Pewnego wieczoru zawitali do nas panowie o smutnych twarzach w szarych szynelach (SB), żeby dokładnie przepytać Lewińskiego, czego szuka w tych ruinach. Oczywiście przypuszczali, że złota w kilogramach. Ojciec przywiózł ich do pracowni, pokazał co robi i dali spokój - wspomina Jakub Lewiński, rzeźbiarz, syn rzeźbiarza Sławomira Lewińskiego, nestora szczecińskiej plastyki, którego twórczość jeszcze w styczniu możemy oglądać na wystawie w Muzeum Narodowym przy Wałach Chrobrego.

Krużganek z piastowskim orzełkiem

Wnosić na poddasze kamienicy przy Wojciecha 1 worki z cementem to wyzwanie, więc rzeźbiarz Sławomir Lewiński szuka nowego miejsca na pracownię. Przechodząc ulicą zauważa, że ktoś chce wjechać do pomieszczenia „warszawą” tak hołubioną, że właściciel próbował siekierą obciosywać odrzwia, by się zmieściła. W jedynym zachowanym fragmencie po kompleksie Kościoła Mariackiego. Ten niezwykły krużganek przy ul. Mariackiej na pracownię może zająć w 1958 roku. Dziś siedzimy tu z Jakubem Lewińskim, synem, który również został rzeźbiarzem. Nad nami gotyckie sklepienie a w miejscu, gdzie krzyżują się jego żebra znajduje się zwornik, krążek, na którym Sławomir Lewiński wyrzeźbił orzełka skopiowanego z piastowskiej monety. - Jak człowiek wojnę przeżyje, to chciałby pokazać, że Polska jest w każdym miejscu, gdzie on jest. To zostało tak zrobione, że osoby, które o tym nie wiedzą, przyjmują to jako oryginał - uśmiecha się Jakub Lewiński.

Mówi się o powrocie na prastare ziemie piastowskie po stuleciach obcego panowania, o Piastowskim Szczecinie, a nawet Zamku Piastowskim. - Po 1945 roku Słowiańszczyzna staje się bardzo istotnym elementem budowania tożsamości Ziem Odzyskanych. Był to wątek, który pozwalał sięgnąć do korzeni kulturowych tych ziem, czasami także do mitologii, bo o związkach z Piastami możemy mówić do XII wieku. Potem sukcesywnie postępowała tu germanizacja - wprowadza dr Szymon Piotr Kubiak, który w Muzeum Narodowym przy Wałach Chrobrego przygotował znakomitą wystawę pod tytułem zapożyczonym od prof. Janion - „Niesamowita Słowiańszczyzna. Sławomir Lewiński 1919-1999 w setną rocznicę urodzin i dwudziestą rocznicę śmierci artysty”.

Sławomir Lewiński w pracowni na Mariackiej (zdjęcie z archiwum Jakuba Lewińskiego)

Sławomir Lewiński urodził się sto lat temu w Kijowie, ale po zakończeniu I wojny światowej rodzina przenosi się do polskiego Radomia. Okupację przeżyje w Warszawie, gdzie uczy się na tajnych zajęciach Akademii Sztuk Pięknych i Wydziału Architektury Miejskiej Szkoły Budowlanej. Po powstaniu warszawskim zostają z żoną Danutą wywiezieni do hitlerowskiego obozu pracy pod Poczdamem. Po wyzwoleniu wracają do Bydgoszczy, gdzie osiedlili się rodzice. W 1946 r. rzeźbiarz z żoną postanawiają zamieszkać w Szczecinie. Rok później na świat przychodzi syn Kuba. Dlaczego wybrał Szczecin? - Jego ojciec, a mój dziadek, który był naczelnikiem kolei w Bydgoszczy, często zapuszczał się w te tereny. Kolejarze, tramwajarze mieli za zadanie ustawić miasto pod względem komunikacji. Dziadek bardzo reklamował Szczecin jako piękne miasto, zielone i warte grzechu - mówi Jakub Lewiński.

Sławomir Lewiński z synem Jakubem na Pogodnie (zdjęcie z archiwum Jakuba Lewińskiego)

Był kajzer, jest Mickiewicz

Do „mickiewiczowskiego boksu” kurator Szymon Piotr Kubiak wprowadza nas przez ekspozycję ciekawego eksponatu ze zbiorów MNS. Brązowej plakiety z ok. 1860 roku z wizerunkiem Adama Mickiewicza, wymodelowanym zaraz po jego śmierci. - Pełniła formę patriotycznego gadżetu ku pokrzepieniu serc, który na masową skalę produkowała fabryka Mintera, przedsiębiorcy, który był Niemcem, pochodzącym ze Szczecina. W carskiej Warszawie wytwarzał takie patriotyczne pamiątki, wspierając tym samym polską tożsamość we wszystkich trzech zaborach i odprowadzając podatki na carski dwór.

