Pierwsze skojarzenie na myśl o szczecińskim browarze, to oczywiście Bosman – marka, która zdominowała rynek w naszym województwie. Ale nieco ponad 100 lat temu Szczecin kwitł w małe browary. Co dziś po nich zostało? Kilka butelek, etykiet i tradycja, do której chętnie się odwołujemy.

Jeszcze w 1945 roku działały w Szczecinie ostatnie trzy niemieckie browary. Zbliżająca się Armia Czerwona oraz brak surowców ostatecznie doprowadziły do zamknięcia działalności. Wcześniej, po pierwszej wojnie światowej, było ich niespełna 10:

- Szczecińskie browarnictwo do roku 1914 było takie jak w całych ówczesnych Niemczech. Po zniesieniu obowiązku cechowego powstało ich bardzo dużo. Pamiętać jednak należy, że pod ówczesnym pojęciem „browar” rozumiano przede wszystkim prawo do warzenia piwa, przypisane do konkretnej osoby czy też miejsca. Nie był to więc budynek. Tuż przed wybuchem I wojny światowej roku istniało w Szczecinie 9 browarów. Kryzys wywołany pierwszą wojną światową, kilka z nich doprowadził do ruiny. Przetrwały najsilniejsze Bergschloss, Elysium i Bohrisch. - tłumaczy Krzysztof Żurawski, znawca piwnej tradycji i właściciel kultowego pubu Pivaria.

Elysium, czyli raj

Pierwszy z nich - Stettiner Bergschloss Brauerei – nie przetrwał powojennej rzeczywistości. Browar, który mieścił się przy dzisiejszej ul. Chmielewskiego został zamknięty na skutek działań ostatniej wojny. Nazwa kolejnej fabryki jest świetnie znana miłośnikom dobrego piwa do dziś. Elysium to browar, który został założony w 1871 roku. Fabryka działała do lat czterdziestych XX wieku. Niestety, naloty bombowe w większości zniszczyły wytwórnię, a to co z niej pozostało skończyło jako „wojenne zdobycze” Armii Czerwonej. Dziś w Szczecinie „Elysium” wciąż kojarzy się z piwem. Wszystko za sprawą uruchomionego w 2010 roku "sklepu z dobrym piwem”.

- Wiele osób pyta się skąd nazwa naszego sklepu. Inspiracją była nazwa przedwojennego browaru „Elysium”, który znajdował się mniej więcej w okolicy dzisiejszego targowiska "Manhatann" na Niebuszewie. Poza tym Elysium znaczy „raj” dla prawdziwego piwosza nasz sklep może być takowym. - tłumaczy Wojciech Grzybowski współwłaściciel sklepu Elysium.

Dziś działa tutaj Bosman

Trzecim prężenie działającym browarem był Bohrisch Brauerei założony w roku 1845 (produkcja złocistego trunku ruszyła tam w 1848 r.). Założycielem fabryki był Juliusz Albrecht Weidmann, ale właściwa historia browaru zaczyna się wraz z przejęciem jej przez Juliusza Furchtegotta Bohrischa. W 1861, po śmierci swego ojca, Gustav Weidmann złożył ofertę sprzedaży browaru Juliusowi Bohrischowi, właścicielowi Browaru Polskiego w Dreźnie. Zaraz po transakcji nowy właściciel zmienił nazwę fabryki i zaczął w nią intensywnie inwestować. Po śmierci Juliusza Furchtegotta Bohrischa fabrykę przejął jego syn, Otto. W 1886 roku browar produkował 15 tys. hektolitrów piwa rocznie, a 6 lat później produkcja wzrosła do 37 tys. hektolitrów na rok. Silny rozwój firmy został spowolniony dopiero przez wybuch pierwszej wojny światowej. Spadła ilość i jakość produkowanego piwa, a część wyposażenia firmy została zarekwirowana na potrzeby wojska.

