To tutaj można było oglądać bogato zdobione kamienice, ale i uraczyć się drinkiem z lodem, wybrać na świetlne projekcje czy dansing i koncerty. Przed wojną i w czasie PRL-u w śródmiejskim fragmencie alei Wojska Polskiego kwitło życie towarzyskie. Czy teraz, po przebudowie, ulica ma szansę powtórzyć swój sukces?

Nie od razu odbudowano po wojnie śródmiejski odcinek alei Wojska Polskiego. Co prawda kamieniczna zabudowa przetrwała naloty, ale nie była wolna od punktowych zniszczeń. Uszkodzone zostały m.in. budynki, które okalały plac Szarych Szeregów oraz plac Zgody. Część z nich miała wypalone dachy, inne trzeba było zastąpić nowocześniejszymi obiektami.

Szok dla mieszkańców przyzwyczajonych do socrealistycznej zabudowy

W 1959 roku, przy skrzyżowaniu al. Wojska Polskiego z ul. Małkowskiego, stanął pierwszy budynek instytucji kultury powojennego Szczecina. Jak ocenia Michał Dębowski, „Andrzej Korzeniowski ośmielił się przełamać konwencję socrealizmu i zaproponował obiekt niespotykany wcześniej w architekturze Szczecina”.

– Kino Kosmos musiało być też szokiem estetycznym dla mieszkańców przyzwyczajonych do socrealistycznej zabudowy przeładowanej historyzującymi elementami – przypuszcza miejski konserwator zabytków. – Wszystkie oprawy wykończeniowe sugerowały, że przenosimy się do innej galaktyki. To wnętrze musiało robić niesamowite wrażenie.

I robiło. Jak wspomina pani Barbara, „Kosmos był jednym z ważniejszych i ładniejszych budynków śródmiejskiej alei Wojska Polskiego”.

– Nie raz chodziłam z koleżankami na wieczorne seanse, ale też koncerty. W Kosmosie grał Andrzej Rosiewicz. Pamiętam również, gdy z przyjaciółką poszłyśmy na seans filmu „Zawieszeni na drzewie” z 1971 roku. Dostałyśmy miejsce na samym dole sali i musiałyśmy cały czas mieć zadarte głowy – wspomina ze śmiechem.

– Bywało, że gromadziły się tu spore grupy, głównie młodzieży, aby przejrzeć plakaty filmowe i fotosy reklamujące bieżące i przyszłe seanse. Prezentowano je w wielkich gablotach na ścianie sąsiadującej kamienicy – dodaje p. Marek. – Na placu często wiła się pokaźna kolejka do kasy. Ogonki pojawiały się, gdy na ekran wchodziła jakaś atrakcyjna produkcja zza oceanu. Na przykład wielkim hitem były „Szczęki”.

Kino Kosmos. Fot. Anatol Weczer. Zbiory Archiwum Państwowego w Szczecinie

Czas muzycznych kawiarni i kombinatów gastronomicznych

W kolejnych latach przy alei pojawiało się coraz więcej modernistycznej zabudowy, która gryzła się z przedwojennymi blokami. W 1962 roku narożnik z ulicą Jagiellońską wypełniono blokiem według projektu Janusza Karwowskiego (budynek zdobył tytuł „Mistera Szczecina”). Rok później miasto ogłosiło konkurs na uzupełnienie zabudowy placu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (współczesny plac Zgody). Zwyciężył projekt szczecińskiego duetu – Wacława Furmańczyka i Witolda Jarzynki. Architekci zaproponowali cztery jednakowe, 11-kondygnacyjne bloki.

Pomimo, że ówcześni mieszkańcy Szczecina raczej nie „balowali” na mieście, a w nielicznych lokalach gastronomicznych bywało się od święta, to na alei Wojska Polskiego znaleźć można było kilka znanych i lubianych lokali.

Jednym z najpopularniejszych była kawiarnia muzyczna „Jubilatka” z kategorią „lux”. Jej sala mogła pomieścić 180 gości spragnionych koncertów i dansingów. Naprzeciwko „Jubilatki” znajdował się drink bar „TO-TU” z jedyną w mieście maszyną do lodu.

– W roli konsumenta po raz pierwszy zjawiłem się w „Jubilatce” w połowie lat 90. Moja ówczesna redakcja zleciła mi przeprowadzenie wywiadu z Miss Ziemi Szczecińskiej. A ponieważ urodziwa rozmówczyni wybrała właśnie muzyczną kawiarnię, wypadało zamówić kawę i coś słodkiego. Gdy po spotkaniu, ja w siódmym niebie, opuściliśmy kawiarnię, z trzaskiem otworzyły się za nami drzwi lokalu, a którego wypadła część personelu z wołaniem: - „a rachunek!”. Sklerozę przypłaciłem rumieńcem – śmieje się nasz rozmówca.

