Na swoim koncie ma blisko 20 książek. Dwie z nich znalazły się w pierwszej 10. w plebiscycie na książkę 80-lecia polskiego Szczecina, a jedna z ostatnich została doceniona w plebiscycie portalu Lubimyczytać. Sylwia Trojanowska niedawno świętowała 10-lecie twórczości literackiej. „Historia Szczecina jest skomplikowana, ściera się tutaj wiele ścieżek. Jesteśmy teraz na etapie poszukiwania lokalnej tożsamości”, podkreśla pisarka.

O tym, że Szczecin to kopalnia inspiracji dla pisarzy, mówi się już od jakiegoś czasu. „Sedinum” Leszka Hermana skierowało większą uwagę czytelników na stolicę Pomorza Zachodniego i można pokusić się o stwierdzenie, że od tego czasu nie sposób zatrzymać szczecińskich autorów, którzy raczą nas mrocznymi opowieściami kryminalnymi. Mocną stroną szczecińskich książek są również ich historyczne odniesienia. I w tych klimatach – powojennej przeszłości Szczecina – świetnie odnajduje się Sylwia Trojanowska.

Specjalistka od powieści historycznych. „Przez ostatnie lata mój warsztat pisarski się zmienił”

Sylwia Trojanowska w ciągu 10 lat napisała kilka opowiadań i aż 17 powieści, głównie historycznych. „Córki czarnego munduru” i „Żona nazisty” zostały docenione przez szczecińskich czytelników i znalazły się wysoko w plebiscycie na szczecińską książkę 80-lecia. Dużym zainteresowaniem cieszą się także „Kobieta o białych oczach” i „Łabędź”. Jak mówi autorka, napisanie powieści z historią w tle zawsze poprzedza wielomiesięczny research.

– Uwielbiam ten etap procesu tworzenia. To mnóstwo rozmów, przeczytanych wywiadów, reportaży, gazet, obejrzanych filmów – przyznaje. – Researchem mogłabym zajmować się zawodowo – dodaje z uśmiechem.

Sam etap pisania jest już bardziej wymagającym czasem. Nie tylko pod względem weny twórczej, lecz i fizycznym.

– Nie potrafię pisać szybko, nad każdym akapitem długo się zastanawiam, wracam do niego kilka razy. Nie jestem jak Pendolino (śmiech), zazdroszczę innym tempa pisania, lekkości. Pod koniec każdej książki jestem potwornie zmęczona, wszystko mnie boli przez napięcie, w którym funkcjonuję przez wiele miesięcy. Ale nie narzekam, bo pisanie to nie tylko „cierpienie”, to też wspaniała zabawa. Jako pisarze w pewnym sensie bawimy się w pana świata. Tworząc fikcyjne historie, to od nas zależy, jaki los przypadnie bohaterom, w co ich uwikłamy, jakimi talentami ich obdarzymy – zaznacza.

W większości akcje swoich powieści umieszcza na terenie Pomorza Zachodniego, ale nie tylko. Choćby w „Łabędziu” wędrujemy z Anną Łabędź po Fordonie, obecnie największej dzielnicy Bydgoszczy, kiedyś samodzielnym mieście.

– To książka, która powstawała najdłużej. Myślałam o niej już kilka lat wcześniej, kiedy pisałam „Sekrety i kłamstwa”. Wtedy we wspomnieniach prezydenta Zaremby natknęłam się na opowieść o jego przyjeździe do Szczecina i spotkaniu na jednym z placów staruszki. Kiedy do niej podszedł i zagadnął po niemiecku, ona odpowiedziała po polsku, przedstawiając się jako Anna Łabędziowa. To zrobiło na mnie piorunujące wrażenie, a pamięć o Annie pozostała – wspomina Trojanowska.

Ostatnio w ręce czytelników została oddana nowa edycja Trylogii szczecińskiej, w której skład wchodzą: „Sekrety i kłamstwa”, „Prawdy i tajemnice” oraz „Powroty i wspomnienia”.

– Wznowienie trylogii to było moje wielkie marzenie. Myślałam, że uda się to zrobić rok wcześniej, na moje okrągłe urodziny, ale ostatecznie 10-lecie twórczości literackiej też jest bardzo dobrą okazją. Pierwsze wydanie Trylogii szczecińskiej spotkało się z doskonałym przyjęciem. I choć było to siedem lat temu, Ludwik Starkowski nadal dla wielu czytelników jest ulubioną postacią literacką z moich powieści.

