Prof. Ryszard Wilk: - Labirynt jest przeszkodą, którą trzeba pokonać. Znaleźć drogę, wyjście. Co możemy powiedzieć o społeczności, która mówi, że uratowanie rzeźby jest dla niej za drogie? Handlowa jest już chyba, tylko.

Prowadzi mnie przez ogród do sterty glinianych pustaków: - Wie pani, jak one tu świecą, kiedy po deszczu wychodzi słońce - uśmiecha się.

To był przypadek, że w połowie lat 70. Ryszard Wilk pojechał za kolegę na plener, który dla artystów organizowały gozdnickie zakłady ceramiki. Fabryka w asortymencie miała kamionkowe rury do przepływania wody. Prefabrykaty z mokrej gliny czekały na wypalenie w temperaturze 1270 stopni Celsjusza. Pierwszy raz pokaże jak je deformuje w 1978 roku na I Salonie Jesiennym BWA w Szczecinie na Zamku. Koledzy pokpiwali: „Co to za rury kanalizacyjne taszczysz Wilku?” Dostanie pierwszą nagrodę.

Potem projektowane przez rzeźbiarza moduły z gliny, z których układa ściany, mury, rzeźby, wypalający je majstrowie w Gozdnicy nazywać będą „wilkami”.

Ludzie w Labiryncie

Jest 1997 rok kiedy szczecinianom w drodze między kościołem Najświętszego Serca Pana Jezusa a Pomorskim Bankiem Kredytowym SA stawia Labirynt.

W strukturze rzeźby ułożonej ze skośnie ciętych klinkierowych pustaków zadaje naszej wyobraźni zobaczyć geometryczny zarys …drzewa, mężczyzny, kobiety.

Co pewien czas kafle, z dysz zrasza lekka mgiełka wody a wtedy kamionka pokryta przezroczystym szkliwem solnym mieni się od żółci, zieleni i brązu do fioletu.

Tak przy pl. Zwycięstwa Labirynt pracował dwa miesiące.

Zapycha się otwór (rzeźby się nie sprząta). Bank odłącza wodę. Ktoś wyrywa dysze. Ktoś tłucze pustaki. Moduły to dziury na śmieci. Kafle przestają tęczowo opalizować, kiedy w ramach „renowacji” (bez konsultacji z artystą) pokrywa się je lakierem.

Bawiciel

Ojciec wracał do Polski przez Szczecin z obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Mama całkowicie oddała się organizowaniu w Szczecinie polskiej szkoły.

Do miasta Ryszard Wilk przyjechał latem 1946 roku - Dukty wśród gruzu i ruin zapamiętałem - opowiada (dziś ma 81 lat). - Lepiliśmy pistolety ze stearyny i szliśmy w świat - uśmiecha się. Lubili zabawę w „bawiciela”. Bawiciel stawał na drodze i rzucał wyzwania, które drugi musiał rozwiązać.

Po liceum plastycznym oraz rysunku i pracach ręcznych w dwuletnim Studium Nauczycielskim dostaje posadę nauczyciela w podstawówce, w popularnym „Maciusiu” nazywanym tak od rzeźby bohatera powieści Korczaka stojącym na postumencie przed szkołą.

27 lat to jest ostatni dzwonek, żeby iść na studia. W Gdańsku zdaje na architekturę wnętrz, ale kiedy zobaczą jego rysunki (pokazuje mi szkice z podróży do Grecji kreślone gęstą, drapieżną kreską), proponują kierunek rzeźba.

- Skończyłem studia plastyczne, żeby dobrze grać na bębnach - wspomina studenckie życie wypełnione muzyką jazzową (dziś Ryszard Wilk jako dobry perkusista gra koncerty z saksofonistą Markiem Kazaną). - Te studia dawały mi jakiś szerszy obraz komunikacji ze światem.

- Ryszard zobaczy wszystko inaczej, głębiej - mówi Zdzisław Piotrowski, fotografik i architekt, który był studentem profesora. - Ja jego twórczość postrzegam jako wizualizację muzyki. Inspiruje mnie do własnych poszukiwań. To coś, jak wspólne granie jam session.

Świat Wilka żyje na zdjęciach Piotrowskiego.

fot. Zdzisław Piotrowski

Próba współbrzmienia

Uparte poszukiwanie formy poprowadziły prof. Ryszarda Wilka w 2003 roku do ułożenia wielkiej kompozycji strukturalnej w kościele św. Ottona na os. Zawadzkiego. Zainspirowanej struktura III Symfonii Pieśni Żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego.

Wzdłuż nawy głównej świątyni szczeciński rzeźbiarz układa wtedy mur z 2,5 tys. ceramicznych kształtek i wytycza do ołtarza drogę refleksji nad ludzkim życiem, krzyżem, ścianą przejścia, pamięcią (w drugiej części kompozytor wykorzystał tekst młodej góralki wyryty na ścianie katowni gestapo w Zakopanem).