Po 1945 roku wizerunki Adama Mickiewicza, romantyka odkrywającego źródła tożsamości w Słowiańszczyźnie, znowu pełnią istotną rolę. „Tysiące szczecinian pod pomnikiem Wieszcza” - donosi Kurier Szczeciński z 4 maja 1960 roku. Stoi wśród nich Kuba Lewiński, który przyszedł ze swoją klasą z podstawówki.

Monument przedstawiający wieszcza w todze pielgrzyma (tu dr Kubiak wskazuje podobieństwo do projektu pomnika Zbigniewa Pronaszki, który chciał postawić pomnik Mickiewicza w Wilnie) zostaje odsłonięty w Szczecinie z okazji tysiąclecia państwa polskiego, w miejscu dawnego pomnika konnego króla Prus i cesarza Niemiec - Fryderyka III.

Po odśpiewaniu „Hymnu Pomorza” i pieśni „O ziemio ojców” przy dźwiękach Poloneza Ogińskiego zakłady pracy składają u stóp Mickiewicza mnóstwo wiązanek z żywych kwiatów.

Wysokość pomnika 6 metrów, waga - 15 ton. Model jest wyzwaniem, które rzeźbiarz realizuje w gruzowisku na zapleczu 13 Muz.

- Pierwotnie planowano wykorzystać projekt, który zajął drugie miejsce na pomnik Mickiewicza w Poznaniu, ostatecznie zdecydowano się na konkurs szczeciński, który wygrał Sławomir Lewiński (zrobił już m.in. pomnik Mieszka I w Mieszkowicach i przedstawił projekt pomnika w Siekierkach - red.) - dodaje dr Kubiak. Trwała też dyskusja, czy nie lepiej postawić pomnik Bolesława Chrobrego?

Sławomir Lewiński przy pomniku Adama Mickiewicza (zdjęcie z archiwum Jakuba Lewińskiego)

Kosmos z białym niedźwiadkiem

Nad projektem mozaiki, która zachowała się na fasadzie kina Kosmos, Sławomir Lewiński pracuje z Emanuelem Messerem, rysownikiem, karykaturzystą, ilustratorem dzienników szczecińskich, wesołą postacią z Klubu 13 Muz.

To są czasy, kiedy wszystko się zdobywa. Część ceramiki została oficjalnie zakupiona w spółdzielni produkcyjnej w Łysej Górze pod Kielcami. Drugim źródłem było pozyskiwanie płytek z gruzowiska na obecnym Manhattanie, po kaflach piecowych czy ceramice, którą wyłożone były mieszkania w zbombardowanych przez aliantów kamienicach. - Zbieraliśmy je z ojcem w kosze i przywoziliśmy do pracowni, niektóre kafelki miały takie nietypowe, fajne kolory - wspomina Jakub Lewiński. I opowiada: - Pewnego wieczoru zawitali do nas panowie o smutnych twarzach w szarych szynelach (SB), żeby dokładnie przepytać Lewińskiego, czego szuka w tych ruinach. Oczywiście przypuszczali, że złota w kilogramach. Ojciec przywiózł ich do pracowni, pokazał co robi i dali spokój.

Dekoracja na Kosmosie była jedną z pierwszych tak wielkoformatowych form mozaikowych w Polsce. Choć została wpisana na listę zabytków, dziś trudniej ją podziwiać, bo pozwolono na wyrównanie pierzei przy al. Wojska Polskiego i postawienie szpetnego budynku przed kinem Kosmos. Bez względu na to, że ta wnęka tworzyła specjalny plac, który stanowił odejście, żeby zachwycić się nad budynkiem kina, którym wybiegano w przyszłość.