Nowa edycja to nie tylko odświeżona szata graficzna, lecz również redakcja autorska.

– Nie czytam swoich już wydanych książek, ale przy redakcji musiałam. I czasami łapałam się za głowę, patrząc na niektóre zapisy – mówi. – Wyrzuciłam sporo tekstu, wiele zmieniłam, trochę dopisałam. Przez ostatnie lata mój warsztat pisarski się zmienił i bardzo chciałam dopasować styl powieści do aktualnego. Wierzę, że Trylogia szczecińska po tak solidnej redakcji, będzie jeszcze lepszą czytelniczą podróżą.

Sztuki teatralne, audiobooki, seriale – jak słowa potrafią ożyć

Obok książek papierowych, twórczość Trojanowskiej dostaniemy także w postaci audiobooków.

– Dla mnie nie ma znaczenia, w jakiej formie ktoś obcuje z literaturą: czy ją czyta, czy jej słucha. Ważne, że to robi – podkreśla autorka. – To prawda, że kiedy słuchamy, to jest już pewna interpretacja, coś zostaje nam narzucone przez lektora. Czytając, nasza wyobraźnia działa mocniej, sami tworzymy uniwersum bohatera. Powtórzę jednak – każda forma czytania jest cenna. Musimy też pamiętać, że audiobooki to świetne rozwiązanie dla osób, które mają chwilę wolnego na przykład w trakcie jazdy samochodem, podczas spaceru, przy pracach domowych. Jest też wiele osób, które z różnych powodów nie mogą już czytać (chorują, mają problem ze wzrokiem), a w ten sposób utrzymują kontakt z literaturą. Rynek audiobooków jest ekspansywny, co świadczy o rosnącym zapotrzebowaniu na nie. Cieszy mnie, że w ciągu kolejnych dwóch lat wszystkie moje książki będą dostępne jako audiobooki.

Twórczość Trojanowskiej to nie tylko książki. W Willi Lentza wystawiany jest spektakl „Król Tanga”, który powstał na podstawie scenariusza napisanego przez Trojanowską, opowiadający o Tadeuszu Millerze, powojennym piosenkarzu mieszkającym w Szczecinie.

– Pisanie sztuk teatralnych to coś zupełnie innego – przyznaje. – Tu nie ma miejsca na opisy. Tu potrzebne są takie dialogi, aby widza zatrzymać, poruszyć go. „Król Tanga” kończy się mocnym akcentem. Jeśli jestem na widowni, lubię patrzeć na reakcje widzów, na ich emocje. Widuję smutek, niepewność, czasem łzy i… czuję satysfakcję, bo pisząc, właśnie o takie emocje walczyłam.

Na serial na podstawie twórczości Trojanowskiej będziemy musieli jeszcze chwilę poczekać, choć „Łabędź” był bliski swojej ekranizacji.

– To wielka radość, że ta powieść wzbudziła zainteresowanie producentów – zaznacza Trojanowska. – Tutaj przegrałam z lokalizacją, Szczecin i Bydgoszcz okazały się nie być aż tak dobre. Ale wierzę, że skoro raz udało się przyciągnąć uwagę producentów, to kolejny też się uda.

fot. Radek Kurzaj

Spotkania z czytelnikami to powietrze. „Nie ma niczego cenniejszego”

Research, zapis, spotkania autorskie – na takie trzy etapy Trojanowska dzieli proces tworzenia książki. Przyznaje, że zapis jest dla niej niezwykle męczący, ale późniejsze spotkania z czytelnikami wynagradzają wszystko.

– Ten kontakt jest bezcenny – podkreśla. – Na spotkania czytelnicy często przychodzą bardzo dobrze przygotowani, oczytani, mają szczegółowe pytania, zaskakują mnie. W ciągu dekady odbyłam setki spotkań w całej Polsce. Jestem zapraszana do miejsc, z którymi nic mnie nie łączy rodzinnie czy zawodowo, co pokazuje, że moje pisanie jest dla ludzi ważne i chcą o nim rozmawiać.

W niektórych miejscowościach spotkania autorskie to wielkie święto, zjawiają się tłumy, łącznie z władzami. Bo to nie tylko okazja do rozmowy o książkach, ale i do celebrowania wspólnego czasu, rozmowy. Mam takich czytelników, którzy pojawiają się na bardzo wielu moich spotkaniach i nie są to członkowie mojej rodziny (śmiech). To naprawdę wspaniałe.

