Ten zespół o frekwencję na swych występach nie musi się obawiać. Kiedy jego muzycy, w listopadzie ubiegłego roku, oświadczyli, że zawieszają działalność, wiadomo było, że ich ostatnia trasa będzie „oblegana” przez chętnych. Szczecinianie szybko wykupili bilety na pożegnalny „recital” w Filharmonii, ale organizatorom udało się namówić zespół, by zagrał po raz drugi tego samego dnia...

Dwie godziny historii

Tak więc 7 marca muzycy Lao Che mieli bardzo pracowity dzień. Zagrali dla nas dwa razy i bynajmniej nie pozwolili sobie na jakieś skróty, ułatwienia... Oba występy trwały dokładnie po 2 godziny i były „po brzegi” wypełnione utworami z dwóch dekad historii zespołu. Kiedy wyszli na scenę po raz drugi (o godz. 20.00), rozpoczęli od kompozycji „Idzie wiatr”. Wszyscy muzycy ukryci byli w tym momencie w mroku niebieskich świateł i dopiero w kolejnych fazach całego wieczoru, zaczęli się z niego wyłaniać... Oprawa wizualna tego show, bezsprzecznie była bardzo ważnym elementem całości. Słupy i stożki świetlne przecinające ciemność, czarno-białe animacje na małych ekranach nad sceną i inne efekty, wzmacniały jeszcze i tak już duże wrażenia, które Lao Che nam zafundowało, zważywszy, że dźwięk także był dopracowany w każdym detalu.

Wybuchowa mieszanka i ostre brzmienie

Oczywiście to muzyka i teksty były najistotniejsze w tym wszystkim, a że grupa przypomniała wiele dobrze znanych utworów, to widzowie w złotej sali, chóralnie dośpiewywali wiele fragmentów, zachęcani do tego przez wokalistę Spiętego. Rock, folk, funk, elektronika i hip-hop – takimi stylami posługuje się Lao Che i ta wybuchowa mieszanka niemalże eksplodowała tego dnia, bo brzmienie było selektywne i ostre. Utwór „Ludzie Wschodu” z repertuaru Siekiery zyskał wręcz metalową moc, kilka innych numerów było wykonanych w odświeżonych, „podkręconych” wersjach. Tak było choćby z fragmentami płyty „Powstanie Warszawskie” (wydanej 15 lat temu!) - kawałkami „1939 / Przed Burzą” i  „Hitlerowcy”, które zresztą należały do tych najcieplej przyjętych przez publikę.

„Wiedźma” i inne niespodzianki

Przez pierwszy kwadrans występu widownia była dość statyczna, ale kiedy Spięty rzucił słowa „Teraz będzie dobry numer”, zmotywowani tym hasłem, pojedynczy słuchacze, opuścili swe fotele i zeszli pod scenę. Tam zaczęli tańczyć, a po pewnym czasie do nich dołączyli kolejni chętni bliższego kontaktu z zespołem. Tymczasem siódemka muzyków Lao Che serwowała nam pieśni z lat odległych, takie jak „Wiedźma” z debiutu „Gusła” czy cytat z utworu „Co stało się kwiatom” Breakout (kiedy na moment skręcili w bluesowe rejony) oraz fragmenty ostatniej płyty „poświęconej społeczeństwu” – m.in. „Kapitan Polska” i „Nie raj” czy „Polak, Rusek, Niemiec”, który wybrzmiał w ostatnich minutach.

Jeśli to koniec, to wzorowy

Cała pożegnalna trasa zespołu nosi nazwę ”No to Che”, a akcentem podkreślającym, że to jest zawieszenie aktywności grupy, a nie jej koniec, okazał się kawałek „Prąd stały/Prąd zmienny”, zagrany w „dogrywce”... Spięty śpiewa w nim „Choć nie widać mnie, ja klnę się, że serce me bije i ludzi kochać spieszę. Rad bym wszystkich was sumiennie uściskać, ale przebicie może być i zaczęłoby błyskać”, a refren „Czuj, czuj, czuwaj. Baju baju, ludziska, baju baj. Stand by, stand by, stand by…” idealnie nastrój ten pokreślił. Gdyby jednak Lao Che miało jednak nie wrócić już na scenę, to niewątpliwie ten ostatni szczeciński występ był „wzorowym” epilogiem.