W mieście zagościła jesień. Nie ma jeszcze wprawdzie pluchy, mokrych liści na chodnikach i tym podobnych atrakcji, ale w powietrzu da się już wyczuć, co nas czeka. Ten czas oznaczać może tylko jedno – depresyjne dożynki czas zacząć! Październik i listopad to bodaj najobfitsze w nagłe dołki nastroju miesiące w roku. Ogromna ilość ludzi chodzi z nosem spuszczonym niemal pionowo w stronę chodnika.

Trudno się dziwić takiemu stanowi rzeczy. Wakacje skończyły się już nawet dla studentów. Pogoda w najlepszym wypadku bardzo średnia, z przewagą przenikliwie zimnego wiatru. W pamięci cały czas cieplutkie lato pełne wrażeń. Brutalne zderzenie z końcówką roku boli bardzo mocno. W mieście czuć przygnębienie.

Nieunikniona (?) stagnacja...

Ulice robią się puste, wszyscy siedzą w domach oglądając swój ukochany serial, albo przemierzając bezkres internetu. Wyciągnięcie kogoś na imprezę staje się powoli coraz większym wyzwaniem. Tragedii nie ma, ale daje się wyczuć bardzo wyraźną tendencję spadkową, która apogeum osiągnie dokładnie na przełomie listopada i grudnia. Bo tak jest zawsze.

Czas jest smutny, w jakimś bardzo mądrym czasopiśmie wyczytałem nawet, że właśnie na bieżący okres przypada najwięcej rozstań. Coś w tym jest. Jeżeli zastanowić się, rozejrzeć po swoich znajomych i przypomnieć sobie te sprawy, to wszystko się zgadza. A czas na rozpaczanie po stracie drugiej połówki idealny rzecz jasna. Aż się prosi o pisanie przesmutnych wierszy i atakowanie świata przygnębionymi, często mizantropijnymi i obowiązkowo enigmatycznymi opisami na Gadu-Gadu (w domyśle – „zagadaj, zobaczysz jaki mój świat jest trudny i smutny”).

Veto!

Jak tak na to wszystko patrzę, to nie chce mi się wierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Szczecin jest na jesieni naprawdę fajny. Wystarczy tylko przyjąć nieco inny punkt widzenia, ruszyć głową. Najzwyczajniej w świecie ogarnąć się.

Rozrywek nie brakuje. Koncertów jest od groma. Jesień to Eldo, O.S.T.R., Pogodno, Proletaryat, Molesta, Closterkeller, Julia Marcell, Frontside, Spięty, Łąki Łan, Happysad, Strachy Na Lachy, Coma bez prądu... dla każdego coś miłego. A to i tak tylko muzyka (nie cała zresztą). Okres okolic Halloween to miliard imprez tematycznych. Maratony filmowe (serdecznie namawiam do udania się na ten do Heliosa 29.10, który odbywa się w ramach naszych piątych urodzin), trupio-upiorne bale przebierańców (martwi kaca nie miewają, więc można zapomnieć o całym świecie i zabawić się na maksa) i całe mnóstwo ramowych, regularnych dyskotek o różnym charakterze. Mało? Każdy, kto ma potrzebę wyszaleć się poza domem z pewnością znajdzie coś dla siebie. Cudów nie ma.

W porównaniu do reszty kraju jesienny Szczecin nie prezentuje się źle. Gród Gryfa jest miastem zielonym. I nie są to jakieś zakamuflowane pozdrowienia dla chłopaków z Niebuszewa. Nasza miejscowość obfituje po prostu w bardzo liczne dary flory. Listopad i październik podkreślają to. Aż się prosi o cieplejszy ubiór i spacer po którymś z naszych parków. Fantastycznie do tego celu nadaje się też cmentarz, jeżeli tylko kogoś nie przybija obecność grobów. Nie ma co sobie wmawiać, że natura ginie i szykuje się do nieuniknionej hibernacji. Nawet jeżeli przyjdzie (a przyjdzie z całą pewnością) typowa szaruga ze swoimi przemokniętymi liśćmi, to i ona ma swój urok. Wystarczy tylko poszukać w niej czegoś, co nas zaintryguje. Dla każdego będzie to coś innego. Nigdy jednak nie będzie to nic.

Błędnego postrzegania skutki

Sam, wbrew temu co mogłoby się wydawać, nie lubię jesieni. Nie jestem jednak hipokrytą, przynajmniej w tej kwestii. Powodem mojej antypatii do wspominanej pory roku jest bowiem nie jej charakter tylko wpływ, jaki ma ona na ludzi. Bliscy mi ludzie bardzo często wraz z końcem września (czasem wcześniej) wpadają w pesymistyczne rozmyślania, stają się markotni. Nie lubię kiedy osoby, na których mi zależy są przygnębione. Po prostu. Nie jest to jednak wina jesieni, a przypadku i ewentualnie błędnego (w moim poczuciu) patrzenia na przedzimie.

Mowa końcowa

Głowa do góry, drogi Czytelniku! Nie mamy aktualnie letnich upałów i towarzyszących im dzikich imprez. Nieobecna jest również pełna życia wiosna. Nie doświadczymy też piękna zimowego krajobrazu. Czy jest to jednak powód do depresji, utraty humoru? Nie. Jeżeli chcemy, jesienią można cieszyć się tak, jak każdym innym czasem w roku. Wystarczy umieć skorzystać z dobrodziejstw, jakie nam oferuje i nie poddać się schematowi myślenia, który nakazuje uznać ten okres za wstrętny.