Każdy koncert Voo Voo jest inny. Tym razem grupa przyjechała by zagrać bardziej zróżnicowany program, niekoniecznie związany z promocją jakiegoś wydawnictwa, a miejscem ich występu był klub „Słowianin” Tu , 27 lutego zgromadzili się jej fani by zobaczyć Wojciecha Waglewskiego i spółkę na żywo.

Najpierw jednak wystąpił The Blue Bus, który spełnił rolę supportu. Czwórka Szczecinian zagrała kilka własnych utworów takich jak „Bezsilny”„Biały Królik”, „Bezkres” oraz temat z filmu „The Blues Brothers”. Był to bodajże szósty  występ tego bardzo młodego zespołu w dotychczasowej jego historii i trzeba przyznać, ze poczynali sobie całkiem sprawnie.  Blues-rockowa stylistyka, w jakiej operują muzycy The Blue Bus daje im dużo możliwości pokazania swoich niemałych już umiejętności.

Wielka Czwórka czyli Wojtek Waglewski, Karim, Stopa i Mateo  miała  więcej miejsca  na scenie niż w Free Bluesie (w którym zagrali rok temu) i chyba to między innymi sprawiło, że moim zdaniem zagrali jeszcze bardziej energetycznie, z większym „wykopem”. Miarowe wybijanie rytmu na bębnach, do którego dołączyły dźwięki gitary i kolejnych  instrumentów dały początek pierwszej wykonanej przez Voo Voo tego wieczoru kompozycji. Słowa  „Jest tylko marsz. Ciągle marsz. Jest tylko marsz  Od piwnicy aż po strych” otwierają tekst utworu „Sprężyć krok” i było to bardzo trafne  przesłanie. Zdecydowanie warto było wzmóc czujność i sprężyć się, bo czekały nas duże emocje. 

W dalszej części koncertu zespół wykonał kompozycje z całej swej historii, ze wskazaniem na ostatnią dekadę. „To ładnie wychodzi” (ze znamiennymi słowami „Nie zrobisz nic, nie zmienisz nic, możesz wejść, możesz wyjść”), .”Barany”,  „Puszcza”,  „Dziki”„Leszek mi mówi”, „Komboj” to utwory pochodzące z ostatniej studyjnej płyty formacji (nie licząc wspólnych nagrań z zespołem Hajdamaki) Ten ostatni  przerodził się w pewnym momencie w ... tradycyjną pieśń żydowską. Muzycy często bowiem bawili się różnymi konwencjami stylistycznymi, bezkolizyjnie przechodząc od folku do jazzu, zawsze jednak wracając do głównego, rockowego tematu. Szczególnie dobrze  w takiej formule grania czuł się szalejący saxofonista Mateo, który pozwalał sobie na długie improwizacje instrumentalne i głosowe.

Kolejne numery – takie jak  „Nim stanie się tak jak gdyby nic nie było”, „Bo Bóg dokopie”, „Wannolot” czy „Flota zjednoczonych sił” również niejednokrotnie były pretekstem do tworzenia rozbudowanych form odbiegających nie raz bardzo znacząco od ich studyjnych wersji. W takich nastrojach upłynęło 90 minut podstawowego setu, ale oczywiście repertuar zespołu jest znacznie obszerniejszy.Panowie, zostali  oczywiście wywołani przez publiczność  ponownie na scenę i zagrali jeszcze dwa utwory "Nie manipuluj" oraz szczególnie ciepło przyjętą  „Esencję” Ponieważ pan W.W. tego wieczoru mało się zajmował tzw. konferansjerką (przede wszystkim anonsował swoich kolegów) słowa tej pieśni stały się niejako komentarzem końcowym „Pomachamy skrzydełkami i wio Myślę, że zabierze jeszcze się ktoś Umrzesz ty umrę ja, tyko wierzycieli tłum Wpisze nas na listę strat” Jedno jest pewne tego koncertu Voo Voo nikt z obecnych na nim na listę strat raczej nie wpisze.