – nie wystawimy Mojżesza na łaskę i niełaskę pogody. Dziedziniec zostanie zadaszony.
Dziedziniec lepszy niż korytarz
Pomnik Bartolomeo Colleoniego i Mojżesza zostały ufundowane przed I wojną światową przez dobrze znaną w Szczecinie rodzinę Toepfferów. Ród przed II wojną światową posiadał kopalnię kredy w Puszczy Bukowej oraz fabrykę cementu „Stern”.
Po 66 latach pomniki wracają do Szczecina. Na raty. Ale w końcu się udaje. Colleoni dumnie pręży się na placu Lotników. Za chwilę Mojżesz zasiądzie w Muzeum Narodowym – tam gdzie powinien trafić dawno, dawno temu. Koszt sprowadzenia posągu ma zostać pokryty ze środków Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Zachodniopomorskiego na lata 2007-2013. Cała operacja przewidziana została w ramach realizacji projektu „Muzeum Narodowe w Szczecinie – Muzeum Tradycji Regionalnych”. A warszawiacy? Jeśli chcecie zobaczyć pomnik wybierzcie się na jeden z korytarzy ASP. Jeszcze tam stoi, obok automatu z batonami.
Komentarze
1