– Wirus nie zna granic i już dawno zagnieździł się u nas. Jest taki sam po prawej stronie, jak i lewej stronie rzeki – mówi Jarosław Tarczyński, prezes PiG. Jego zdaniem decyzja uniemożliwiająca codziennych dojazdów do pracy po drugiej stronie granicy jest błędem podcinającym kolejne gałęzi gospodarki.

Od piątku osoby przekraczające granicę w drodze do pracy również muszą poddawać się 14-dniowej kwarantannie. W praktyce oznacza to, że muszą wybrać, po której stronie zostać na dłużej. Czy przeprowadzić się na czas pandemii w pobliże swojego miejsca pracy czy wziąć urlop (czasem bezpłatny). Część osób została zmuszona, by zrezygnować z dotychczasowej pracy. Zdaniem prezesa Północnej Izby Gospodarczej to kolejny cios zadany przedsiębiorcom.

– To, co udało się osiągnąć w ostatnich latach w budowaniu naszego współżycia dwóch narodów, jednym nakazem zostaje nagle zabronione i dotyka naszych obywateli pozbawionych możliwości pracy. Gospodarka jest w krytycznie trudnej sytuacji, a podcinanie administracyjnie kolejnych gałęzi nie pomaga, a wręcz pozbawia naszych obywateli zarobku – mówi Prezes Północnej Izby Gospodarczej Jarosław Tarczyński. – Według mojej i nie tylko mojej opinii, taka decyzja pozbawiona jest całkowicie sensu. Wirus nie zna granic i już dawno zagnieździł się u nas. Jest taki sam po prawej stronie, jak i lewej stronie rzeki. Iluzją jest zmniejszenie rozprzestrzeniania się pandemii wykluczając naszych obywateli dotkniętych tą regulacją np. w porównaniu do ilości kierowców transportu towarów przekraczających granice – mówi prezes Tarczyński.

Przygraniczne niemieckie landy zachęcają Polaków do pozostania na czas epidemii po ich stronie. Zapowiadają premie w wysokości do 65 euro za każdy dzień. Polacy są dla nich cennymi pracownikami w takich sektorach gospodarki jak: medycyna, opieka społeczna, handel czy transport i logistyka. Wystarczy powiedzieć, że np. duża część personelu w szpitalu w Schwedt to Polacy. Ich brak zdestabilizowałby pracę tej placówki w tych trudnych czasach.