Kilka dni temu, 13 grudnia, obchodziliśmy dwudziestą szóstą rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego w Polsce. W rozmowie z Dr Zdzisławem Matusewiczem, przypominamy realia tamtych dni.
Krzysztof Syrek: Czy Stan Wojenny był rzeczywiście jedyną drogą? Czy zagrożenie interwencją ZSRR było realne?
Dr Zdzisław Matusewicz: Na pytanie czy „sojusznicza” interwencja była realna trzeba stwierdzić, że nie można jej było wykluczyć. Niemniej nie ten problem jest najważniejszy przy pytaniu o wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski wprawdzie tak uzasadnia swoją ówczesną decyzję, ale jest adwokatem własnej sprawy. W końcu 1981 r. do konfliktu parły wyraźnie obie strony - i władze i „Solidarność”, której wydawało się, że „władza leży na ulicy”. „Solidarność” w październiku 1981 r., m.in. na swoim zjeździe, zapowiadała wolne wybory do samorządu terytorialnego, ideę Rządu Narodowego, czy wręcz wolne wybory do Sejmu. Koncepcja Społecznej Rady Gospodarki Narodowej w połączeniu z pomysłem tzw. strajku czynnego, dawały narzędzia do realnego przejęcia władzy w państwie. Bardziej wojownicze środowiska „Solidarności” mówiły o otwartej konfrontacji, usunięciu PZPR z zakładów pracy (zaczęto to realizować przed 13 grudnia), strajku powszechnym i przejęciu władzy.

Toczyła się zatem otwarta walka o władzę, a 13 grudnia pozwolił tę władzę Jaruzelskiemu utrzymać. Nie jesteśmy dzisiaj w stanie przewidzieć co by się stało, gdyby „Solidarność” w tamtych realiach międzynarodowych (silny ZSRR, PRL – członek Bloku Wschodniego itd.) i wewnętrznych, rzeczywiście przejęła władzę.

Krzysztof Syrek: Jak wspomina Pan ten czas, kiedy głównym aktorem telewizyjnym został gen. Jaruzelski?
Dr Zdzisław Matusewicz: To był koszmar. Byłem na studiach w Poznaniu. Zachłysnęliśmy się wolnością: otwarte dyskusje, wykłady, przełamywanie tabu, zabronione wcześniej lektury...

I nagle wszystko się wali. Powraca siermiężny koszmar PRL-u. Najgorsze było uczucie bezsilności, że już chyba nigdy nie odzyskamy wolności. Szczęśliwie była to tylko przegrana bitwa.

Krzysztof Syrek: Jak wyglądały wtedy ulice Szczecina? Jakie były nastroje społeczne, wielki szok, panika, czy może niektórzy spodziewali się takiego obrotu spraw?
Dr Zdzisław Matusewicz: Studiowałem w Poznaniu, ale Szczecin był moim rodzinnym miastem. Byłem w czasie 16. miesięcy „Solidarności” dumny ze Szczecina, że stąd jest właśnie bunt przeciwko komunie. Szczecin obok Gdańska były takimi „oknami na świat” w realiach PRL-u. Po 13 grudnia uczelnie zawiesiły działalność a studentów odesłano do domów. Jak przyjechałem od razu poszedłem pod stocznię. Trwał strajk generalny. Bodaj dopiero 18 grudnia wojsko oddzieliło bezpośrednie dojście pod stocznię. Potem przyszła pacyfikacja wszystkich ognisk strajkowych.

Nastroje? Były różne. Przeciętny Kowalski był zmęczony całą sytuacją. W sklepach już nic nie było. Władze straszyły, że zimą może zabraknąć ogrzewania, energii elektrycznej. Część ludzi otwarcie mówiła, że chce wreszcie porządku. A część buntowała się dalej i chwała im dziś za to.

Krzysztof Syrek: W jakiej mierze wg Pana oceny, Stan Wojenny i jego przebieg przyczynił się do późniejszych wydarzeń. Czy gen. Jaruzelski zasługuje wg Pana, na potępienie czy rozgrzeszenie?
Dr Zdzisław Matusewicz: Gen. Jaruzelski był niewielkim elementem całego błędnego ustroju. Nie ma co go demonizować. Nie wiem czy był, np. gorszy od Bieruta, Gomułki, Gierka. A stan wojenny oceniam jako ostatnią próbę utrzymania „realnego socjalizmu” w Polsce.