W czwartek media społecznościowe w Szczecinie do czerwoności rozgrzała grafika opublikowana przez radną Małgorzatę Jacynę-Witt z Prawa i Sprawiedliwości. Wynika z niej, że to na Pomorzu Zachodnim wydawanych jest najwięcej pieniędzy na alkohol w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Kwota ta miała wynosić 1215 złotych na osobę. Zdecydowanie mniej pieniędzy wydają mieszkańcy świętokrzyskiego, lubelskiego i podkarpackiego, czyli poniżej 800 złotych. To dane z 2018 roku. Eksperci przyznają, że od momentu wybuchu pandemii zupełnie inne problemy związane z uzależnieniami mają miejsce: pijemy więcej, mamy mniej zobowiązań zawodowych, a leczenie uzależnień w formule zdalnej kompletnie nie zdaje egzaminu.


W Szczecinie alkohol można kupić w 1110 miejscach. Rok wcześniej takich sklepów było niespełna tysiąc

„Alkoholowa mapa Polski”, którą mieszkańcy przekazywali sobie w czwartek w mediach społecznościowych, została przygotowana przez rządową agencję mającą zajmować się profilaktyką i przeciwdziałaniem skutkom spożywania alkoholu. Według wyliczeń Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, to na Pomorzu Zachodnim wydaje się najwięcej, bo aż 1215 złotych rocznie, na alkohol w przeliczeniu na mieszkańca. Podobny wskaźnik odnotowano w warmińsko-mazurskim. Najmniej na alkohol wydają mieszkańcy południa Polski. Tam występują kwoty poniżej tysiąca złotych, a czasem nawet poniżej 800 złotych. W 2018 roku na alkohol Polacy wydali ponad 35 miliardów złotych. Domyślać się można tylko, że w kolejnych latach te statystyki dynamicznie rosły.

W Szczecinie w 2019 roku były 982 punkty, w których można było zaopatrzyć się w alkohole wysokoprocentowe. Rok temu tych punktów było już… 1110. Eksperci branży handlowej tłumaczą to rosnącą liczbą sklepów sieciowych typu Żabka. Nie da się jednak ukryć, że dostępność alkoholu jest w Polsce ogromna.

Lęk i apatię związaną z koronawirusem zalewamy litrami alkoholu. „Uzależnienie to stan zagrożenia życia”

Temat problemu uzależnienia Polaków od alkoholu w czasie pandemii był jednym z zagadnień poruszonych w ostatnim czasie na antenie Radia Plus. Psychiatra Teresa Zalewska przyznała, że problem jest bardzo poważny i jego intensyfikacja w pandemii jest widoczna. To kwestia fatalnego nastroju Polaków w związku z trwającą pandemią, obostrzeniami i pogorszeniem się sytuacji materialnej. Polacy w alkoholu szukają ukojenia, a przez to, że np. pracują zdalnie, nie muszą trzymać reżimu związanego np. z codziennym chodzeniem do pracy.

– Lęk, apatia, utrata poczucia bezpieczeństwa to stany, które mogą źle na nas wpływać. Szukamy wtedy pomocy, ukojenia, czegoś, co uprzyjemni nam życie. Przypomnimy sobie sytuacje, które łatwo przyniosły nam radość. Te okoliczności mogą się wiązać z używkami. W czasie pandemii ze względu na dostępność jest to najczęściej alkohol – mówi Teresa Zalewska. – Uzależnienie to stan zagrożenia życia. Niszczymy nasze ciało i naszą psychikę – dodaje.

Psychiatra mówi wprost, że alkoholizm staje się naszym problemem narodowym.

– Mamy narodową apatię, narodową depresję i będzie narodowy alkoholizm. Sprzyjają temu samotność, frustracja, brak perspektyw i nieustanne wprowadzanie zmian. Brak kontaktów społecznych i ruina finansowa powodują, że bezkrytycznie sięgamy po alkohol – mówi dr Zalewska. – Jest zdecydowanie więcej osób, które nie miały problemu z alkoholem, a teraz borykają się z uzależnieniem. Czas pandemii spowodował, że niektórzy po alkohol sięgają systematyczniej, w większych ilościach i o większej sile. Pandemia dała nam powód do picia: nie mamy jak się rozerwać, nie mamy gdzie wypocząć, źle nam się dzieje w pracy. Szukamy odskoczni – podsumowuje psychiatra.