Wydawało się, że to będzie tylko „powtórka z rozrywki”. Przecież od pierwszej wizyty tego muzyka w Szczecinie minęły jedynie 2 lata. W międzyczasie jednak Asaf Avidan wydal album „Gold Shadow” i teraz wydaje się być muzykiem jeszcze dojrzalszym i po prostu jeszcze lepszym. Przekonał nas o tym 14 listopada podczas występu w Filharmonii.

Głos o niesamowitej barwie

Poprzedni występ tego izraelskiego muzyka na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich został bardzo doceniony. Asaf okazał się artystą, który nie tylko świetnie interpretuje swoje kompozycje na żywo, ale też doskonale panuje nad swym show, a humor jest bardzo ważnym elementem jego przekazu. Ostatni, poniedziałkowy występ miał podobny charakter, bo Avidan znów dużo mówił i oczywiście grał na gitarze akustycznej, na harmonijce ustnej, a na elektronicznym pulpicie „produkował” sobie podkłady perkusyjne, zapętlał dźwięk, bawił się efektami...   Dzięki takim dodatkom w niektórych utworach mieliśmy wrażenie, że słyszymy rozbudowany skład, ale to głos Asafa, głos o niesamowitej barwie, był przeważnie na pierwszym planie.

 

Delikatny początek i mocna przemowa

Artysta rozpoczął swój występ delikatnie i spokojnie (od utworu „Is This It”), ale wiadomo było, że nie będzie to tonacja dominująca do końca. Asaf w dalszym ciągu wybierał bowiem ze swego repertuaru kolejne, bardziej znane utwory, takie jak "Love or Leave It", „Different Pulses”, „One Day” czy „Over The Blues” i przedstawiał je w wersjach mniej lub bardziej zaskakujących. Ostatni numer otrzymaliśmy w szczególnie ekspresyjnej, bardzo emocjonalnej, wręcz kabaretowej, interpretacji. Asaf włączył w swój tekst aktualny komentarz do ostatnich wyborów prezydenckich w USA, nie kryjąc swojej antypatii do Donalda Trumpa. W długiej przemowie, która nastąpiła po wykonaniu tego numeru, wyraził swój sprzeciw wobec takich ludzi jak on i wobec państw, w których nie dba się o podstawowe prawa kobiet....

 

Whisky i nowe utwory

Bardzo szybko zyskał aprobatę i zachwyt widzów. Publiczność jak to się mówi, jadła mu z ręki, a nawet piła, bo Asaf zaproponował w połowie swego występu szklaneczkę whisky jednemu ze słuchaczy z pierwszych rzędów...Ogólnie repertuar jaki przedstawił był bardzo zróżnicowany. W "Small Change Girl" znów usłyszeliśmy nawiązania do amerykańskiej, czarnej muzyki, a jednym z bardziej dynamicznych fragmentów całego programu był niewątpliwie wybuchowy, rozimprowizowany „Bang Bang”. Asaf włączył do set listy także dwa, zupełnie nowe utwory i to na pewno była duża atrakcja dla widzów, którzy zapewne już oczekują tego, co ten artysta dla nas szykuje na przyszłość.

 

Cohenowski finał

Po owacjach publiczności, kończących podstawowy set, wyszedł jeszcze oczywiście na scenę i zapytał czego sobie jeszcze życzymy. Ponieważ najwięcej głosów padło na „Cyklamen”, zapowiedział, że spełni tę prośbę, ale ta wersja piosenki, będzie bardzo udziwniona. Na pewno warto jednak było jej wysłuchać, a na finał Avidan wrócił do spokojniejszego tonu, bo zagrał przypominający dokonania Cohena, „Labirynth Song”. To było liryczne, bardzo jednak mocne zakończenie!