Na swoim koncie mają nie tylko domy na wodzie, ale i pływającą saunę czy również pływający basen. Na terenie szczecińskiej stoczni niewielka grupa młodych inżynierów i architektów projektuje i buduje nietypowe obiekty. „Nie mamy projektów standardowych, od samego początku ideą naszego szefa było to, abyśmy zajmowali się tylko tymi nietypowymi” – podkreśla Piotr Niedźwiedzki, prokurent Dirkmarine.
Oficjalnie polski oddział Dirkmarine powstał w 2020 roku, ale historia szczecińsko-kopenhaskiej współpracy zaczęła się już cztery lata wcześniej.
– Wtedy pracowałem jeszcze w innej, ogólnopolskiej firmie, która także działała na terenie Stoczni Szczecińskiej. Wówczas poznałem Jespera, właściciela Dirkmarine – opowiada Piotr Niedźwiedzki.
Od pływających akademików po założenie szczecińskiej filii
Panowie wspólnie realizowali projekt budowy pływających… domów studenckich. Cała produkcja odbywała się na terenie Stoczni Szczecińskiej, a akademiki po dziś dzień służą studentom kopenhaskich uczelni. Po zakończeniu projektu inżynier budownictwa pozostał w kontakcie z duńskim architektem.
– Na początku 2020 roku Jasper odezwał się do mnie informując, że ma kilku klientów zainteresowanych budową różnych obiektów pływających. A, że tutaj w Szczecinie budowaliśmy akademiki, mamy dobre zaplecze i kadrę, to chciał zrobić całą produkcję w Polsce – tłumaczy nasz rozmówca.
Na początku szczeciński oddział liczył dwie osoby, dziś – siedem. Warto dodać, że właściciel Dirkmarine, Jesper Dirk Andersen, z zawodu jest projektantem statków i specjalizuje się w morskiej inżynierii. Na rynku działa już od 25 lat, ale dopiero od kilku ma stałe miejsce, gdzie prowadzone są projekty i produkcja.
– Wcześniej nie było jednego miejsca produkcji. Tam gdzie był klient, tam budowano. Nieważne czy był to Londyn, czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Poza tym nasz szef jest zauroczony Szczecinem. Kiedyś myśleli z żoną, czy by się tutaj nie przeprowadzić. W Szczecinie jest bowiem wszystko, co dla niego najważniejsze: woda, infrastruktura, połączenie z Europą. Świetne warunki do pracy i życia – dodaje kierownik produkcji Piotr Kucharski.
Budują na Kopenhagę, w Polsce jest zdecydowanie trudniej
Szczecińską kadrę Dirkmarine tworzą przede wszystkim młodzi inżynierowie i architekci, a średnia wieku nie przekracza 30 lat. Jak mówią, budują głównie na Kopenhagę. To nasuwa pytanie - dlaczego nie na Szczecin i Polskę, skoro firma działa w stolicy Pomorza Zachodniego?
– W przypadku Kopenhagi znamy po prostu wszystkie przepisy dotyczące obiektów pływających – wyjaśnia Piotr Niedźwiedzki. – W dodatku mamy tam również marinę, gdzie stawiane są nasze budynki. Jak zaznacza, znalezienie miejsca to najtrudniejszy krok w całym projekcie. Klienci chcą podpisywać dzierżawy na dłuższy okres, aby mieć pewność, że będą mogli pomieszkać w danym miejscu.
Jak dodaje prokurent Dirkmarine, w Polsce nie jest już tak łatwo podpisać umowę dzierżawy na dłuższy okres. Ale także nad Wisłą i Odrą żyją ludzie, których portfele są bardziej zasobne niż jeszcze kilkanaście lat temu. Wielu szuka ucieczki od zgiełku, chciałoby zamieszkać gdzieś w bezpośrednim kontakcie z naturą, a w dodatku – z możliwością bezproblemowej przeprowadzki wraz z pływającym domem.