Jedno ze spotkań, które zapadło w pamięć, odbyło się w Fordonie, w którym rozgrywa się akcja „Łabędzia”.

– Najpierw wstała jedna pani i powiedziała, że czytając książkę miała wrażenie, jakby słyszała opowieść mamy. Potem młoda dziewczyna powiedziała, że o podobnych historiach, jak te z Łabędzia opowiadała jej babcia. Te publiczne świadectwa były niesamowite – wspomina Trojanowska.

Szczecinowi potrzebne jest duże wydarzenie czytelnicze

Mają je m.in. Poznań, Warszawa, Łeba, Opole czy Rzeszów. Jednak do tej pory żadne duże i regularne targi książki w Szczecinie się nie pojawiły. Argumenty o tym, że do Szczecina nigdy nie jest po drodze, nie powinny stawać na przeszkodzie.

– Na premierę „Króla Tanga” przyjechali widzowie z całego regionu, z Warszawy, nawet z Drezna. Kwestia lokacji Szczecina nikomu nie przeszkodziła – zaznacza Trojanowska. – Musimy dużo więcej mówić o Szczecinie. Kilka lat temu po spotkaniu w Łodzi w kuluarach podeszła do mnie czytelniczka i powiedziała: „ja nie wiedziałam, że Szczecin był niemiecki”. Jest nad czym pracować. Szczecin jest nadal dla wielu nieodkryty. To może stać się naszym atutem, a nie przeszkodą.

Jak mówi, niewiele jednak się zmieni w kwestii postrzegania Szczecina jako potencjalnego miejsca na targi czytelnicze, jeśli nie zaangażuje się w to władza.

– Trzeba uświadamiać ludzi, jak ciekawym miastem jest Szczecin, z różnorodną ofertą dla wielu grup wiekowych. To temat dla odpowiednich instytucji, władz. Potrzeba pracy nad zwiększeniem świadomości istnienia i potencjału naszego miasta tak, by ludzie chcieli do nas przyjeżdżać i na własnej skórze doświadczać, jaki jest Szczecin. A kiedy zorganizujemy targi – sprawdzać, co udało nam się stworzyć. Nie można patrzeć na to, że Szczecin jest blisko Poznania i z tego powodu rezygnować z targów. Równie dobrze w Poznaniu nie powinno być targów, bo wielkie imprezy targowe mają miejsce w Warszawie i Krakowie.

Co Trojanowska widziałaby jako ciekawą atrakcję dla odwiedzających targi? Wskazuje, że można skorzystać z siły drzemiącej w powieściach lokalnych autorów i zaprosić odwiedzających targi na spacery śladami bohaterów książek. Takie oprowadzania po mieście już się odbywają i mieszkańcy chętnie z nich korzystają, więc dlaczego nie mieliby się do nich przekonać turyści?

Plany na przyszłość. „To osoba, która wiele dla Szczecina zrobiła, a nic o niej nie wiemy”

Ile inspiracji kryje jeszcze Szczecin?

– To taki neverending story. Historia Szczecina jest skomplikowana, ściera się tutaj wiele ścieżek, a my chcemy nimi podążać, odkrywać je, wczuwać w prawdziwy puls miasta. Jestem pewna, że Szczecin kryje wiele trupów w szafie, sekretów, mrocznych tajemnic, ale i wspaniałych opowieści i romantycznych historii. Pomiędzy tym wszystkim są ludzie Szczecina, ciekawi i inspirujący. Warto o nich pisać, mówić. Po prostu pamiętać.

Obecnie autorka pracuje nad „Królem tanga”, powieści biograficznej o Tadeuszu Millerze, w zanadrzu ma jednak już kolejną propozycję.

– To historia, o której myślę od wielu lat – przyznaje Trojanowska. – O postaci bardzo ważnej dla Szczecina, która wiele zrobiła dla miasta. Niby mamy świadomość jej istnienia, ale tak naprawdę nie wiemy absolutnie nic. To powieść biograficzna, o którą od samego początku zabiega mój wydawca. I na razie tylko tyle mogę powiedzieć – dodaje z uśmiechem.

Czego życzyć na kolejne 10 lat?

– Przede wszystkim zdrowia. I przyspieszenia pisania. Może też ekranizacji – mówi po chwili zastanowienia Trojanowska.