– Szczecin nie jest może aż tak tolerancyjny, jak wydawało mi się w latach dwutysięcznych; nierzadko spotykam się z przejawami brunatnienia. Ale to wciąż miasto w gruncie rzeczy bardzo otwarte na przybyszów – mówi raper Łona. – Ja je widzę jako wspaniałe miejsce pełne ciekawych ludzi, otwartych na innych i ceniących sobie różnorodność.
Po prawie czterech latach od poprzedniej płyty Łona i Webber odezwali się EPką „Śpiewnik domowy”. To najbardziej osobisty album, w którym szczeciński raper postanowił opowiedzieć o swojej tożsamości i jak bardzo formułuje go ciekawość tego, co inne. Łona mówi: – Antysemityzm i ksenofobia podnoszą łeb dużo bezwstydniej niż w latach 90. i dwutysięcznych, i to budzi mój największy sprzeciw. „Śpiewnik domowy” jest głosem niezgody na ten stan rzeczy. Tylko chciałem to zrobić po swojemu, czyli opowiadając o tych wszystkich, niekiedy zupełnie niecodziennych, pożytkach płynących z różnorodności.
„Udostępniam Ci playlistę”
„Może bym tak potańczył? Pochodził, pomówił, pomyślał”. Każdy z siedmiu utworów w „Śpiewniku” jest wielopoziomowy, wieloznaczny. „Udostępniam Ci playlistę” to patchwork ułożony z przywoływanych wykonawców, tytułów, rodzajów, muzyki z całego świata. Wyzwanie dla melomanów, frajda dla graczy, którzy przy pomocy dobrodziejstwa Internetu zechcą pójść tym mnogim tropem.
– Możesz pięknie mówić o różnorodności, ale to są hasła z transparentów. A ja chciałem pokazać, że różnorodność może czasami zagrać szlachetnie i wysoko, a czasami zupełnie nisko, gdzieś np. z turbofolkowych okolic – uśmiecha się Łona. – Ważne, żeby z ciekawością i otwartością wchodzić w te inne rejony kulturowe, trochę poszukać. Można w ten sposób odkryć, bo ja wiem, taką na przykład Velly Joonas, czyli estoński funk z lat 80. – zupełnie genialna muzyka. Na YouTubie jest pełno takich perełek – o ile tylko ktoś sobie zada trochę trudu i poszuka, to czeka go wspaniała nagroda.
Dziennikarka: – Ten kawałek wziął się z imprezowego doświadczania? Bo od pierwszej płyty wiadomo, że chodzisz na „melanże stulecia”. Łona: – Nasi rodzice wymieniali się „bibułą” a my, mam wrażenie, na melanżach gadamy głównie o serialach z Netfliksa i HBO. Ale też, całe szczęście, wymieniamy się playlistami. To w ogóle, przyznasz, w jakimś stopniu budujące, że z imprezy, poza kacem, można wynieść muzyczne inspiracje. Bardzo chciałem jakoś o tym opowiedzieć na tej epce. A dzięki muzyce Webbera ta płyta jest jeszcze bardziej wielobarwna i jeszcze głębiej wchodzi w rozumienie różnorodności.
Przystanek Szczecin
W „Playliście” śpiewa o „szczecińskim w Warszawie kołataniu serca”? Mam nadzieję, że dowiem się co zainspirowało artystę. – Tu nie chodzi już nawet o kompleks człowieka z prowincji, bardziej o przerażenie z jaką szybkością wszystko się w Warszawie dzieje, przecież tam bez mała tramwaje jeżdżą cztery razy szybciej – odpowiada Łona. – Szczecin jest idealnie pośrodku, pomiędzy małomiasteczkowym spowolnieniem a szalonym pędem metropolii. Zawsze uważałem, że mnóstwo rzeczy umyka przy tej stołecznej szybkości.
W „No akomodejszon” Łona odciąga potomka od ataku na przedwojenną szafę. Mieszkamy w poniemieckich domach dziennikarka pyta więc: – Czy wierzy, że przedwojenna historia niemiecka i polska od 1945 roku klei się w Szczecinie w jedną ciągłość? Łona, rocznik 1982: – My jesteśmy w jakiejś części spadkobiercami wszystkich przedwojennych mieszkańców Szczecina. W tym sensie, że żyjemy w mieście, które zostało wymyślone pod koniec XIX i na początku XX wieku – urbanistycznie i architektonicznie. A jak człowiek mocniej zadrze głowę, to dostrzeże jeszcze ślady po kulach, czy resztki niemieckich napisów, tak pieczołowicie zamalowywanych w późnych latach 40. Przed wojną mieszkali tu ludzie i zdaje się, że wreszcie przestaliśmy udawać, że tak nie było. Nie boimy się o nich rozmawiać, odkrywamy ich historie; wiemy, kim był Haken, Ackermann, gdzie są ich groby. Nie znaczy to oczywiście, że mamy teraz zacząć relatywizować niemieckie zbrodnie z II Wojny. Chodzi po prostu o to, że to jest część naszej skomplikowanej tożsamości, rozumianej jako związek z miejscem, w którym żyjemy.
Nikifory z naszego podwórka
Żeby nasi czytelnicy byli dumni, że cała Polska masowo wchodzi w szczecińskie tematy (kiedy w końcu udaje się nam zdzwonić na rozmowę, „Śpiewnik” duetu wspiął się już na szczyt OLiS) przybliżmy jak utworami „Echo” i „#nikiforszczecinski” Łona i Webber kłaniają się lokalnym bohaterom.
