Chrystus z Krucyfiksu Kamieńskiego wygląda jakby zasnął. Twarz z Krucyfiksu Ludwiga Giesa przywołuje skojarzenie z maską przeciwgazową. Dwa krzyże ze szczecińskiego muzeum – pierwszy wciąż zachwyca, drugi spłonął w czasie wojny.

Krucyfiks Kamieński. Piękno postaci idealnej

Mało który szczecinian wie, że jeden z najpiękniejszych krzyży w Europie wisi na wystawie w muzeum w Szczecinie. Chrystus z Krucyfiksu Kamieńskiego ma zamknięte oczy i wygląda jakby zasnął. Łagodną twarz otaczają miękkie pukle włosów. Bez cierniowej korony.

Tylko malutki grymas, jedna bolesna zmarszczka, przecinająca czoło między ściągniętymi brwiami oraz rana po przebitym boku pokazują, że Jezus jest w chwili konania.

Postać jest naturalnej wielkości, ma 1,87 metra długości.

Kinga Krasnodębska z Działu Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego poleca patrzeć jak snycerz rzeźbił Jezusa na krzyżu tak, by wydobyć fizyczne i duchowe piękno Ukrzyżowanego. Jak otoczył twarz symetrycznie ułożonymi pasmami falujących dekoracyjnie włosów (nie jest możliwe, żeby włosy układały się w taki sposób w tej pozycji głowy), jak ułożył jego ciało w miękki esowaty kształt (a pracował w twardym kawale drzewa dębowego), jak łagodną kolistą formą wydobył szczegóły anatomiczne brzucha, czy mięśnie łydki przełożonej jedna nad drugą goleni. – Tak kształtowane figury są charakterystyczne dla stylu pięknego, który wykształcił się w duchu filozofii scholastycznej Tomasza z Akwinu i rzeźby katedralnej XIII wieku. W myśl idei tego wybitnego myśliciela epoki średniowiecza – piękno jest tym, co wzbudza upodobanie – mówi Kinga Krasnodębska.

– Chrystus jest synem Bożym, więc przemawiać ma tu też piękno postaci idealnej – dodaje.

Krucyfiks Ludwiga Giesa. „Brzydki” pomnik w kościele

Krucyfiks Ludwiga Giesa od początku pomyślany był jako pomnik dedykowany ofiarom I wojny światowej. Zamówienie przyszło z Lubeki, od dyrektora tamtejszego muzeum. – Miejscem prezentacji miał być kościół Mariacki w Lubece, zbudowany w stylu hanzeatyckiego gotyku ceglanego. Prawdopodobnie takie otoczenie skłoniło artystę do sięgnięcia po inspirację z tradycji mistycznych krucyfiksów późnogotyckich – mówi dr Szymon Piotr Kubiak, kierownik Działu Sztuki Europejskiej 1800–1945 Muzeum Narodowego i podkreśla: – Ekspresjonizm rozwijał się jako kierunek malarski i graficzny. Krucyfiks Giesa był pierwszym takim silnym, ekspresyjnym dziełem trójwymiarowym.

Wielki dębowy krzyż zostaje zamontowany w świątyni i… nie podoba się ani parafianom, ani w prasie. Dlaczego? – Przez deformację, do której odbiorca nie był przygotowany – odpowiada dr Kubiak. – Nie byli przygotowani zwłaszcza ci konserwatywni odbiorcy, którzy myśleli, że to musi być hołd godny, tzn. uwznioślający. Podczas gdy myślenie Awangardy było zupełnie inne. Większość z tych artystów miała poglądy pacyfistyczne. Ekspresjoniści chcieli pokazywać ciała umęczone, umierające, czy wręcz trupie. Chcieli zmuszać do zastanowienia się nad okrucieństwem wojny i jej skutkami. I dodaje: – Wielkie oczodoły zamiast gałek ocznych na twarzy Chrystusa Giesa przypominały maskę gazową, co kojarzyło go z okopami I wojny światowej.

Sto lat temu, w marcu 1922 roku, niezidentyfikowane osoby weszły do katedry w Lubece i odpiłowały głowę Chrystusa, którą znaleziono unoszącą się w pobliskim stawie młyńskim. Profesor Gies zamontował ją ponownie, ale ponieważ padają argumenty, że ten krzyż to szydzenie z uczuć religijnych, trzeba było szukać nowego dla niego miejsca, tym razem w świątyni sztuki.

Krucyfiks Ludwiga Giesa. Zdjęcie z Archiwum Muzeum Narodowego w Szczecinie

Jak trafił do szczecińskiego Muzeum

Dyrektor szczecińskiego Muzeum Miejskiego Walter Riezler mógł Krzyż Ludwika Giesa znać z Lubeki, a już na pewno zobaczył go na wystawie „Katedralnej strzechy budowlanej” w Monachium, gdzie zasiadał w jury dopuszczającym obiekty do pokazu.

– To była pierwsza po zakończonej wojnie wystawa Towarzystwa Deutscher Werkbund w Monachium w 1922 roku, która miała być pokazem wzorców budowlanych, ale też dawać wyobrażenie współczesnego rzemiosła, dizajnu, możliwości rozwoju sztuk użytkowych w nowych Niemczech, w Republice Weimarskiej. Takie programowe wystąpienie nowocześnie nastawionych artystów, architektów, przemysłowców i teoretyków sztuki – przybliża historyk sztuki.

