Kolejna część przygód Cormorana Strike, to nie tylko śledztwo (w sprawie śmierci ministra kultury). Detektyw tym razem musi znaleźć mordercę, ale również mierzy się ze swoim życiem uczuciowym...

Historia sprzed lat

Początek fabuły to zaskaująca wizyta. Cormorana odwiedza Billy Knight. To nie w pełni poczytalny mężczyzna, który twierdzi, że przed laty był świadkiem morderstwa pewnego dziecka. I choć detektyw sceptycznie podchodzi do całej sytuacji, kolejny klient - Jasper Chiswell – i jego relacja, skłania Strike’a do ponownego przeanalizowania swojej pierwotnej decyzji.

Sprawa okazuje się być bardziej złożona niż wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, dodatkowo dochodzi potem kwestia zabójstwa, co przekierowuje śledztwo na inne tory. Z każdym kolejnym rozdziałem czytelnik wraz z bohaterami odkrywa nowe wątki i poznaje nowych podejrzanych.

Nie tylko życie zawodowe

Prywatna relacja między Robin (kiedyś tylko sekretarką, teraz już wspólniczką) a Cormoranem również nabiera nowego tempa. Z relacji czysto zawodowych przechodzimy przez koleżeństwo, przyjaźń i dochodzimy do momentu, którym tylko jeden krok dzieli bohaterów od przekroczenia granicy między związkiem platonicznym a romantycznym. Nieszczęśliwa w swoim związku od momentu ślub Robin dostrzega, że coraz częściej patrzy na Strike’a przez pryzmat prywatny niż zawodowy. Bardziej doskwierają jej związki Cormorana z innymi kobietami, martwi się o jego zdrowie i czuje większą potrzebę zaimponowania. Sam Cormoran bardziej przywiązuje się do Robin, za którą czuje się odpowiedzialny. Nie podoba mu się jej związek z Matthew, bo obawia się, że kobieta niedługo postanowi zajść w ciążę i zostawi go samego w agencji. W swoim związku również nie czuje się w pełni szczęśliwy, jednak nie wynika to jedynie z niejasnych uczuć do wspólniczki. Jednym słowem: dzieje się!

Bohater niedoskonały

Bohaterowie książek Galbraitha urzekają mnie swoimi niedoskonałościami. Nie ma przystojnego, młodego detektywa, który wszystkie informacje zdobywa swoim wyglądem. Jest za to weteran wojenny bez jednej nogi, który bardziej przypomina boksera po kilku stoczonych walkach niż modela z okładek czasopism. Nie ma asystentki – dodatku do głównego bohatera, której jedynym zadaniem jest dobrze prezentować się u jego boku i być tą, którą trzeba bez przerwy ratować z opresji. Mamy za to Robin, która ma do zaoferowania więcej niż ładny wygląd – twardy charakter, duszę wojownika, przebiegłość oraz spryt. I choć zdarza jej się wpaść w kłopoty, to nie czeka, aż przybędzie wybawiciel, tylko sama próbuje wydostać się z potrzasku. Jak tu nie lubić takich postaci?

Nie bójmy się kontynuacji

Mimo że jest to już czwarta część przygód Cormorana, to można się z nią zapoznać nawet nie znając zupełnie poprzednich tomów. Oczywiście zachęcam do przeczytania wcześniejszych książek, ale dzięki temu, że w każdej z nich pojawia się nowe śledztwo, nieznajomość historii bohaterów nie jest przeszkodą w czytaniu "Zabójczej bieli". Przyznam szczerze, że sama niewiele pamiętałam szczegółów z relacji między postaciami (o niektórych w ogóle zapomniałam), jednak w żadnym stopniu nie odebrało mi to w przyjemnością z lektury.

Choć 653 stron objętości może być dla niektórych zniechęcające, to jednak pochłania się ją szybko. Po zakończeniu książki chciałoby się nawet rzec: a gdzie więcej? Liczę na to, że J.K.Rowling, która ukrywa się pod pseodonimem Robert Galbraith, jeszcze nam zaoferuje jakiś ciąg dalszy...