Szczeciński Nikifor jest opowieścią o artyście, który tworzył instalacje z tego co znalazł i umieszczał je w oknie swojej kamienicy. Za życia nie został doceniony.
– To był człowiek, który tworzył na marginesie, ale był z całą pewnością Artystą przez duże A, bo był bezgranicznie wolny – podkreśla Łona. – Układał swoje instalacje, nie bacząc, czy odbiorcy będą zachwyceni, ba, w ogóle go pewnie nie obchodziło, czy jacyś odbiorcy są. Po prostu, tworzył tak, jak czuł. Strasznie mi imponuje takie podejście.
Zrealizowanie teledysku do „Nikifora” Łona i Webber powierzyli szczecińskim artystom operatorowi i fotografowi Markowi Kowalczykowi oraz Lumpowi. Ten drugi to artysta sztuk wizualnych, czołowy przedstawiciel street artu ze Szczecina, autor i kurator murali, które w ubiegłym roku wyrosły na Pomorzanach. Rok 2019 w szczecińskiej kulturze należał do niego.
Echo grało
Pójdźmy wszyscy na Niebuszewo, gdzie rozgrywa się „Echo” ze „Śpiewnika”. „Lejb to tu, na Słowackiego, z rodziny niekiepskiej. Koledzy polscy, napisy na klatce niemieckie. I ludowa władza, co do nieludowych imion zły ma przelot, więc zamiast Lejb ojciec pisze Leon”. Pierwsza część utworu jest obrazem Szczecina z lat 50. z żydowskimi mieszkańcami. Drugą zwrotkę Łona poświęca tutejszemu bigbitowemu zespołowi Następcy Tronów, który tworzą żydowskie chłopaki zafascynowane Beatelsami, Stonesami. „Aż przychodzi marzec. Ten, co tym metodycznym lotem wymazuje prawie wszystko z obu tych zwrotek i rozrzuca jakby się tym bawił: Hamburg, Sztokholm, Nowy Jork, Tel Awiw.”
Nie słyszałam wcześniej tak czułego głosu Łony wobec swojego miasta. – Mam poczucie, że to jest ciągle żywy temat. W moim domu często mówiło się o marcu‘68, który nagle zabrał z horyzontu towarzyskiego wielu znajomych moich rodziców – mówi raper. Bohaterów „Echa” Łona znalazł w rozmowach przeprowadzonych przez Weronikę Fibich i Adama Ptaszyńskiego z Teatru Kana w ramach happeningu i filmu „Przeprowadzka”. Kolejnym znakomitym źródłem była książka dra hab. Eryka Krasuckiego „Historia kręci drejdlem”, zbiór szkiców układający się w monografię o dziejach szczecińskich Żydów. O Następcach Tronu dla Radia Szczecin audycję realizowała Małgorzata Frymus.
Łona o swojej „małej ojczyźnie”: – Szczecin nie jest może aż tak tolerancyjny, jak wydawało mi się w latach dwutysięcznych; nierzadko spotykam się z przejawami brunatnienia. Ale to wciąż miasto w gruncie rzeczy bardzo otwarte na przybyszów. Dalej: – Szczecinów jest tyle, ile mieszkańców, czyli te 400 tysięcy z hakiem. Mam wrażenie, że każdy widzi to miasto inaczej. Ja je widzę jako wspaniałe miejsce pełne ciekawych ludzi, otwartych na innych i ceniących sobie różnorodność. I to rozumienie jest tyle samo warte, co 399 tys. innych rozumień Szczecina. Ale bardzo mocno chciałem się podzielić swoim spojrzeniem na świat. Po prostu: z tej różnorodności, w której wyrosłem, płynie dużo pożytku.
Gdyby Łona mógł być na promocji książki Krasuckiego w ProMediach, usłyszałby od historyka zdanie, które może być puentą „Śpiewnika”: „Cieszy mnie różnorodność, myślę, że to jest rzecz, która powoduje, że jesteśmy lepszym społeczeństwem. Bo ze zrozumienia czegoś innego budzi się empatia”.
Praca domowa
„Śpiewnik domowy” kończy „Niepogoda”, gdzie pod płaszczykiem meteo, Łona, który narzeka (w końcu Szczecin to miasto ludzi, którzy lubią narzekać) na deszczowy marazm, wyśpiewuje polską prawdę – jednoczą nas dopiero burze.
„Może by tak burza. Wreszcie jakaś burza. I wichura. Dla tych wierzb i grusz to znak problemów, dla nas to wreszcie dawka tlenu”. Może maturzyści będą kiedyś pisać temat „Łona – romantyk czy pozytywista?”.
– Przy mocnym zastrzeżeniu, że maturzyści powinni jednak pisać o poważniejszej literaturze: borykam się z tymi dwoma dziedzictwami – mówi Łona. – Na tym polega cała trudność bycia Polakiem, żeby w czasach pokoju usiłować być pozytywistą, dbając o romantyczność na wypadek wyższej konieczności. Jeżeli chodzi o to drugie, to jestem spokojny. Jeżeli chodzi o pierwsze, to obawiam się, że Norwid miał trochę racji [Google podaje, że w liście do Michaliny Zaleskiej z 1862 r. Norwid pisał: „Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym” - red]. Takie pozytywistyczne podejście do życia, ten patriotyzm przez małe „p”, rozumiany jako dbanie o własne podwórko, to nam przychodzi trudniej. Ale próbujemy.
Łona i Webber, „Śpiewnik domowy”, wydawnictwo Dobrzewiesz 2020.
Komentarze
13