„Poniemieckie były domy, budynki użyteczności publicznej, fabryki, drogi, kościoły, cmentarze, a także przedmioty codziennego użytku: kredensy i szafy, stoły i krzesła, maszyny i narzędzia, naczynia i akcesoria kuchenne, ubrania, obrazy na ścianach i weki w piwnicach. Poniemieckie były ziemniaki, z których pędzono arcypolski bimber...” Tak na temat losów mienia, które odziedziczyliśmy po II wojnie światowej, na tzw. Ziemiach Odzyskanych pisze Karolina Kuszyk. Jej książka, zatytułowana po prostu „Poniemieckie” jest bardzo interesującą pozycją traktującą o kwestiach wciąż jeszcze nie do końca opisanych i przeanalizowanych.

Skomplikowane polsko-niemieckie relacje

Chociaż autorka zastrzega, że jej książka „nie rości sobie pretensji do bycia pracą badawczą”, to niewątpliwie jej reporterskie dzieło, to wynik niezwykle wnikliwej pracy polegającej na dotarciu do bardzo wielu źródeł i materiałów, takich jak wspomnienia oraz pamiętniki osadników i przesiedleńców, artykuły prasowe, akty prawne, uchwały i inne. Kuszyk dodała do tego osobiste doświadczenia oraz wypowiedzi historyków, badaczy, artystów, a nawet... poszukiwaczy skarbów. W ten sposób powstała książka, która na pewno była potrzebna, ponieważ dotyczy spraw, które mimo upływu lat, nadal budzą różne odczucia i resentymenty. Jak w komentarzu umieszczonym na okładce napisała Brygida Helbig, szczecińska pisarka (obecnie mieszkająca w Berlinie): „Z uwagą, empatią i szacunkiem dla codzienności autorka przygląda się przestrzeniom, przedmiotom i ludziom, bada ich historie, śledzi skomplikowane polsko-niemieckie relacje, naznaczone nienawiścią, chęcią odwetu, poczuciem krzywdy, ale i rosnącej bliskości”.

Na powrót zaufać rzeczom

Formalnie niemieckie mienie, które znajdowało się na tzw. Ziemiach Odzyskanych, stało się własnością polskiego Skarbu Państwa na mocy dekretu z 8 marca 1946 roku. Był to majątek, który w dużym stopniu pozwolił wielu ludziom budować przyszłość w nowym, nieznanym otoczeniu. Jednak przejęcie tych dóbr, wyprodukowanych przez niemieckie zakłady, noszących często napisy pisane gotycką czcionką, nie przyniosło tylko korzyści jego nowym właścicielom. Jak pisze Kuszyk, chyba jeszcze nikt nie badał na szerszą skalę psychicznych konsekwencji konieczności organizowania sobie życia wśród rzeczy niedawnego wroga, oswajania tego, co było obce. „Byli tacy, którzy nie potrafili na powrót zaufać rzeczom, tak jak nie potrafili zaufać krajobrazowi ani odgórnie nadawanym nazwom”.

Przygoda ze spirytusem

Karo­li­na Kuszyk „monitoruje” przede wszystkim Dol­ny Śląsk, dużo miejsca poświęcając Legni­cy (z której pochodzi). Udaje się jednak też na War­mię i Mazu­ry, a także do Słu­bi­c oraz Zachodniopomorskiego. Można znaleźć w jej książce między innymi relację z pierwszych powojennych lat, autorstwa Jana Lesikowskiego, nazywanego pionierem szczecińskich restauratorów. Po przybyciu do naszego miasta, w gmachu kiedyś będącym szkołą, trafił na wunderkamerę, a w niej zobaczył 50 litrowe słoje z preparatami, zanurzonymi w spirytusie. Zapomniał o tym, a wkrótce jako człowiek bardzo przedsiębiorczy zajął się zorganizowaniem stołówki na 500 osób. „Wszystko zdobywał sposobem, w dodatku żołnierze radzieccy przepędzali go z miejsca na miejsce, więc raz po raz musiał zmieniać siedziby” - pisze Kuszyk. Pewnego razu ktoś zaoferował mu kupno 40 litrów spirytusu, na co on chętnie przystał, ponieważ był to towar raczej trudno dostępny. Później Lesikowski dowiedział się, że spirytus pochodził właśnie z tej nieczynnej już szkoły - z gabinetu z przyrodniczymi osobliwościami...

Nic nie pomógł list do Gomułki

Pisząc o rabunkowej gospodarce władz PRL-u dotyczącej majątku poniemieckiego, autorka przytacza opowieść Franciszka Buchtalarza, zapisaną w pamiętniku osadnika z 1957 roku, znajdującym się obecnie w Archiwum Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Jej autor był bardzo wzburzony masowymi rozbiórkami budynków w dzielnicy Żydowce (dawniej: Sydowsane), na które urzędnicy zezwalali. „Rozbierano więc skwapliwie wspaniałe kiedyś wille na wzgórzach lasów, o masywnych fundamentach, garażach, pralniach, kuchniach i kotłowniach w piwnicach. Rozbierano teraz legalnie, gdyż oprócz cegły zdrowych murów nic nie pozostało. Cegłę ładowano na wagony kolejowe do Warszawy, jechały drogocenne płyty marmurowe, kafle porcelanowe, kunsztowne kominki i osprzęt piecowy” – to cytat, który zamieszcza Kuszyk. Według Buchtalarza zniknął cały urok dzielnicy, z której usunięto m.in. dwupiętrową szkołę, szpital oraz kościół ze strzelistą wieżą. Napisał nawet w tej sprawie list do Władysława Gomułki, ale nie odniosło to skutku, a w dodatku po jego odejściu od władzy, mieszkanie autora „donosu” często rewidowano pod różnymi pretekstami, m.in. dlatego, że jego właściciel posiadał dużo książek niemieckich, więc może być szpiegiem...

