Występ gwiazdy wieczoru supportowany był przez zespół Muchy. Choć ta rockowa kapela grała ciekawie, to jednak po pewnym czasie tłumy niecierpliwie skandowały trzy upragnione sylaby: "Ha-ppy-sad!". Wśród tych tłumów jednak przewagę liczebną posiadała grupa wiekowa w przedziale 15-18 lat. Niestety, bo co krok można było natknąć, się, albo nadepnąć na jakiś ślad destrukcyjnej działalności alkoholu, zostawiany przez młodych fanów.
Happysad jednak zagrał renergetyczny, żywiołowy, porywający- a że to tylko synonimy- to zagrał po prostu mocny koncert. Melodyjna, wpadająca w ucho mieszanka pop rocka, soft rocka, punku, reggae to recepta na muzyczny sukces kapeli.
Występ trwał ponad dwie godziny, a bisy wydawały się być niekończącą się opowieścią o popularności zespołu. Przebojowy kawałek "Zanim pójdę", reggaeowa pulsacja "Łydki" powodowały, że przejście pod scenę nie było możliwością. Do melodyjności tych utworów nie pasował w ogóle żywioł pogo, namiętnie stosowany przez co energiczniejszych bywalców imprez rockowych, reggeowych.
Jednak największe szaleństwo porwało publikę przy jednym z kawałków zagranych na bis: "Wrócimy tu jeszcze". Tekst przeboju, sparafrazowany przed dodanie akcentów szczecińskich sugerował, że gwiazda polskiego rocka jeszcze nie raz zawita do Szczecina...
Komentarze
9