W szczecińskim Free Blues Clubie wystąpiła Magda Navarette z zespołem Corazon Flamenco. Widownia miała okazję posmakować spektaklu muzycznego „Flamenco Namiętnie”, a w powietrzu uniósł się zapach latynoskich rytmów zaakcentowanych tańcem.

Muzyka

Akompaniament dla nieskomplikowanej fabuły tworzyli w spektaklu Andrzej Lewocki, który grał głównie na gitarze (ale nieobcym okazał mu się również cajon) oraz Maciej Giżejewski, obsługujący perkusonalia. Gitarzysta spełnił swoje zadanie, wraz ze wsparciem perkusyjnym. Być może gitara nie miała się wybijać, ale zabrakło trochę wyrazistości jej brzmienia – nie dopatrywałbym się jednak w tym winy muzyka. Obaj panowie zaskoczyli pozytywnie wciągając publiczność w rytmiczną zabawę z cajonami, klaskaniem i śpiewem. Wielki plus dla instrumentalistów za rozkręcenie dobrej rozrywki – w klubie, tak wypełnionym tego wieczoru ludźmi, nie zabrakło do niej chętnych.

Śpiew

Kojarzy się z rozgrzaną ziemią Andaluzji, jej suchymi stepami, kobietami i mężczyznami w średnim wieku, których rysy wykształciły nielekkie doświadczenia życiowe – tak wyobrażamy sobie śpiew flamenco, który ciężko jest uchwycić słowami, i do którego nie wszyscy od razu są przychylnie nastawieni. Magda Navarette jednak nie serwowała tak tradycyjnego podejścia, na jaki mógłby wskazywać tytuł spektaklu. Właściwie w połączeniu z muzyką nie serwowała flamenco puro, a raczej swobodną mieszankę latynoskich brzmień.

Taniec

Niezwykle istotnym elementem spektaklu był taniec Anny Iberszer. Od pierwszego wejścia na scenę dało się wyczuć wibracje przechodzące między jej ciałem, a publicznością, swego rodzaju napięcie. Scena zdawała się być nieco za mała dla jej inwencji twórczych, ale ,mimo to, potrafiła nie raz pociągnąć za sobą oko widowni. Co ciekawe, kilka razy w trakcie spektaklu znikała, by wrócić w innym stroju, czasem, czego nie zabrakło też Magdzie Navarette, okryta mantonem – charakterystyczną chustą, z którą w tańcu można trochę poszaleć.

Spektakl muzyczny jako wiązka fabuły

Była dobra zabawa, przyjemne dla ucha wykonanie, warsztatowo dobre. Dlaczego jednak dało się odczuć niedosyt? Moim zdaniem spektaklowi brakuje spójności, a jest to nie lada zarzut, skoro reżyseruje go sama Krystyna Janda. Widz ma wrażenie przypadkowości fabuły, która właściwie jest tłem dla ogółu muzycznej mocy flamenco i pokrewnych. Słowo „spektakl” pozwala chyba liczyć na coś więcej.