Pierwszy dzień Kontrapunktu rozpoczął się od przedstawienia z dużym ładunkiem intelektualnym. Widzowie zobaczyli ostatni spektakl niemieckiego reżysera Rene Pollesha, przygotowany w warszawskim Teatrze Rozmaitości.

Dramat bez ról

 „Jackson Pollesch”  to przedstawienie, w którym dialogi  są skonstruowane z cytatów zaczerpniętych z teorii ekonomicznych, analiz kapitalizmu, wierszy i wielu innych zapisów myśli ludzkiej. To swoisty eksperyment sceniczny, w którym osoby, będące na scenie pretendują do bycia aktorami, zdając sobie sprawę z trudności jakie się z tym wiążą. Piotr Głowacki, Aleksandra Konieczna, Agnieszka Podsiadlik, Jan Dravnel, Rafał Maćkowiak i Tomasz Tyndyk próbują odtworzyć komediowy schemat (historię zdrady małżeńskiej), a także inne gatunkowe konwencje, nie tworząc jednak postaci, a bardziej demaskując iluzoryczność  porozumienia  między twórcą a publicznością.

Amerykański malarz, Jackson  Pollock, zauważył niegdyś że to nie jego dzieła, ale on sam stał się obiektem artystycznej percepcji. Odbiorców przestały interesować dokonania twórcy jako takie gdyż bardziej skupiali się na osobowości i historii kreatora. Z tą świadomością aktorzy w tej sztuce chcą zrzucić z siebie jarzmo koniecznego wyrażania siebie  i inspirowania innych. Zamierzają  wyjść poza tę niewygodną konwencję i dlatego  „Jackson Pollesch” jest spektaklem pozbawionym fabuły, ról, a nawet dramaturgicznej konstrukcji. Kiedy akcja zdaje się „zawiązywać”, któryś z aktorów-performerów, stwierdza że chce ją przerwać. Improwizacyjny charakter „Jacksona Pollesha” mimo wszystko nie odbiera widzowi satysfakcji z obserwowania tego dzieje się na scenie (nawet kiedy zgodnie z założeniami  nie dzieje się pozornie nic). Humor oparty na parodystycznym podłożu dostarczył wielu z nas także całkiem niemałej dawki inteligentnej rozrywki.

Selekcja wartości

Drugi konkursowy spektakl pokazany tego dnia to „Rost” (Rdza), przywieziony do Teatru Współczesnego przez  niemiecki Wupertaller Bühnen. Podtytuł tej sztuki autorstwa Anne Hirth brzmi „Wspomnienia na przyszłość” i  odpowiada jego zawartości czyli kulturowym zasobom, jakie chcemy ocalić dla tych, którzy nastąpią po nas.

 Posługując się  postmodernistyczną formułą  reżyserka (którą publiczność Kontrapunktowa może pamiętać ze spektaklu „Wait here for further instructions” pokazanego w Szczecinie w 2007 roku) zebrała tym razem imponujący zestaw rekwizytów rzeczywistych (takich jak magnetofon szpulowy, wanna czy puzzle) i przywołanych przez słowa.  Dzięki nim chciała ukazać to, co współczesność może zaoferować przyszłemu człowiekowi. Czy listy zakochanych mają jakąś wartość, ile lat przetrwają wypalone na komputerze płyty DVD ? Aktorzy płynący przez czas, na statku-medium, wymieniają się ulubionym  scenami z filmów, impresjami z lektur, obserwacjami, które chcieliby zachować i w ten sposób dokonując selekcji, której celem ma być znalezienie tych najbardziej cennych wytworów naszej inwencji. Tak więc czterej aktorzy byli w tym wypadku de facto tylko pośrednikami w tej szczególnej procedurze, wiodącej do utrwalenia tego co jest istotne. Czy „Rost” pozostanie w pamięci widzów na dłużej ? Mam nadzieję, że tak.

Proces na scenie

Tego samego wieczoru, w Hali Opery, zobaczyliśmy sceniczny proces przeciwko sztuce czyli pozakonkursową realizację zatytułowaną „The Curators` Piece (A Trial Against Art.)” według koncepcji Tea Tupajic & Petra Zanki. Dyrektorzy festiwali teatralnych z kilku europejskich  krajów przedstawili fragment „Ifigenii” Jeana Racine`a, ale przede wszystkim dyskutowali na temat roli sztuki we współczesnym świecie, starając się odpowiedzieć na pytanie czy jest ona w stanie ocalić go od degradacji. Wśród zaproszonych do rozmowy osób znalazła się także Anna Garlicka (dyrektor Kontrapunktu). Przedstawiła własny pogląd na ten temat, przywołując Dejmkowskie „Dziady” i starając się określić wartość polskiego teatru. Nie miała łatwego zadania, gdyż pozostali uczestnicy projektu, próbowali dowiedzieć się od niej na jakie potrzeby społeczne odpowiada Kontrapunkt i co jest jego przesłaniem, czy nie jest tylko przysłowiową sztuką dla sztuki...

Każdy z kuratorów opowiadał o własnych doświadczeniach w kontekście pracy jaką wykonuje dla kultury, każdy z nich musiał także odpowiedzieć za co oddałby życie. Zabrakło chyba jakiejś, bardziej nakreślonej konkluzji tego spotkania, choć kilka uwag, które padły ze sceny,  na pewno jest godna zapamiętania. Jak choćby ta, którą wygłosił gość z Norwegii, na temat swojego kraju. To „piękne krajobrazy i... fikcja”