– Odwiedził nas już mieszkaniec Szczecina, który chciałby mieć właśnie taki dom, a my cały czas szukamy, sprawdzamy. Weźmy choćby przykład bulwaru Piastowskiego nad Odrą. Zarządzany jest przez cztery podmioty, z którymi jesteśmy w stałym kontakcie. Próbujemy także dowiedzieć się, czy w ogóle jest taka marina, która byłaby zainteresowana cumowaniem naszych obiektów – dodaje P. Niedźwiedzki.
Przykład z Wrocławia potwierdza urzędnicze trudności
Warto w tym miejscu podać przykład pierwszego i jednego z niewielu polskich pływających domów, w którym przez cały rok żyje i mieszka wrocławska rodzina. Jak podkreśla jego właściciel Kamil Zaremba, to nie tylko spełnienie marzenia, ale i smutne doświadczenie związane z powodzią w 1997 roku, podczas której wrocławianin stracił cały swój dobytek.
„Dom na wodzie jest jedynym, który przeżyje powódź” – tłumaczy w materiale dla programu „Pomysł Na Dom”. Jednocześnie mężczyzna przyznaje, że nie było łatwo uzyskać zgody na budowę i przychylności urzędników. „Pomysł pojawił się w grudniu 2005 roku. Później już tylko 8,5 roku i zamieszkaliśmy. Ten czas poświęciliśmy na przekonywaniu instytucji i urzędników, że to jest bezpieczne i nie stanowi zagrożenia” – opowiada Kamil Zaremba.
Ostatecznie udało się, a pływający dom zacumowany jest w pobliżu mostu Grunwaldzkiego.
Całoroczne domy, w których nie buja
Wróćmy do szczecińskiego zespołu. Ich ostatnie projekty to dwa pływające domy o konstrukcji stalowo-drewnianej. Jeden o powierzchni 130 m kw. a drugi – 210 m kw. W środku prezentują się jak klasyczne domy jednorodzinne. Kiedy wchodzimy do środka, nie czujemy, że jesteśmy na wodzie. Jest stabilnie, nie buja.
– Duńczycy bardzo lubią drewno, naturalne materiały. Na podłogach jest czysta deska drewniana. Na elewacji i tarasach – też. To całoroczne domy, w których po prostu mieszkają Duńczycy. Jest miejsce na garderobę, kuchnię, sypialnie, toalety, gabinety pracy. Domy mają także piwnice, gdzie właściciele mogą przechowywać różne rzeczy – dodaje nasz rozmówca.
Jak podkreślają inżynierowie, domy ich autorstwa można bez problemu odholować i przenieść w zupełnie inne miejsce, które ma przyłącze do mediów. Co ciekawe, zastosowane są w nich autorskie i innowacyjne rozwiązania sprzyjające środowisku.
– Cały dom ogrzewany jest przy pomocy ciepła, która pozyskuje energię z otaczającej budynek wody – wyjaśnia Piotr Niedźwiedzki. – Dodatkowo istnieje możliwość montażu paneli fotowoltaicznych oraz miniaturowych turbin wiatrowych, dzięki czemu możemy przyczynić się do poprawy środowiska poprzez zmniejszenie emisji dwutlenku węgła i obniżenia kosztów użytkowania obiektu.
Nie tylko domy na wodzie
Warto jednak podkreślać, że szczeciński zespół projektuje i buduje nie tylko domy na wodzie. W zeszłym roku oddali pływającą saunę na 50 osób, choć jak podkreślają, najbardziej nietypowym projektem był pływający basen.
– To było największe wyzwanie. Szczególnie, że miał być napełniany zarówno wodą z zatoki, jak i sieci miejskiej. Na początku nie wierzyliśmy, że uda nam się to zrobić, ale daliśmy radę. Nie wiem czy jest jakaś pracownia, która zrealizowała coś podobnego. Owszem, jest kilka basenów w innych miastach, ale one są przytwierdzone do podłoża. Nasz jest totalnie niezależny, całkowicie pływający – podkreśla Piotr Niedźwiedzki.
Do tej pory na terenie szczecińskiej stoczni zespół Dirkmarine zrealizował pięć projektów.
– Dwa domy stoją jeszcze na terenie stoczni, pozostałe są już w Kopenhadze. Wkrótce zaczniemy pracę nad kolejnymi trzema – zapowiada Piotr Niedźwiedzki.
Komentarze
8