Z punktu widzenia pasażera praca prowadzącego tramwaj może wydawać się dziecinnie prosta. Bo niby co to za filozofia jeździć tam i z powrotem, włączać odpowiednie przyciski, cały czas siedząc w fotelu? Jak się okazuje, praca motorniczego wcale nie jest łatwa, zwłaszcza gdy dochodzi do sytuacji konfliktowych i wypadków, w których poszkodowani są podróżni i osoby znajdujące się w pobliżu tramwaju.

Godzina 3.00 – dzwoni budzik. Motorniczy wstaje, ubiera się, je śniadanie i wychodzi z domu. Idzie na przystanek autobusu nocnego, który po chwili przyjeżdża. Po drodze do autobusu wsiadają inni motorniczowie, którzy tak jak on pracują dziś na pierwszej zmianie. Jest to okazja, by porozmawiać ze sobą o różnych sprawach, gdyż w pracy będzie to niemożliwe. Każdy z nich wyjedzie na inną linię, więc zapewne nie będą się widywać.

Godzina. 4.00 – motorniczy pierwsze swoje kroki kieruje do dyspozytora. Od niego dowiaduje się, jakim wozem, na jakiej linii i brygadzie dziś ma jeździć. Pobiera kartę drogową, książkę taborową wozu, klucze i służbowy rozkład jazdy i idzie na wskazany kanał, na którym stoi tramwaj, którym dziś będzie jeździł. W zajezdni musi się stawić minimum 15 minut przed planowanym wyjazdem. Będąc już w wozie sprawdza jego stan techniczny. Jeśli stwierdzi, że pojazd jest niesprawny, zgłasza to dyspozytorowi. Wtedy dostaje inny wóz.

Godzina 4.30 – wyjazd z zajezdni. Każda brygada wyjeżdża według ustalonej według służbowego rozkładu jazdy godzinie. Po włączeniu się na linię rozpoczyna się normalna proza dnia – tramwaj kursuje między przystankami końcowymi, za każdym razem na pętli motorniczy daje do podbicia kartę drogową, meldując się w ten sposób na miejscu pracy.

Przyjęło się stosować słowo brygada z tego względu, że jeszcze do lat 70 – tych obsługa tramwaju składała się z motorniczego i dwóch lub trzech konduktorów. Dziś te brygady są jednoosobowe i mają swój odpowiedni numer. Za każdym meldunkiem motorniczy musi podać numer swojej brygady, na przykład „Czwórka” pierwsza. To daje możliwość natychmiastowego określenia jego położenia podczas różnych zdarzeń losowych i w celu regulacji ruchu po jego wznowieniu.

Godzina 7.30 – poranny szczyt. Na ulicach duży ruch samochodowy, przez co trudniej jest trzymać się rozkładu jazdy. Dochodzi do opóźnień, na co pasażerowie narzekają. Ich tłumy kłębią się na przystankach, w środku tramwaju nie ma praktycznie miejsca. Taki panuje ścisk. Każdy chce na czas dojechać do pracy lub szkoły. Jeśli wystąpiło opóźnienie, niektórzy pasażerowie wyładowują się na motorniczych. Trzeba być na to odpornym.

Godzina 8.30 – przerwa na posiłek. Gdy pasażerowie już wysiedli, motorniczy zamyka drzwi. Szczecińskie pętle tramwajowe mają tą zaletę, że składają się z kilku torów, które umożliwiają wyminięcie składu, którego motorniczy ma spożywać posiłek. Na większości z tych pętli znajduje się toaleta. Taka przerwa według kodeksu pracy powinna wynosić minimum 15 minut, lecz przeważnie trwa od 20 do 30 minut.

Jeśli nie ma możliwości zorganizowania przerwy posiłkowej na jakiejś pętli, wprowadza się podmiany. Tak było przed laty na linii nr 2, która kursowała między Dworcem Niebuszewo a ul. Dworcową. Wówczas na przystanku „Kołłątaja” czekał zmiennik, który wykonywał całe „kółko”, a motorniczy pracujący na tej linii w tym czasie jadł posiłek w pobliskiej dyspozytorni.

Godzina 11.00 – dochodzi do kolizji tramwaju z samochodem osobowym. Jest to przykład braku uwagi kierowcy. Prowadzący tramwaj musi mieć oczy dookoła głowy i przewidywać ruch każdej osoby, która znajduje się w pobliżu pojazdu. Spotkanie kilkunastotonowego kolosa z samochodem osobowym może skończyć się nieciekawie dla tego drugiego. Zdarza się, że kierowca osobówki sądząc, że zdąży przed ruszającym na skrzyżowaniu ze światłami tramwajem, bywa zaskoczony, że jego pojazd nadaje się już tylko na złom.

Motorniczy wzywa nadzór ruchu, który w ciągu kilkunastu minut przyjeżdża na miejsce. Przez ten czas wypuszcza pasażerów. Po przyjeździe nadzoru ruchu sporządzany jest protokół. W razie konieczności jest wzywana policja, czasem bywa że trzeba wezwać pogotowie ratunkowe lub straż pożarną. Strażacy przyjeżdżają na miejsce wypadku wtedy, gdy poszkodowaną osobę trzeba wydostać spod tramwaju lub ze zgniecionego wraku samochodu.