- Idea podboju kosmosu, to też jest wielki temat lat 60. Od wysłania w kosmos Łajki przez ZSRR po postawienie stopy na Księżycu przez amerykańskiego kosmonautę Neila Armstronga - mówi dr Szymon Piotr Kubiak. I dalej rozwija: - Docierają pierwsze zdjęcia z Księżyca i to, co na nich widać przypomina pejzaż pustych, wulkanicznych, stepowych ziem. Tak też sobie wyobrażano inne planety, pokryte kraterami, wulkanami, jaskiniami. I to myślenie o kosmosie w przyszłości, takie futurystyczne, jednocześnie splata się z eksploracją tego co bardzo dawne, archaiczne. Messer we współpracy z Lewińskim proponuje na fasadę kina Kosmos właśnie taką kompozycję, która jest futurystyczna, a z drugiej strony bardzo archaiczna, przypomina sztukę jaskiniową, malarstwo ścienne.

Nad wejściem do Kosmosu Lewiński rzeźbi jeszcze białego niedźwiadka, oznaczającego, że tu pierwszy raz użyto klimatyzacji w kinie.

Kurator przypomina też, że kiedy w 1960 roku w Szczecinie wznoszony jest Kosmos, po Polsce jeździ wystawa Henry’ego Moore’a i dociera także do Szczecina. Szczecinianie po raz pierwszy mają okazję zobaczyć prace współczesnego rzeźbiarza kapitalistycznego i to światowej sławy. Wystawa w muzeum przy Staromłyńskiej cieszy się ogromnym zainteresowaniem.

Pałac pod Głowami

Rok po Mickiewiczu na cmentarzu wojskowym w Siekierkach Sławomir Lewiński nad morzem białych krzyży grunwaldzkich na grobach 2 tys. żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, którzy polegli podczas forsowania Odry, stawia żagle i matkę, która przytula dziecko. - Ojciec stworzył taką formę, która budzi nadzieję na przyszłość - tłumaczy Jakub Lewiński. Dziennikarz tygodnika „Za Wolność i Lud” w kwietnia 1980 roku będzie jeszcze pisał „Postać matki z dzieckiem na ręku symbolizuje powrót ziem piastowskich - nadodrzańskich do Macierzy”. - Do 1989 roku organizowano obowiązkowe wycieczki do Siekierek, gdzie odbyła się jedna z bitew II wojny światowej, ale też - jak twierdzono - w czasach średniowiecza zderzyły się armia Mieszkowa z armią cesarską - dodaje dr Kubiak.

Czasy są polityczne, ale Sławomir Lewiński nawet z zamówienia na pomnik Braterstwa Broni potrafi świetnie wybrnąć i na Cmentarzu Centralnym w 1967 roku stają charakterystyczne grzebienie nawiązujące do skrzydeł husarskich.

Miejską Kronikę Szczecina kilka lat „pisze” na Bulwarze Piastowskim, a figury Wyszaka i Jana z Kolna wkomponowuje w Hakenterrasse (od 1945 r. Wały Chrobrego). - Jak mało który plastyk Sławomir Lewiński kształtował ikonosferę powojennego Szczecina - podkreśla kurator „Niesamowitej Słowiańszczyzny”.

Budynek, który służył komendanturze II Pruskiego Korpusu Armii zaczęto remontować w połowie lat 70. Siostrzane skrzydło, do którego już w 1955 r. wprowadził się Klub 13 Muz było w lepszym stanie. Czym w wyremontowanym budynku ozdobić nadproża okienne, które przed wojną zdobiły głowy starożytnych bohaterów? Zadanie powierza się Sławomirowi Lewińskiemu, który przekonuje, że warto, żeby to były głowy współczesnych i żeby w ten sposób zaznaczyć obecność polskich szczecinian. Tymi bohaterami będą znajomi i koledzy nestora szczecińskiej plastyki. Przychodzą pozować do pracowni na Mariackiej. Nudno nie było, bo Lewiński był duszą towarzystwa.

Tak od strony pl. Żołnierza Polskiego osadzone zostało osiem głów, m.in. Stefana Kwileckiego, który nie pozwolił rozebrać szczecińskiej Katedry, pisarza - marynisty i globtrotera Jana Papugi czy Józefa Grudy, dyrektora Teatrów Dramatycznych w Szczecinie, który urodził się jako Witold Kościałkowski, ale prawdziwe nazwisko musiał ukrywać, bo był synem przedwojennego premiera II RP.

Jedna - głowa prof. Władysława Filipowiaka, archeologa, dyrektora Muzeum Narodowego zawieszona została od strony ul. Staromłyńskiej, naprzeciwko jego gabinetu. W 13 Muzach będą żartować, że nawet jak wyjeżdża do Wolina zgłębiać prasłowiańskie dzieje tych ziem, to może w muzeum dyrektora nie ma, ale głową jakby był.