Dyrektor Riezler kupuje ekspresjonistów i krzyż Giesa chce mieć w szczecińskich zbiorach. – Tym bardziej, że od 1915 roku w Szczecinie pojawiła się koncepcja, żeby główną salę pod kopułą na górnej kondygnacji gmachu muzeum przeznaczyć na upamiętnienie ofiar I wojny światowej – opowiada dr Szymon Piotr Kubiak. – Pomysł był taki, żeby ściany sali kopułowej pokryły malowidła wykonane przez malarzy ekspresjonistów, a przestrzeń wypełniły rzeźby, myślano o pozyskaniu dzieła Rodina.

Riezlerowi udaje się namówić Szczecińskie Towarzystwo Muzealne na zakup rzeźby Ludwiga Geisa, fresków jednak już nie wykonano, bo pojawiły się protesty. – Dwa próbne powstały – mówi Szymon Piotr Kubiak. – Jeden prawdopodobnie pod kilkoma warstwami farby pozostaje w Teatrze Współczesnym do odkrycia. Drugi, niestety, znajdował się na ścianie, która została wyburzona, kiedy Teatr Współczesny wprowadził się na Wały Chrobrego w 1950 roku. Jednak wtedy nie było wiadomo o istnieniu fresków, zostały zamalowane przez nazistów pod koniec lat 30.

Historia kamieńska

Nazywamy go Krucyfiksem Kamieńskim, ponieważ rzeźba jest związana z tym miejscem, zachowały się przedwojenne zdjęcia, na których wisi na ścianie wschodniej kamieńskiej katedry. Miejsce to może jednak świadczyć o tym, że nie był pierwotnie przeznaczony do tej katedry. – Tego typu monumentalne krucyfiksy wieszane były w centrum kościoła, wysoko na lektorium lub belce tęczowej pomiędzy nawą a prezbiterium, gdzie dominowały ponad przestrzenią – tłumaczy Kinga Krasnodębska.

Krzyż Kamieński ma 5 metrów wysokości, a był prawdopodobnie jeszcze dłuższy, o czym świadczy poprzeczne przecięcie dolnej belki. Swoje przeszedł, na belce są nadpalenia, wygląda na to, że miał też rekonstruowane ręce i stopy, a w połowie XIX wieku niefortunnie pokryto go kremową farbą.

Przyjmujemy, że prawdopodobnie powstał około 1300 roku. Zajmowała się nim szczegółowo Zofia Krzymuska-Fafius która uważała, że musiał powstać przed 1308 r., kiedy doszło do konfliktu księcia Bogusława IV z Brandenburczykami. Katedra wtedy została zniszczona i biskupstwa nie byłoby stać na fundację tej klasy dzieła.

Ewakuowany w czasie II wojny światowej, po jej zakończeniu został przekazany do szczecińskiego muzeum. Teraz zawieszony w centrum góruje na wystawie sztuki średniowiecznej „Misterium światła”, gdzie zaaranżowano przestrzeń na świątynię sztuki i tak, żeby był w niej najważniejszym eksponatem.

Krucyfiks Kamieński na wystawie „Misterium Światła. Sztuka średniowieczna na Pomorzu” w Muzeum Narodowym w Szczecinie. Fot. Karolina Gołębiowska, Natalia Laskowska

Ofiara sztuki zwyrodniałej

W 1937 roku naziści konfiskują krucyfiks ze Szczecina na monachijską wystawę tak zwanej sztuki zwyrodniałej. Dzieła sztuki, które nie odpowiadają „niemieckiej krwi” jeżdżą wyszydzane po Niemczech i terenach podbitych. – Wystawy te najczęściej nie były pokazywane w muzeach, bo muzea nie są miejscem dla sztuki zwyrodniałej. W Szczecinie taka ekspozycja w 1939 roku odbywa się w dzisiejszym budynku urzędu miejskiego – mówi dr Szymon Piotr Kubiak. I dodaje: – Na kolejnych wystawach sztuki zwyrodniałej pojawiają się nowe dzieła, natomiast wydaje się, że jedynym obiektem, który był w każdym mieście, jest krucyfiks Giesa. Pokazywany na samym początku wystawy, jako dzieło, które da pożądany efekt propagandowy.

Złożony w magazynie Krucyfiks Giesa spłonie podczas bombardowania Berlina w 1945 roku.

Kiedy nadburmistrz Szczecina poprosił profesora Ludwiga Giesa, żeby ten wytłumaczył mu swoje dzieło, artysta pisze do Friedricha Ackermanna, że chodziło mu o spotęgowanie ekspresji mającej wyrazić głębię cierpienia, ale: „najważniejsza jest twarz, której rysami nie zawładnął ból, lecz w której duch przezwycięża mękę, tak że mimo śmiertelnego skurczu może się jeszcze rozpromienić. To wrażenie przechodzi na rękę, która choć jest ofiarą przemocy, wygląda tak, jakby jeszcze błogosławiła”.