Cztery lata temu powtarza „Próbę współbrzmienia” w kościele pod wezwaniem bł. Kozala w Świnoujściu na festiwalu Sacrum non Profanum, którego ósma edycja dedykowana jest Góreckiemu. Strukturalna rzeźba będzie stać tam krótko, bo za kilka dni ma się odbyć ślub a panna młoda nie chce o nią zahaczyć białą suknię.

Moduł prof. Ryszarda Wilka Japończycy wyróżniają na międzynarodowej wystawie ceramiki w Mino.

fot. Zdzisław Piotrowski

Po Czekoladce

Kościół św. Ottona w Szczecinie jako miejsce ekspozycji rzeźby Ryszarda Wilka został wybrany nieprzypadkowo. Świątynię zaprojektował współpracujący z rzeźbiarzem - Stanisław Kondarewicz, ceniony szczeciński architekt (poznali się na Politechnice Szczecińskiej, gdzie prof. Wilk od 1974 roku uczył rzeźby ponad 40 lat).

Nie było wśród nich podziału architekt - rzeźbiarz. Rozmawiając, dłubali w makiecie albo w komputerze. Był rodzaj wspólnego przenikania się i tworzenia.

W efekcie twórczej pracy powstaje pierwszy z przykładów nowoczesnej architektury w Szczecinie - biuro Kontaktu przy al. Niepodległości. Oryginalny budynek z fasadą z brązowej ceramiki wyrósł we wczesnych latach 90. między przedwojenną kamienicą a PRL-owskim blokiem. Szczecinianie od razu nazywali go Czekoladką.

Po prawie 30 latach eksploatacji nowy właściciel ocenił, że ten wyrób nie zdał zastosowania w budownictwie i kilka lat temu pokrył budynek ciemnoszarą blachą.

- Nie ma już głosu Staszka, gdyby żył, nie pozwoliłby na to - mówi prof. Wilk (Kondarewicz odszedł w 2011 roku).

Głos architekta

Jacek Lenart, który ze Stanisławem Kondarewiczem i jeszcze dwoma architektami założył w 1989 roku Studio A4 (współpracowali z autorami Pazimu i Filharmonii, zaprojektowali Dom Towarowy Kupiec, budynek Nanotechnologii ZUT, rewitalizację Trafostacji Sztuki) zobaczył, że na miejscu po wspaniałym mieście Akwileja, rosną dziś warzywa. Został tylko jeden budynek, kościół. - Dlaczego budynki stoją? Bo są potrzebne i bo się je kocha - odpowiada. - Dzieło sztuki przetrwa dlatego, że zostanie obdarzone ludzką miłością. Jeśli nie, to ludzie prędzej czy później przymierzą do niego miarę czysto ekonomiczną. Ryszardowi niezrozumienie grozi bardziej, bo wybrał warsztat trudniej zrozumiały. Nie znajduję odpowiedzi, jak w dzisiejszym polskim świecie ocalić ten rodzaj sztuki.

- Biedą w Polsce jest fakt, że w ogóle nie ma edukacji estetycznej. Będziemy tego ponosić konsekwencje przez długie lata - diagnozuje Lenart. - Nasi odbiorcy stali się kompletnie nieprzygotowani, żeby być naszymi odbiorcami. W związku z tym ilość nijakich budynków będzie tylko rosła. Jest takie powiedzenie: „Twój dom, mój widok”, bo jestem narażony patrzeć na niego 24 godziny. A to jak hałas, to się w nas odciska.

Ślad w przestrzeni

Miasto wykreśliło z budżetu na 2019 rok - 400 tys. na remont oryginalnego Labiryntu. Jak tłumaczył na sesji Rady Miasta wiceprezydent Michał Przepiera, przetargi się nie udają, bo potencjalni wykonawcy boją się ceramicznych modułów.

(Żadna z firm, które stawały do przetargu nie skontaktowała się z rzeźbiarzem).

Edyta Łongiewska - Wijas, przewodnicząca komisji kultury RM na tej sesji zapytała: - Jeśli do dzieł stworzonych przez polskich artystów w polskim Szczecinie nie będziemy podchodzić z szacunkiem, to czym chcemy wspierać kulturowy rozwój miasta? Gotowymi produktami z katalogu mebli miejskich?

Prof. Edward Sitek z Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, w której kierował Katedrą Rzeźby i Rysunku spytał kiedyś szczecińskiego artystę: - Coś ty Wilku taki nowoczesny?

Prof. Ryszard Wilk: - Labirynt jest ideą intelektualną. Bo jest przeszkodą, którą trzeba pokonać. Znaleźć drogę, wyjście. Co możemy powiedzieć o społeczności, która mówi, że uratowanie rzeźby jest dla niej za drogie? Handlowa jest już chyba, tylko.

fot. Wojciech Bigus

 

Reportaże Ewy Podgajnej co drugi poniedziałek na portalu wSzczecinie.pl