Długo czekałam na ten wieczór. Już rok temu obiecałam sobie, że jeżeli tylko Kabaretowy Klub Dwójki powróci z wakacyjnym programem do Szczecina, to nie może mnie zabraknąć na tym wydarzeniu. I tak też się stało. To były genialne trzy godziny kabaretowej rozrywki na najwyższym poziomie. Zresztą, jak mogłoby być inaczej, skoro na scenie wystąpili najlepsi z najlepszych…

Skończyło się Euro, zatem czas na nas – tymi słowami przywitał szczecińską publiczność Robert Górski. Choć motywem przewodnim przygotowanego programu były wakacje, to z oczywistych względów nie mogło zabraknąć nawiązań do minionych Mistrzostw Europy. Na widowni dominowały barwy narodowe i królowały przyśpiewki: „Polska, biało-czerwoni” i tradycyjna już ze względu na poziom gry naszych piłkarzy – „Nic się nie stało”. Ale wróćmy do urlopowych przygód, jakie zaserwował nam Kabaretowy Klub Dwójki.

Widziałeś moje wałki?

Pierwsza część programu była ściśle powiązana z morzem. Kabaret Smile przedstawił numer o rozbitkach dryfujących na pontonie, którzy cudem uratowali się z płonącego statku. Przyczyna pożaru? Ot, takie zwykłe pomylenie kanistra benzyny od kanistra z wodą. Ale najważniejsze, to być zadowolonym z siebie, a takim niewątpliwe był Stasiu, który poprzez swoją troskę, wyrwał swych współtowarzyszy z tratwy ratunkowej pełnej ukraińskich nimfomanek. A co byś robił z tymi paniami? – spytał kolegę. Może bym liznął trochę języka – usłyszał od niego w odpowiedzi.

Jak morze, to także i Szczecin (przecież wśród wielu naszych rodaków panuje przekonanie, że ze Szczecina do morza można dostać się tramwajem). A jak Szczecin, to i kabaret Szarpanina, który zaprezentował scenę z biura podróży i wciąż panujące stereotypy na linii Polska – Niemcy. Dlaczego nasza wycieczka zaczęła się od Westerplatte i stania pod napisem „Nigdy więcej wojny?– skarżył się niemiecki turysta. Ale chyba nie ma w tym nic złego – rzekł pracownik biura. Owszem, ale dlaczego kazano nam to przepisać sto razy, zanim kontynuowaliśmy wycieczkę?! I tak dalej, i tak dalej…

Widziałeś moje wałki? – nagle pada pytanie z widowni. Nie, przecież jesteś ubrana. To była krótka wstawka kabaretu Jurki- mistrzów„ciętej riposty”. Ale dla duchowej równowagi, na scenie pojawiła się Grupa Mocarta, która w swój jedyny i niepowtarzalny sposób za pomocą muzyki potrafi opowiadać historie, praktycznie na każdy temat.

 

Lecę w publikę

W drugiej części programu przenieśliśmy się na Mazury. Marcin Wójcik przywitał publiczność w „nowej fryzurze”, zaś Robert Górski postanowił zostać przy swoim wizerunku bez zmian jak Smuda.
Wakacje kojarzą się przede wszystkim z odpoczynkiem i rozrywką. A jak najlepiej rozerwać widzów? Oczywiście za pomocą telewizyjnego show. I tak, dzięki kabaretowi Smile, zgromadzona w amfiteatrze widownia, miała szansę poczuć się jak w telewizyjnym programie pod znamienitą nazwą „Must be the Mam Talent, czyli Jak Oni Śpiewają ze zwierzętami Na Lodzie”. Jak to zwykle w takich programach bywa, reakcje widowni sterowane są przez specjalnego „tresera”, uzbrojonego w tabliczki sugerujące dane zachowanie: brawo, hura, fala, żaróweczki, standing, czy… kangury. A to wszystko przy akompaniamencie piosenki Adele. Co tu dużo pisać, dzięki Smile śmiech rozbrzmiewał z każdej strony Teatru Letniego. A ten stan umocnił kabaret Ani Mru Mru numerem o niesfornym tacie z domu starości. Ja nie wiem co pana ojciec bierze, ale niech bierze tego pół – skarżył się wezwanemu synowi dyrektor placówki.

