Mamy połowę grudnia. Czas specyficzny. Dzieje się tyle rzeczy, tak wiele tematów porusza się w codziennych rozmowach, w mediach... ja napiszę dzisiaj o tym, co tak naprawdę wydaje mi się dzisiaj ważne. Może i najważniejsze.

Polityka?

Nie napiszę o tym, jak bardzo śmieszni wydają mi się skaczący z radości po drugiej turze wyborów fani Piotra Krzystka. Nie napiszę o tym, jak bardzo mnie bawi frustracja tych, którzy tak strasznie mocno trzymali kciuki za przegraną nowego-starego prezydenta. Wszyscy i tak zaraz o tym całym zamieszaniu wyborczym zaraz zapomną. A może już teraz nikt tego nie pamięta?

Słowem nie wspomnę o Jaruzelskim, stanie wojennym, Komorowskim, Kaczyńskim i reszcie warszawskiej drużyny, która tak skutecznie zawłaszcza sobie tak wiele czasu antenowego w telewizji, radiostacjach. Która tak sprawnie anektuje większość miejsca w prasie. Nie sądzę, żeby temat miał szansę zainteresować któregokolwiek z czytelników naszego portalu. Od tego jest cała chmara innych portali, od tego jest wspominana prasa, ogólnie pojęte media o szerszym niż my zasięgu oddziaływania.

Pogoda?

Nie napiszę o tym, jak bardzo irytujący jest zimny wiatr, który bije po twarzy drobnymi, twardymi płatkami śniegu. Ani o tym, jak to znowu drogowców zaskoczyła zima. Tak jest co roku, bo wałkowano to już milion razy i prochu się w tym temacie nie wymyśli.

Nie poruszę kwestii zamarzających na ulicach bezdomnych, nie będę nawoływał do unikania ignorancji. Już to robiłem, nie lubię się powtarzać.

Święta?

Nie napiszę o „świątecznej atmosferze”, która towarzyszy nam od listopada. Przemilczę bombardowanie nas bożonarodzeniowymi piosenkami, Mikołajami, reniferami. O komercjalizacji Bożego Narodzenia i całej masy innych świąt wiedzą wszyscy, wszyscy się jej poddają i nie ma co się nad tym rozwodzić, ani tym bardziej rozczulać.

Nie napiszę też o tym, że końcówka grudnia to czas, który powinno się spędzić z rodziną, cementować więzi z jej członkami. Wszyscy o tym w teorii wiemy. W komentarzach wszyscy by się z tym zgodzili, a w głowie siedziałoby pewnie i tak coś innego. Coś, do czego przed samym sobą nie potrafi się przyznać w zasadzie nikt z nas.

Portal?

Przemilczę kwestię krytykanctwa, jakie często pojawia się w komentarzach na wSzczecinie.pl. Bo nawet jeżeli bardzo często jest ono głupie, pozbawione argumentacji i obliczone na prowokację, ewentualnie promowanie siebie. To nie moja sprawa, kto co pisze. Nie mam też zamiaru tłumaczyć komukolwiek, że łamanie regulaminu równa się brakowi publikacji komentarza. Nie chce mi się z nikogo robić idioty, nawet, jeżeli bardzo często jest to wyjątkowo proste.

Kompletnie przemilczę fakt, że portal czeka kilka zmian. To samo z zewnętrznymi przedsięwzięciami, w które wszczeciniacy są zaangażowani. Wystarczy poczekać.

Nie będę się bawił w podsumowania chwalące, krytykujące, czy też pomijające całą masę rzeczy, które zdarzyły się w 2010 roku w naszym mieście. Zrobię to później, przy okazji któregoś z kolejnych tekstów.

Do rzeczy Tomasz...

Napiszę jednak coś, co uważam za naprawdę ważne w czasie prawie-świąt. OGARNIJCIE SIĘ. Z doświadczenia wiem, że drugi-trzeci tydzień ostatniego miesiąca w roku jest czasem, w którym najłatwiej jest coś (może nawet wszystko) zawalić. Jeszcze nie ma wolnego, ale myślami jest się wszędzie, tylko nie przy obowiązkach. Apeluję do Was zatem – miejcie się na baczności. W szkole, na uczelni, w pracy, na kursie, szkoleniu, stażu, praktyce, gdziekolwiek. Nie odpuszczajcie nauki, nie obijajcie się w robocie. Przełożeni nie są w świątecznym nastroju i nie staną się nagle bardziej tolerancyjni.

Szkoda byłoby chyba coś spieprzyć tylko dlatego, że chwilowo jesteśmy mniej skoncentrowani. Rozprasza nas mnóstwo rzeczy, dlatego też ogrom istotnych spraw może nam umknąć. Miejmy się na baczności, nie pozwólmy, żeby sam finisz zrujnował nam imprezę pod tytułem „2010”.