Za spory sukces uznać należy sobotni koncert zespołu Frontside. To, co działo się tego dnia w klubie bardzo dobrze pasowało do nazwy trasy (Zniszczyć Wszystko Tour), w ramach której odbywała się impreza.

Jeszcze zanim rozpoczął grać pierwszy zespół, a więc Huge CCM, w lokalu zgromadziło się sporo ludzi. Ba, tak wypełnionych „Kontów” na koncercie metalowym w tym roku nie widziałem! Cieszył fakt, że od samego początku nikt się nie oszczędzał. Pierwsze takty sprowadziły pod scenę wielu entuzjastów pogo, którzy, zgodnie z często powtarzaną maksymą dzisiejszego koncertu, napierdalali jak szaleni. Duże brawa należą się wokaliście, który pochwalić się może naprawdę potężnym, dobrym technicznie growlem. Do jego ekspresji scenicznej też nie można się było przyczepić.

Jako następni na scenie zameldowali się panowie z Angelreich. Nie jestem entuzjastą takiego spojrzenia na metalcore, ale za każdym razem jest tak samo. Panowie raz za razem udowadniają, że określanie siebie mianem „czołówki polskiego metalcore’u” to nie czcze przechwałki. Poziom, jaki zaprezentowali muzycy zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Chylę czoła, bo to, co widziałem/słyszałem mogło wprawić w kompleksy nie jednego gitarzystę czy perkusistę. Doskonała reprezentacja Szczecina na koncercie, brawo! Ciekawym zabiegiem było również zaproszenie do występu gości, którzy zmieniali się co któryś kawałek na wokalu. Warto wyróżnić w tym kontekście Michala z The Throne, który wypadł naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że słuchacze nieco mniej żywiołowo reagowali na to, co kapela wyprawiała na scenie.

Chwila przerwy i na deskach stanął Totem. Trudno mi się wypowiedzieć na temat tego, co stało się chwilę później. Wera - niepozorna, drobna kobieta w dreadach, okazała się być prawdziwym koncertowym zwierzęciem. Wokalistka z miejsca bezwarunkowo pozyskała sobie całe audytorium. Pod sceną rozpętało się istne piekło, a wspominana niewiasta szalała za mikrofonem wyglądając (dzięki włosom) prawie jak matriksowa mątwa, co wyglądało naprawdę świetnie. Interesujące było też zjawienie się w charakterze gościa Aumana (który pojawił się już wcześniej razem z Huge CCM). Były członek Totemu wypadł całkiem nieźle, ale na Werę nie było w sobotę mocnych. Kapela była w naszym mieście po raz pierwszy i sądząc po reakcji muzyków na przyjęcie zgotowane przez szczecińską publikę zespół jeszcze się u nas zjawi. Trzymam za to kciuki, bo do dzisiaj poszukuję swojej szczęki, którą gdzieś z wrażenia zgubiłem w lokalu. Wypadałoby ją odnaleźć.

Na koniec przyszła pora na Frontside. Można mówić, że to zespół groteskowy, o śmiesznych tekstach. Cóż jednak z tego, jeżeli takie „Bóg stworzył Szatana” idealnie sprawdza się na żywo, doskonale się skanduje? Można też twierdzić, że muzyka tworzona przez kapelę z Sosnowca jest naiwna. Cóż jednak z tego, jeżeli wywołuje żywą reakcję publiczności, która cały czas domaga się więcej? Koncert był naprawdę taki, jaki być powinien. Materiał z nowej płyty wypadł okazale i przyjemnie przyjmowało się kolejne dawki dźwięków. Jeżeli miałbym się czegoś czepić, to zbyt częste oddawanie mikrofonu publice. Domyślam się, że miał to być ukłon w stronę widzów, jednak sztandarowe „Naszym Przeznaczeniem Jest Płonąć” niestety sporo straciło na uroku przez nieczyste wokale ludu. Publiczność nie reagowała też tak energicznie na muzykę jak w wypadku genialnego Totemu. Wynikało to pewnie z faktu, że support bardzo konkretnie wymęczył fanów gwiazdy wieczoru, Frontside bowiem też jak najbardziej dał radę.

Gig podsumuję bardzo krótko. Nazwa trasy (Zniszczyć Wszystko Tour) jest idealnym odzwierciedleniem tego, co serwują nabywcom biletów muzycy.