Baby to Bóg na pewno nie zesłał… chciałoby się rzecz po drugim dniu SZPAK-a (piątek, 16.11.2012r.), kiedy to laureaci poprzednich edycji niczym średniowieczni rycerze na turniejach zmierzyli się w Pojedynku Zwycięzców, jednakże nie w obronie czci kobiet, lecz przy ich użyciu, bo adresowanych doń (i o) żartów końca nie było.
Na babskie gadanie zeszła już sama osoba prowadząca wieczór, czyli najbardziej przystojna kobieta wieczoru, Artur Andrus- vel. Grażyna Torbicka, jak sam konferansjer ma zwyczaj się przedstawiać. Starając zjednać sobie zebranych na sali Szczecinian, na samym wstępie zaprezentował krótki utwór rymowany o urodzie wszystkich Szczecinianek- prawda- i najfajniejszych chłopakach, których można spotkać na SZPAK-u- prawda dyskusyjna, choć humor niewątpliwie dodaje mężczyźnie uroku. Potem w miarę prezentowanych skeczy można było o kobietach dowiedzieć się coraz więcej i to nie tylko za sprawą płynących ze sceny nawiązań, ale i z tego jak na owe żarty niewiasty reagowały, bo z prezentowanych parodii miały nie mniejszy ubaw, niż towarzyszący im mężczyźni.
I ja tam byłam, i ja się ubawiłam, mogę więc przymknąć oko na te małe przytyki do mej płci, bo zacne to było towarzystwo od których one płynęły, więc i same żarty stały na wysokim poziomie. Wśród partycypantów pojedynku (tak, p. Ruciński, jest takie słowo- rozwiewając Pana wczorajsze wątpliwości) mieliśmy okazję podziwiać zespoły/solistów- Stado Umtata, Świerszczychrząszcz, Kacper Ruciński, Dabz, Liquidmime-, których to nazwiska już dobrze znane są szczecińskiej publiczności, to i oczekiwania były znacznie większe, a i trudność by wybrać najlepszego z najlepszych znacznie wzrasta przy tak wyrównanych występach. I tu sprytny zabieg organizatorów, którzy przerzucili odpowiedzialność z jury na publiczność, umieszczając na krzesełkach wśród publiczności, dla paru przypadkowo wybranych osób informację o „zostaniu jurorem”, unikając tym samym zakulisowych zamieszek między kolegami- wspólna szatnia ma plusy i minusy. Oczywiście w ramach przerwy można było dokonywać demokratycznych nacisków, ale czego oczy nie widzą… tego jednak żal. Mimo tego, że nagrodą był jedynie honor, a może właśnie dlatego- w końcu to też przemawiałoby za ich rycerskością- występujący dawali z siebie wszystko.
Ryzykując nieco, ale i lubiąc ryzyko, usiadłam tuż pod samą sceną. Tak blisko, jak prawie nigdy jeszcze nie siedziałam. Tak blisko, że niemal można było czuć pot występujących i samemu nieźle się spocić, zwłaszcza, że zajmowanie krzesełka stojącego tuż pod sceną, mogło grozić byciem wykorzystanym jako element scenografii, którym jak się okazało -będąc prorokiem na własne potrzeby- stałam się, trzymając plastikowe goździki dla Jima z Liquidmime, niczym mała rosyjska pionierka na szkolnym apelu. To wspomnienie wraz w połączeniu z otrzymanym od artysty uściskiem, zostanie ze mną jeszcze na długo po przeglądzie.
Ciężko stwierdzić, który z występujących był najlepszy, bo każdy w swojej kategorii i prezentowanej estetyce nie miał sobie równych, jednakże scenariusz jakieś rozstrzygnięcie przewidywał, tak więc takowe nastąpić musiało. Pojedynek zakończył się sukcesem Kacpra Rucińskiego, którego występ został najbardziej doceniony przez glosujących. Może to wyraz buntu mężczyzn uciśnionych, którzy niewątpliwie mogli utożsamić się z jego programem. Może przesądziło o tym jego lekko erotyczne zabarwienie– a jak wiadomo nic tak się dobrze nie sprzedaje. Może to w końcu fakt, że jego występ był naprawdę rewelacyjny i nie jedna łza w trakcie niego poszła- ufam, że żaden, wbijany w stopę śmiejącego się mężczyzny, obcas jej nie spowodował. Nie mniej jednak, to Kacper w chwale zwycięstwa opuści tegorocznego SZPAK-a.
Piątkowy wieczór był niewątpliwą rozgrzewką przed głównym konkursem, który będzie miał miejsce dzisiaj, kiedy to kabaretowy narybek stanie na deskach Pleciugi, by może również kiedyś, w trakcie kolejnej edycji, powrócić na nasz szczeciński przegląd jako zwycięzca.
Wywiad z Arturem Andrusem opublikujemy w poniedziałek.
Komentarze
0