Stało się. Marek Gróbarczyk, nazywany przez niektórych „spadochroniarzem” z Warszawy, został wybrany do Parlamentu Europejskiego. Wywołało to różne komentarze. Jedni gratulują naciągając fakty. Inni nazywają Gróbarczyka postacią z folwarku Joachima Brudzińskiego. Cała ta dyskusja rozgorzała wśród członków Prawa i Sprawiedliwości.

Gdzie ten trzeci eurodeputowany ze Szczecina?

Na swoim blogu Małgorzata Jacyna-Witt dzień po wyborach pisze: Gratulacje składać więc będziemy trzem eurodeputowanym ze Szczecina [Liberadzki, Nitras i Gróbarczyk – przyp. red.].

Marek Gróbarczyk zapytany przez naszą dziennikarkę udającą potencjalnego wyborcę PiSu, czy jest ze Szczecina, odpowiada twierdząco.

W komunikatach prasowych sztabowcy Prawa i Sprawiedliwości podkreślają, że Gróbarczyk jest z naszego miasta. Wszystko to co najmniej półprawdy. Smutne, że mieszkańcy naszego regionu nie postąpili tak jak wyborcy na Podkarpaciu, którzy zagłosowali na lokalną działaczkę PO, odmawiając poparcia na niezwiązanego w ostatnich latach z Podkarpaciem Krzaklewskiego. A może to wina naszych lokalnych mediów, które niedostatecznie informowały o sprawie? Portal wSzczecinie.pl pisał już przed wyborami o tym.

Pomieszkiwanie w Szczecinie równa się bycie szczecinianinem?

Właśnie porzuciła legitymację partyjną obecnie już była działaczka PiS z naszego miasta Mirosława Masłowska, która nie owijając w bawełnę, mówi wprost: szczeciński PiS to prywatny folwark Joachima Brudzińskiego. A Gróbarczyk, według niej, to kolega z klasy Brudzińskiego, przysłany do Szczecina z Małopolski. Przypominamy, że Joachim Brudziński dorastał w Nowym Sączu i tam też poznał Marka Gróbarczyka, który na studia wyjechał do Trójmiasta, a tzw. „podyplomówkę” robił w Bydgoszczy, następnie realizował się w zawodzie pływając po morzach i oceanach świata. Przez chwilę przebywał w Tarnowie, a potem trafił do Warszawy, gdzie pełnił funkcję ministra gospodarki morskiej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Nigdzie wzmianki o Szczecinie. I nagle wczesną wiosną 2009 roku dowiadujemy się, że Marek Gróbarczyk to mieszkaniec naszego miasta, przynajmniej w wersji PiSu. Być może pomieszkiwał przez chwilę w Szczecinie, ale tylko dlatego, że musiał to zrobić stając się „jedynką” PiSu w regionie.

Rewanż Masłowskiej?

Masłowska może sobie pozwolić na szczerość. Nie jest już działaczką PiS i to z własnego wyboru. Szkoda tylko, że zrobiła to po 7 czerwca. Nie ma w tym jednak niczego dziwnego - do niedzieli miała jakieś iluzoryczne nadzieje, że do europarlamentu jednak się dostanie. Dlatego też z kopaniem dołków pod sobą postanowiła poczekać. Do Parlamentu Europejskiego jednak się nie dostała i dlatego postanowiła wytoczyć ciężkie działa przeciwko Brudzińskiemu i Gróbarczykowi.

Uważam, że pan Marek jest niezłym wyborem. Posiada bogate doświadczenie w zakresie gospodarki morskiej, która jest ważna dla miasta. Jako były marynarz wyższego stopnia z pewnością zna języki obce, tak ważne w komunikacji w Parlamencie Europejskim. Ale dlaczego lokalny PiS z uporem maniaka twierdzi, że były minister to szczecinianin? Dlaczego pani Jacyna-Witt pisze o trzech eurodeputowanych z naszego miasta? Te pytania pozostawiam bez odpowiedzi. Dodam tylko, że poprzednie wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że tylko kandydaci związani ze Szczecinem wyjechali ostatecznie do Brukseli.

Miejmy nadzieję, że przynajmniej swoją ciężką pracą w Parlamencie Europejskim na rzecz Szczecina, Marek Gróbarczyk udowodni mieszkańcom naszego miasta, że pomimo braku związków ze stolicą Pomorza Zachodniego, jest profesjonalistą. I spełni oczekiwania tych, którzy go wybrali.