Bohrisch Brauerei produkował jeszcze na trzy miesiące przed wejściem do Szczecina Armii Czerwonej. Po włączeniu miasta w granice Polski działalności fabryki została przywrócona w 1948 roku. A co z wielką szczecińską warzelnią? Działa do dziś, w ubiegłym roku świętowaliśmy jej 165- lecie. Tę chyba najsłynniejszą w niemieckim Szczecinie fabrykę dziś powinniśmy kojarzyć z Bosmanem. Bo to właśnie w dawnej warzelni Bohrisch Brauerei działa od października 1945 roku nasz browar. Do dziś w murach „Bosmana” funkcjonują ówczesne miedziane kadzie.

Browary nie znoszą ciężaru

Dwudziestolecie międzywojenne było niezwykle trudnym okresem dla niemieckiej gospodarki. Nie powinien więc dziwić upadek małych browarów, które nie sprostały powojennej rzeczywistości. Ale jeśli cofniemy się kilka lat przekonamy się, że XIX wiek dla szczecińskich warzelni był wyjątkowo łaskawy. Szczególnie druga połowa XIX wieku przyniosła silny rozwój lokalnego browarnictwa. W najlepszym okresie dla złotego trunku w Szczecinie działało kilkadziesiąt warzelni. Spośród nich warto wymienić m.in. browar Brauerei zum Greif, Ernst Wegner Grabow am Oder ( browar pod Gryfem Ernsta Wegnera w Grabowie nad Odrą), Bredower Brauerei Baβ & Pichlmayr, który mieścił się na rogu dzisiejszych ulic Rogiańskiej i Komuny Paryskiej, kolejny znany browar założony w 1891 roku przez Augusta Schimmelpfenninga mieścił się przy Chausseestraβe 47 (ul. Ludowa). Małych, lokalnych szczecińskich browarów było wiele więcej. Dziś zostało po nich kilka butelek, etykiet i wpisów w księgach adresowych.

Odwołać się do słusznej tradycji

Od kilku lat trwa słuszna moda na produkty z małych browarów. Na ulicach pojawiają się specjalistycznie sklepy oferujące nieco droższe, ale z całą pewnością lepszej jakości trunki. Obok goliatów typu „Bosman” wyrastają małe lokale, które oferują własne produkcje. W Szczecinie od 2011 roku działa Browar Stara Komenda. W ponad 150 – letnim budynku, w którym niegdyś działała komendantura wojskowa, napijemy się nietuzinkowego piwa, które jest produkowane na miejscu.

- Chociaż nasz sprzęt jest nowoczesny to staramy się produkować piwo metodą, która nawiązuje do tej sprzed stu lat. W porównaniu do koncernów, do dużych browarów, my kończymy na czterech składnikach, nie dodajemy ulepszaczy, przyspieszaczy czy konserwantów. Komputer tylko ułatwia pracę, by finalny produkt był zgodny z recepturą. – tłumaczy Damian Kunach, właściciel Browaru Stara Komenda.

Jak zapewnia Damian Kunach takie piwo jest zwyczajnie smaczniejsze. Ale za jakością idzie oczywiście cena. Za butelkę piwa w takim miejscu zapłacimy kilka złotówek więcej niż za 0,5 litra piwa z koncernu. To jednak nie przeszkadza prawdziwym smakoszom.

- W ostatnim 10-leciu obserwujemy w Polsce olbrzymi wzrost powstawania tzw. browarów restauracyjnych i browarów kontraktowych zwanych również rzemieślniczymi. Dla piwoszy jest to na pewno bardzo dobry trend rozwoju browarnictwa, bo smakosze nie są już skazani na piwa produkowane przez koncernowe browary będące tak na prawdę fabrykami piwa.

Z drugiej strony należy pamiętać, że mikrobrowary to również przedsiębiorstwa, które muszą sprzedać swoją produkcję. Zaczyna się więc walka o klienta. A tam gdzie jest konkurencja tam zawsze korzysta konsument. Z tego co obserwuję, to takie lokale jak „Stara Komenda” raczej nie powinny narzekać na niedobór klientów. Kto raz zasmakuje w tego rodzaju piwie, na pewno będzie po nie chętnie sięgał! - uważa Krzysztof Żurawski.