Ten zespół niezmiennie dla fanów metalu znaczy bardzo dużo. Mimo, że w ostatnich latach muzycy tej grupy regularnie przyjeżdżają grać do „Słowianina”, to raczej nie narzekają na frekwencję na swych występach. Młodzi fani złaknieni, by zobaczyć legendarny zespół i znacznie starsi metal maniacy, którzy wychowali się na takich płytach jak "Metal & Hell" czy "38 Minutes of Life" także wczoraj licznie stawili się w klubie przy ulicy Korzeniowskiego.
Pamiętam, że przed kilkoma laty wiele dyskusji i sporów wzbudziła kwestia supportu przed Katem (mocno kwestionowano bowiem wartość grupy Mandylion). Tym razem nie było tematu. Organizatorzy zadecydowali, że będzie to Rockasta. Ta formacja dostała pół godziny i dobrze je wykorzystała, proponując muzę dość niekonwencjonalną, ale na pewno energetyczną.
 
Kat i Roman Kostrzewski, bo tak oficjalnie nazywa się grupa, która przyciągnęła fanów do "Słowianina" zainstalowała się na scenie niedługo po godzinie  20. Rozpoczęli od klasyka, czyli numeru "Metal i pekło" nie bez powodu. W tym roku ukazała się na nowo nagrana płyta "666", a ten utwór ją otwiera. Potem zaaplikowali nam m.in. "Mordercę", "Czas zemsty" i "Diabelski dom cz. III". Roman zapowiadał kolejne kawałki, przytaczając różne fakty z historii zespołu. W przypadku „Czarnych zastępów” wspomniał na przykład, że ten jego tekst został zainspirowany przed 30 laty występem Kata na Rock Arenie w Poznaniu. Przedstawił też nowego gitarzystę w zespole, którym od tego roku jest Jacek Hiro znany z Sceptic czy Voodoo Gods.
 
Reakcja widzów na muzykę była oczywiście odpowiednia, bo pod sceną wrzało prawie przez cały czas trwania występu. Szczególnie jednak wówczas, gdy brzmiały masywne riffy najstarszych w repertuarze utworów takich jak „Wyrocznia" czy "666", ale także nowsze pieśni były dobrze przyjęte. Trzy utwory z ostatniej płyty, czyli z albumu „Bało-czarna”, tzn. "Maryja omen" , "Milczy trup" i „Z boskim zyskiem” to był dobry komentarz do polskiej współczesności.
 
 
Chociaż w centrum uwagi pozostawał Kostrzewski, to także założyciel Kata – grający na perkusji Ireneusz Loth, też nie został pominięty. Publika krzyczała kilkakrotnie „Irek, Irek”, potwierdzając, że pamiętają o jego roli w historii grupy. Historii długiej i dość skompilkowanej, bo jak wiemy w 2004 roku doszło do rozpadu zespołu na dwie frakcje. Loth i Kostrzewski mają swój zespół, a Piotr Luczyk działa oddzielnie z innymi muzykami. Szczecińscy metal maniacy oczywiście zaakcentowal, po której są stronie, skandując w pewnym momencie "Jebać kata bez Romana", co na pewno ucieszyło wokalistę. Dlatego też muzycy chętnie dołożyli jeszcze do programu kilka starych, najbardziej lubianych tematów. Była zatem"Niewinność", a także "Bastard", ballada "Łza Dla Cieniów Minionych" i na sam koniec "Śpisz jak kamień".
 
Dwie godziny lekcji historii polskiego metalu minęło szybko, ale kto chciał jeszcze później porozmawiać z muzykami ten mógł to zrobić. Tak więc wiele płyt zostało podpisanych i niemało kielichów za zdrowie Kata wychylonych...