W książce Kuszyk pojawia się także wątek niepewności co do statusu ziem zajętych przez Polaków i przede wszystkim samego Szczecina. Obawy, czy jednak Niemcy nie wrócą „na swoje” po kolejnych ustaleniach politycznych trwały jeszcze długo i stawały się uzasadnieniem dla zachowań o charakterze grabieży. Kuszyk pisze o sza­brze i wywożeniu mienia do centralnej Polski, o wyko­py­wa­niu skar­bów pod ziemią i przetrząsaniu szaf, innych mebli oraz piw­ni­cznych zakamarków.

Chodniki i murki zbudowane z nagrobków

Dużo uwagi poświęca kwestii pozostawionych przez Niemców nekropolii. Wiadomo, że płyty nagrobkowe na nich znalezione, często trafiały do kamieniarzy jako surowiec wtórny. Wykorzystywano je też do umocnienia nabrzeży, dróg, lotnisk i na murowane ogrodzenia. Same cmentarze często były terenem dzikiej eksploatacji i dewastacji. W latach 70. miejsca pochówku, które nie zostały usunięte z powodu budowy nowych osiedli, dróg i innych inwestycji lub nie przekształcono ich w polskie cmentarze, zmieniły się w parki, nieużytki lub tereny pod zabudowę. Kuszyk zamieszcza w książce informacje o akcji zainicjowanej przez szczecińską artystkę, Karolinę Freino, która dowiedziawszy się, że piaskownica na placu zabaw, gdzie dorastała, jest otoczona murkiem z niemieckich płyt nagrobnych i macew, nawiązała kontakt z aktywistami z portalu Sedina.pl. Wspólnie ustalono 40 miejsc, w których właśnie nagrobki wykorzystano jako materiał do budowy murków, piaskownic czy chodników. Projekt „Murki i piaskownice” został sfinalizowany wystawą przygotowaną przy współpracy Stowarzyszenia Officyna w 2007 roku.

Chcą powrotu Szczecina do Niemiec

O tych sprawach pisali także autorzy powie­ści. „Dom dzien­ny, dom noc­ny” Olgi Tokar­czuk, „Krót­ka histo­ria pew­ne­go żar­tu” Ste­fa­na Chwi­na czy „Cukiernica pani Kirsch” szczecińskiego pisarza, Artura Daniela Liskowackiego, to niektóre z tytułów, które Karolina Kuszyk wymienia. Wspomina także o inicjatywach miłośników lokalnej historii, które dotyczą niemieckiej przeszłości, takich jak m.in. Labiryntarium ze Świdnicy, wrocławskie Towarzystwo Benderowskie czy właśnie szczeciński portal Sedina.pl. Przypomina także o wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego z 2017 roku, w której określił on Szczecin jako miasto niemieckie, które należy oddać właścicielom w zamian za wojenne reparacje. Reakcją na te słowa była wzmożona aktywność facebookowego profilu o nazwie „Szczecin jest niemiecki”, który założyła „grupa polskojęzycznych Niemców chcących powrotu Stettina do Niemiec”. Oprócz widoków z pocztówek ukazujących przedwojenne miasto znajdziemy na nim m.in. wpisy takiej treści jak ten z lutego 2019: „Niemiecka gospodarka potrzebuje Szczecina i potrzebuje Szczecinian. Powinniśmy współpracować jak najszerzej z Niemiecką Matką, w obrębie Meklemburgii i raczej jako część Niemiec niż Polski. Polska zawiodła” (cytowany przez Kuszyk) czy z maja 2019 roku: „Wielkie Niemcy powinny obejmować także cześć Pommern ze Stettinem jako perłą wschodu. Popieramy wszystkie inicjatywy polityczno-gospodarcze, które mają na celu secesję. Polska dość naobiecywała Szczecinianom, czy to rządziła w Warszawie lewica czy prawica... [pisownia oryginalna]”.

Nasze i wciąż nie-nasze

Można takie głosy zupełnie zignorować, jako bezpodstawne i abstrakcyjne roszczenia, ale nie sposób zanegować faktu, że tożsamość Szczecina składa się w dużej mierze także z jego niemieckości. W odniesieniu do tej tezy i rozważań na temat prób i szans odnalezienia swojego miejsca w przestrzeni opuszczonej przez jej długoletnich właścicieli dobrą konkluzją mogą być cytowane przez Kuszyk słowa Przemysława Czaplińskiego. W książce „Wzniosłe tęsknoty” ten krytyk literacki i profesor stwierdza, że: „Odzyskać miasto to tyle, co uświadomić sobie, że najbardziej jest nasze wtedy, gdy dostrzegamy, jak wiele nie-naszego w nim mieszka, jak wiele obcości skrywa się w szczelinach jego historii. (...) Najpewniej i najpełniej odzyskujemy bowiem Miasto, snując opowieści w imieniu tych, którzy je utracili”.