O wolne miejsce ciężko było w kombinacie gastronomicznym „Lucynka i Paulinka”, który znalazł miejsce w modernistycznej plombie nieopodal Kina Kosmos. To tutaj z wielkiego baru serwowano desery, a na pierwszym piętrze sprzedawano wyroby winno-cukiernicze. Znajdujące się tam stoiska działały pod patronatem Wedla, Goplany, Pomorzanki, Hanki i Bałtyku. Antresola przeznaczona była również na działalność gastronomiczną, a dokładniej na tzw. drink-bar z wysokimi stolikami, gdzie obowiązywała obsługa kelnerska.

Kantor Sztuki Rzemieślniczej zaprasza

Warto jednak podkreślić, że na śródmiejskiej alei Wojska Polskiego można było znaleźć także i sztukę. W latach 80. i 90., na rogu z ul. Księcia Bogusława X, Kantor Sztuki Rzemieślniczej kusił rzeźbami, obrazami, grafikami, biżuterią, kilimami (tkaniny dekoracyjne – red.).

– Kantor był placówką, do której uzdolnieni artystycznie amatorzy mogli wraz z rzemieślnikami wstawiać w komis swoje dzieła. Sam zanosiłem własnoręcznie wykonane obrazy, które sprzedawały się całkiem nieźle, więc człowiek miał dodatkowy zastrzyk gotówki. Do odwiedzenia tego sklepu zachęcały wystawione w witrynie prace – opowiada pan Bronisław.

Na alei zadomowiła się także moda. Po 1971 roku kolejki szczecinianek ustawiały się przed drzwiami „Mody Polskiej” z asortymentem od pierwszej powojennej dyktatorki mody Jadwigi Grabowskiej. Natomiast z początkiem lat 90-tych, w narożnej kamienicy przy placu Zgody, działalność rozpoczął sklep „Elegancja Italiana”. Jak usłyszeliśmy, lokal podobno był „owocem współpracy lokalnej spółdzielni odzieżowej z jakimś Włochem”.

Pochód pierwszomajowy. Fot. Anatol Weczer. Zbiory Archiwum Państwowego w Szczecinie

Żegnajcie tramwaje

Zapewne dla wielu pewne decyzje w tamtych latach mogą wydać się niezrozumiałe. Bo chociaż w tej części Śródmieścia przybywało nowych lokali i budynków, to również jednak ubywało tras tramwajowych. W 1973 roku z śródmiejskiego fragmentu alei Wojska Polskiego wycofano elektryczne składy, a torowisko zalano asfaltem. Podobny los spotkał fragmenty sieci na dawnej ul. Obrońców Stalingradu (dziś ul. Bałuki – red.) oraz na krótkim odcinku ul. Jagiellońskiej.

Ale pan Marek pamięta, jak jeszcze w latach 70-tych aleja była brukowaną nawierzchnią, po której jeździły tramwaje. Skręcały z ulicy Jagiellońskiej i dalej podążały w stronę placu Zwycięstwa.

– W dzieciństwie, a potem w młodości, były cztery ulice Śródmieścia, które utkwiły w mojej pamięci. To ciąg alei Wyzwolenia i Niepodległości, ulice Jagiellońska oraz Krzywoustego i w końcu aleja Wojska Polskiego. Tę ostatnią odwiedzałem z rodzicami przynajmniej kilka razy w roku. Po usunięciu trasy tramwajowej arterię poszerzono, co zwiększyło ruch – wspomina. Jak dodaje, „w tamtych czasach aleja Wojska Polskiego kipiała życiem”.

Żeby nie było tak słodko, to do tej beczki miodu mieszkaniec dorzuca i łyżkę dziegciu. Jak wspomina, szczególnie w bramach niektórych kamienic, jak i budynków sąsiednich kwartałów, występował wstydliwy problem. Był nim specyficzny zapach. Z braku rozrywek, przy wejściach do budynków lubiła też wystawać młodzież, która czasami szukała zwady.

Narożna kamienica przy skrzyżowaniu al. Wojska Polskiego z ul. Krzywoustego. Fot. Anatol Weczer. Zbiory Archiwum Państwowego w Szczecinie

„Od zawsze była salonem miasta”

Po kilkudziesięciu latach arteria doczekała się kolejnego remontu, którego głównym celem ma być ponowne uczynienie z niej „salonu miasta”.

– Aleja Wojska Polskiego od zawsze była salonem miasta. Niestety, po wielu latach ten salon został zdegradowany. Zależy nam na tym, aby przez przebudowę przywrócić życie handlowej tej ulicy. Aby znaleźli się najemcy na te puste dzisiaj lokale – podsumowuje z dozą optymizmu miejski konserwator zabytków Michał Dębowski.