Autor „Śmierci w Breslau” słynie z niezwykłej precyzji w konstruowaniu realiów, w których poruszają się bohaterowie jego powieści. Do tej pory mogliśmy podziwiać znajomość topografii czy kulinariów przedwojennego Wrocławia, w najnowszym cyklu poznajemy przedwojenne Wilno.
Jesień obrodziła licznymi spotkaniami z pisarzami i poetami. Głównie za sprawą kolejnych edycji Szczecińskiego Przeglądu Literackiego FORMA (spotkaliśmy się m.in. z Tomaszem Majzelem, Krzysztofem Niewrzędą, Zbigniewem Jasiną, Haliną Pląder, Zbigniewem Wojciechowiczem, Nataszą Goerke, Arturem Danielem Liskowackim, Hubertem Klimko-Dobrzanieckim, Piotrem Michałowskim) oraz dzięki spotkaniom w ramach cyklu Errata Literata organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną. W październiku gościliśmy Tomasza Piątka a w ostatni wtorek Marka Krajewskiego i spotkaniem z tym właśnie autorem MBP postanowiła zamknąć swój cykl.
Autor „Śmierci w Breslau” słynie z niezwykłej precyzji w konstruowaniu realiów, w których poruszają się bohaterowie jego powieści. Do tej pory mogliśmy podziwiać wiedzę autora dotyczącą topografii czy kulinariów przedwojennego Wrocławia, w najnowszym cyklu poznajemy przedwojenne Wilno. Krajewski ze swadą opowiadał o czasem niezwykle ryzykownych eskapadach w poszukiwaniu materiałów do swych powieści. A cykl lwowski powstał ze znużenia niemieckim Wrocławiem – autor powędrował do miasta, z którym wiążą go emocjonalne więzi – tu żyła jego matka, tutaj wiele miejsc przypomina rodzinne historie. Autor wyjawił ciekawe informacje dotyczące własnego warsztatu pisarskiego. Zdradził, w jaki sposób szuka nazwisk dla swoich bohaterów (książka adresowa), w jaki sposób tworzy bogate opisy potraw, którymi zajadają się jego bohaterowie w knajpkach Breslau czy Lwowa. Dowiedzieliśmy się również, że największą trudność Markowi Krajewskiemu przysparzają opisy narad policyjnych ale też niełatwa okazała się jednostronicowa scena orgii - pisał ją przez tydzień. Nie da się nie zauważyć, że w powieściach Krajewskiego mamy do czynienia z dwoma typami kobiet: albo jest to ofiara, albo prostytutka. Nie wszystkim – a szczególnie feministkom – to się podobało, więc nowy lwowski cykl wzbogacił się o Leokadię – kobietę wykształconą, elokwentną, której nie są obce takie zagadnienia jak choćby mechanika kwantowa. Krajewski jest bardzo wyczulony na to, co sądzą o jego książkach odbiorcy i tego absolutnie nie kryje. Wielokrotnie podczas spotkania podkreślał, że skoro „żyje” z Czytelników, to szanuje ich zdanie i ulega czasem ich sugestiom. Takie stricte marketingowe podejście jak widać, opłaca się – Marek Krajewski w 2007 roku zarzucił całkowicie pracę na uczelni (jest filologiem klasycznym, pracował na Uniwersytecie Wrocławskim) i utrzymuje się wyłącznie z pisania. Jego powieści kryminalne zostały do tej pory przetłumaczone na 18 języków – szczególnym powodzeniem cieszą się na Ukrainie (głównie cykl o Edwardzie Popielskim, w pewnym sensie alter ego Mocka), w Niemczech i we Włoszech.
Marek Krajewski pierwotnie chciał publikować pod pseudonimem – nawet zdążył sobie taki stworzyć - mianowicie Reiner Hagen – a było to spowodowane obawą przed ostracyzmem środowiska uniwersyteckiego. Pisanie kryminałów przez asystenta a potem doktora nie mogło się spotkać w tamtych czasach z aprobatą. Jednak wydawca „Śmierci w Breslau” twardo się sprzeciwił i autor pozostał przy swoim nazwisku. Krajewski zatem, od 2007, dzieli rok na czas poświęcony wyłącznie pisaniu (od stycznia do lipca), na czas wakacyjnych wyjazdów a od września do grudnia mamy okres spotkań z czytelnikami, które - widać to było podczas szczecińskiego wieczoru – bardzo lubi. Może wreszcie dać upust swojemu zamiłowaniu do przemawiania oraz panowania nad słuchaczami; z racji efektownego modulowania głosu nazywany był przez studentów „księdzem proboszczem”. I rzeczywiście, oratorskie metody Pana Marka sprawdzały się znakomicie podczas szczecińskiego spotkania, co potwierdzały szczególnie żywe reakcje licznie przybyłych gości.
Marek Krajewski zwrócił uwagę, że dzisiaj zbrodnia wymaga wyszukanej oprawy – może to wynik wpływu mediów, może tego, że już niewiele rzeczy pozostaje tabu – w każdym razie owa teatralizacja zbrodni jest konieczna, by czytelnik uznał historię za ciekawą. Zwykłe porachunki rodzinne, gdy żona w złości godzi męża nożem nikogo już nie zainteresują. Stąd też niezwykle frapująca intryga matematyczna w ostatniej powieści (wydanej przez Znak) - „Liczby Charona”.
Choć to ostatnie spotkanie z cyklu Errata Literata, to Biblioteka Publiczna zaprasza nas na nowy, zatytułowany „Książka w antrakcie” i jak możemy się domyślać, scenerią spotkań z pisarzami będą wnętrza Teatru Małego w Szczecinie. Spotkań będzie sześć; na pierwszym, kwietniowym, Krzysztof Niewrzęda poprowadzi dyskusję z Arturem Beckerem i Januszem Rudnickim o sytuacji pisarza polskiego pochodzenia w niemieckiej rzeczywostości.
W maju gościć będzie u nas niezwykle ciekawy poeta krakowski Roman Honet (wcześniej odwiedził Szczecin przy okazji Przeglądu Literackiego Forma). Poeta zaprezentuje nam sylwetki Justyny Bargielskiej, Łukasza Jarosza i Edwarda Pasewicza – jednych z najbardziej interesujących poetów młodego pokolenia. O kolejnych odsłonach cyklu „Książka w antrakcie” będziemy informować na naszym portalu.
Serdecznie dziękujemy p. Dariuszowi Bitnerowi za obszerne informacje dotyczące planów MBP na nadchodzący rok.
Komentarze
1