Nieodłączną częścią kabaretu są aluzje polityczne. Zatem Neonówka przedstawiła scenę z życia sejmu. W rolach głównych: Maciar, Jaro i Donald. Lecę w publikę – krzyczał Jaro. Za bardzo ufasz swoim wyborcom, zaledwie co czwarty by cię złapał – ostrzegał Maciar. Na Podkarpaciu co drugi – odrzekł zawsze mający silne argumenty Jaro. Ale jak stwierdzono w podsumowaniu numeru – w polskim parlamencie nic się nie zmienia. Wszystko jest „the Sejm”.

Mazurska część została zakończona piosenką o europośle w wykonaniu Radosława Bieleckiego z Neonówki. Zaprezentowany układ taneczny tak spodobał się szczecinianom, że aż dwa razy prosili o jego bis. Było widać, że sam artysta był zaskoczony tak spontanicznym odbiorem, ale nie mógł przecież się temu sprzeciwić. Z publicznością się po prostu nie zadziera. Zwłaszcza szczecińską. Trzeba też przyznać, że towarzysząca kabaretowym artystom czteroosobowa grupa tancerzy przez cały czas trwania programu, dawała niezły popis swych tanecznych umiejętności. Bez wątpienia damska część publiczności była wielce zadowolona pokazem jednego z panów, który w piękny i akrobatyczny sposób „zawiesił” się na rurze. Ach, co to był za widok… Ciekawe, czy po zakończonym występie ów tancerz, dostał kilka propozycji „nie do odrzucenia” angażu na wieczory panieńskie.

 

Nieważne, jak kto gra

W ostatniej części Kabaretowego Klubu Dwójki zawitaliśmy w polskie góry. Kabaret Moralnego Niepokoju, podczas numeru związanego z grillowaniem na góralskiej hali, przedstawił „męski kryzys wieku dojrzałego”. Nie ma to jak udawać młodszego i lepszego, by zrobić wrażenie na przedstawicielce płci pięknej. Wówczas mężczyzna nagle staje się afgańskim najemnikiem, himalaistą czy spadochroniarzem.  Z 10 000 m to ziemi nie widać – pada stwierdzenie. Nie bój się, na pewno trafię – odpowiedział Robert Górski w roli „udawanego skoczka”, który z wrażenia aż przewrócił się na scenie (a na ten widok Marcin Wójcik prawie spadł ze swego krzesła).
 

Znów też pojawił się motyw Euro, bo przecież jak Polska długa i szeroka, od morza aż po góry wszyscy kibicowali naszym. Ale cóż nam zostało po zakończonych mistrzostwach? Jak to co - piosenka o Euro w wykonaniu kabaretowych „białych orłów”. Nieważne jak kto gra, z kim jest mecz, ważne, że jesteśmy przystojni - brzmiał refren. Myślę, że przy odpowiedniej promocji, utwór ten ma szansę stać się hitem. Pozostaje więc tylko czekać na videoclip (taka drobna aluzja do występujących artystów).

 

Polska, mieszkam w Polsce, mieszkam w Polsce, mieszkam tu, tu, tu, tu – tymi słowami piosenki Damian Ukeje zakończył finał Kabaretowego Klubu Dwójki Na Wakacjach. Pomimo niesprzyjającej aury, wieczór upłynął w gorącej atmosferze. Szczecin po raz kolejni udowodnił, że zasługuje na miano kabaretowej stolicy Polski. Potwierdził to chociażby fakt, że bilety na to wydarzenie, rozeszły się w oka mgnieniu, a zgromadzona publiczność bawiła się wyśmienicie. Mam nadzieję, że wakacyjne wydanie Kabaretowego Klub Dwójki stanie się dla Szczecina swoistą tradycją. Panie Marcinie, Panie Robercie – zapraszamy do nas za rok!

Fot.: Remigiusz Kamiński