Najnowsza płyta Adama Bałdycha nagrana wraz z zespołem Damage Control ukazała się w styczniu tego roku. Szczecińscy fani grupy i w ogóle wielbiciele jazzu wysokiej jakości, mogli posłuchać tych nagrań w wersji live stosunkowo szybko, bo już w ostatni poniedziałek – 2 marca. Kwartet Damage Control zagrał co prawda w nieco innym składzie niż zwykle (z powodu absencji Piotra Żaczka), ale nie zaważyło to raczej na przyjęciu zespołu przez widzów zgromadzonych w Tiger Clubie.
Muzyka Damage Control to nowoczesne granie, w którym nie brak też
pierwiastków znanych z dokonań
Joe Zawinula i Wayne`a Shortera. To przesycona emocjami, niezwykle
energetyczna
odmiana elektrycznego jazzu. Ekspresja z jaką wykonywane były
poszczególne
kompozycje sprawiała, że można było mieć trudności z percepowaniem
wszystkich wrażeń. Nie muszę chyba dodawać, że Cezary Konrad
tradycyjnie
straszliwie „maltretował” bębny i
talerze nadając brzmieniu Damage Control twardości i dynamiki. Adam
Bałdych na
skrzypcach oczywiście nadawł ton całemu
przekazowi, ale wiele razy pozostawił też możliwość wykazania się swoim
kolegom. W tym grającemu tego dnia na basie, znanemu choćby z projektu
Doctor Fisher - Pawłowi Grzesiukowi.
Zaczęli od utworu „Abrakadabra”, a zaraz po nim Adam .Bałdych przedstawił
zespół i zapowiedział nowy,
jeszcze nie publlikowany utwór, o roboczym tytule „Nowy Groove”
Po jego degustacji mogliśmy usłyszeć standard Milesa Davisa
„All Blues”. W ich wersji przybrał on postać bardziej „destruktywną”.
Nic dziwnego, że po tak mocnej eksplozji dźwiękowej nastąpił antrakt.
W drugiej części koncertu zabrzmiały kolejno „Highway”, „Maliny” oraz
„Szachraj” Wbrew tytułowi tego ostatniego kawałka panowie nie zamierzali nas
bynajmniej oszukiwać kończąc koncert przed czasem. Jeszcze raz wyszli na scenę
by zagrać utwór bardzo wysmakowany i w pewnych partiach wręcz liryczny (za
sprawą klawiszowych pasaży Pawła Tomaszewskiego). To był numer
wieńczący tegoroczny album Damage Control
-„Legenda” Wspaniale, że właśnie taką perłę muzycy zachowali na koniec - w myśl zasady „save the
best for last”
Komentarze
0