Po decyzji dyspozytora następuje wznowienie ruchu. Jeśli tramwaj nie jest uszkodzony, może kontynuować jazdę z pasażerami. Jeśli dyspozytor stwierdzi, że jest w takim stanie, iż nie może kontynuować pracy, musi zjechać do zajezdni, a w jego miejsce podstawiany jest inny skład. Załóżmy, że doszło tylko do otarcia, więc motorniczy dalej może nim jeździć. Odnotowuje w karcie drogowej wypadek, miejsce, godzinę i przyczynę oraz czas zatrzymania. W niektórych przypadkach zdarza się, że skład kierowany jest na skróconą trasę, żeby nadrobić czas i włączyć się na swoją brygadę. Wtedy mówi się o wyrównaniu

Godzina 12.00 – ktoś awanturuje się w wozie. Jak się okazuje osoba ta nie zauważyła do jakiej linii wsiada biegnąc do tramwaju szykującego się do odjazdu z przystanku. W takich sytuacjach należy zachować zimną krew, o co nie zawsze łatwo. Jeśli taki pasażer przyzna się do pomyłki, wówczas wszystko rozejdzie się po przysłowiowych kościach. Jeśli dalej się upiera przy swoim i znajduje zwolenników wśród innych pasażerów, nie pozostaje nic innego jak wycofanie się z konwersacji i kontynuować jazdę, żeby nie powodować dodatkowych opóźnień w ruchu.

Trafiają się też takie osoby, które potrafią słać pisma do dyrekcji przewoźnika, w których podają się za ofiary niewłaściwego zachowania motorniczego lub za świadków takiego zdarzenia. Wtedy motorniczy uczestniczący w takim zajściu jest wzywany do kierownika zajezdni i spisuje swoje zeznania. Często jednak bywa tak, że ktoś chce się po prostu na kimś wyżyć, a sama treść takiego listu bywa paszkwilem, nie branym później na poważnie.

Godzina 14.00 – zmiana służby. Motorniczy pierwszej zmiany przekazuje swojemu zmiennikowi potrzebne informacje dotyczące stanu pojazdu, sytuacji na trasie, o ewentualnych zdarzeniach podczas pracy. Zmiennik obejmuje służbę i wykonuje te same czynności, co jego kolega. Wpisuje w kartę wozu objęcie pracy. Między godziną 14 a 17 podczas popołudniowego szczytu ruch na ulicach wzrasta. Duża ilość samochodów powoduje zatory i opóźnienia, na przystankach pasażerowie czekają na tramwaj, którym chcą wrócić z pracy do domu.

Godzina 18.00 – o tej godzinie motorniczy Tramwajów Szczecińskich oprócz prowadzenia pojazdem sprzedaje bilety. To nie oznacza, że do tej godziny nie wolno mu biletów sprzedawać. Może w sytuacjach wyjątkowych. Ten przepis dotyczy bardziej pasażerów niż jego, gdyż z doświadczeń wynika, że wydawanie biletów podczas postoju na każdym przystanku więcej niż jednej osobie zajmuje więcej czasu i powoduje opóźnienia. Trzeba się liczyć też z tym, że trzeba zapłacić kwotą odliczoną, gdyż motorniczy może nie mieć odpowiedniej gotówki, by wydać na przykład 100 złotych.

Godzina 23.45 – zjazd do zajezdni. Po przyjeździe przed jej bramę do tramwaju wchodzą strażnicy i sprawdzają, czy w środku nikt nie został. Po tym pojazd wjeżdża na teren zakładu i motorniczy informuje dyspozytora o stanie wozu. Jeśli wymaga naprawy, jest kierowany na odpowiedni tor. Jeśli jest sprawny, jedzie na wskazany kanał w hali postojowej. Motorniczy zabiera ze sobą dokumenty wozu i idzie do dyspozytorni by je zdać. W tym czasie skład opanowują pracownicy firmy sprzątającej.

Praca nie dla każdego

Praca motorniczego wiąże się ze stresem. Dlatego jeśli ktoś zdecyduje się na wykonywanie tego zawodu, musi uodpornić się na określone zdarzenia kryzysowe. Musi wiedzieć, jak zwracać się do pasażerów. Dlatego są prowadzone odpowiednie szkolenia. Przeważnie czas pracy przekracza ustawowe osiem godzin, a służba może trwać maksymalnie dziesięć godzin. Dopuszcza się wydłużenie czasu do dwunastu godzin wyłącznie w wypadku sytuacji wyjątkowych, gdy na przykład do pracy nie zgłosi się zmiennik.

Żeby zostać motorniczym, trzeba mieć ukończone 21 lat. Przed laty mężczyźni musieli mieć uregulowany stosunek do zasadniczej służby wojskowej. W niektórych miastach wymagane jest posiadanie prawa jazdy kategorii A. Kandydaci przechodzą badania lekarskie i psychotechniczne, potem odbywają szkolenie teoretyczne i praktyczne. Po ukończeniu kursu, który kosztuje przeważnie 5 tysięcy złotych, zdają egzamin. Po jego zdaniu przez jakiś czas jeżdżą z tzw. „patronem”, czyli motorniczym o dłuższym stażu, który w razie potrzeby udziela rad.