Mnisi śpiewający popowe hity? Kto o nich nie słyszał... Zespół Gregorian wczoraj można było zobaczyć w szczecińskiej hali Azoty Arena.

Zespół powstał na początku lat 90. ubiegłego wieku w Wielkiej Brytanii i była to idea producenta muzycznego, Franka Petersena, który postanowił spróbować połączyć średniowieczny chorał gregoriański z muzyką popową i rockową. Ich kariera „ruszyła” naprawdę w 2000 roku wraz z wydaniem płyty „Master Of Chant” W sumie wydali 17 albumów i 9 płyt DVD. Przygotowali 15 tras koncertowych i wystąpili na żywo w 36 krajach Choć największe sukcesy grupa ma już raczej za sobą, to w hali Azoty Arena zjawiło się jednak niemało chętnych, by zobaczyć ich show na żywo.

Trasa „Final Chapter” to zakończenie pewnego etapu działalności Gregorian. Ponad 20 artystów na scenie, specjalny show podzielony na dwie części, a obok śpiewających panów, wśród których brylował Narcis Iustin Ianău, pochodzący z Rumunii, byli też grający na żywo instrumentaliści. 

W programie wydarzenia znalazły się m.in. utwory: "I still haven't found what I'm looking for" zespołu U2, "Join me in death" zespołu HIM, "Shout" Tears for Fears (efektownie zagrany na bębnach), "Kiss from a rose" Seala, "One" zespołu U2, czy "Hells Bells" zespołu AC/DC (z ognistą solówką perkusji). Muzyce towarzyszyły efekty laserowe, wizualizacje, pirotechniczne eksplozje, a na ekranie w kształcie klasztornego okna pojawiały się zdjęcia i krótkie filmy, wzbogacające widowisko. Gadżetów na scenie było dużo. Podczas prezentacji utworu „Crying In The Rain” mnisi zaopatrzyli się w czarne parasole, w innej piosence trzymali w rękach nietypowe lustra, „wytwarzające” efekty wizualne.

Jednym z ciekawszych fragmentów całości było zejście wokalistów ze sceny przed pierwszy rząd widzów na płycie hali. Wówczas pokazali oni, że także bez nagłośnienia, przy akompaniamencie gitary akustycznej też dobrze sobie radzą. Usłyszeliśmy wtedy medley złożony z utworów „In My Life” , Crazy Crazy Nights”i Good Night, Companions”.

W swym repertuarze Gregorian posiada też nie tylko cudze hity, ale też utwory własne. Jeden z nich zaśpiewała Amelia Brightman. „Moment of Peace” w jej wykonaniu to był kolejny fragment, który szczególnie zachwycił widzów. W sumie byli chyba zadowoleni z inwestycji jaką były bilety, bo to ponad dwugodzinne wydarzenie zapewniło im różnorodne wrażenia.