Jan Kaczmarek to założyciel kabaretu Elita i Studia 202, satyryk i felietonista. autor około 200 piosenek. Od listopada 2007 roku nie ma go już wśród nas, ale dzięki temu przedstawieniu na pewno pamięć o nim i jego twórczości nie wyczerpie się tak szybko. „Śpiewnik domowy Jana Kaczmarka” wyreżyserowany przez Adama Opatowicza i Andrzeja Poniedzielskiego to bowiem coś więcej niż tylko zbiór luźno powiązanych ze sobą piosenek. 7 marca w Teatrze Polskim miał swoją premierę.
Pierwowzorem tego przedstawienia był "Album rodzinny" stworzony przez tych samych reżyserów na Scenie na Dole w Teatrze Ateneum. Szczecińska inscenizacja jest jednak dłuższa, bardziej rozbudowana. Rozpoczyna ją monolog Andrzeja Poniedzielskiego, który mówi o niepewności w jakiej trwają odtwórcy piosenkowych ról, którzy starali się nie zrobić krzywdy tekstom Kaczmarka. Mówi o polskich specjalnościach – duchowych wzlotach i materialnych niedolach zafundowanych nam przez trójkę ideologów, którzy kiedyś tak skutecznie określili naszą historię. Także o twórcy, który tak precyzyjnie uchwycił w słowie nasze słabości, radości i złudzenia
Blisko trzydzieści jego piosenek w dwóch częściach zostało zaśpiewanych przez Olgę Adamską, Lidię Jeziorską, Sylwię Różycką, Katarzynę Sadowską Adama Dzieciniaka, Michała Janickiego, Sławomira Kołakowskiego, Mirosława Kupca, Marka Żerańskiego oraz Andrzeja Poniedzielskiego. Aktorzy z charakterystycznymi walizkami w dłoniach, w kapeluszach i płaszczach przypominających te z epoki PRL-u, podróżują przez czas opowiadając o paradoksach życia nad Wisłą, wspominając dawne, głupie romanse i przyznając się do nieznajomości poezji pewnego polskiego noblisty.
"Kurna chata", "Nasza Europa", "Czego się boisz głupia", "Ballada o mleczarzu" , "Do serca przytul psa", „.Nie odlecimy do ciepłych krajów”, „Na roli” to „przeboje”, które oczywiście znalazły się w programie wieczoru. Choć nastrój został zdominowany przez piosenki ironiczno – nstalgiczne (pierwszoplanowym tego przykładem był utwór „Starzejemy się”) to jednak zdrowy, bezpretensjonalny humor- nie pozostał w całowitej defensywie. Szczególnie chyba wesoło i dynamicznie wypadł utwór „Co się zżera w jeziorze” w którym pierwsze skrzypce odgrywa Sławomir Kołakowski, dobrze udając młodocianego rapera. Tak więc proporcje są zachowane. Zgodnie ze słowami „pero, pero, bilans musi wyjść na zero” ...
Komentarze
1Poproszony o podzielenie się wrażeniami z piątkowego spektaklu pt. „Śpiewnik Domowy Jana Kaczmarka” w reżyserii Adama Opatowicza i Andrzeja Poniedzielskiego z przyjemnością chciałbym zareklamować to wyjątkowe wydarzenie artystyczne na scenie Teatru Polskiego w Szczecinie. Pan Andrzej Poniedzielski jako osobowość, która łączy w sobie połączenie wrażliwości, inteligencji i charakterystycznego humoru już w pierwszych swoich słowach wprowadził publiczność w stan zwiększonego wydzielania endorfin , a to był dopiero początek wspaniałych wrażeń, które miały nadejść wraz z kolejnymi interpretacjami piosenek Jana Kaczmarka w wykonaniu wszystkich artystów. Twórczość Jana Kaczmarka, kojarzona raczej ze sloganem „kiedyś to były piosenki” okazała się na przykładzie tego przedstawienia w pełni ponadczasowa i jakże wieloznaczna. Na pozór banalne pojedyncze słowa piosenek zmieniały się w niebanalne treści opisujące „portret Polaków własny”. Adam Opatowicz i Andrzej Poniedzielski składając prawdziwy hołd dla twórczości Jana Kaczmarka zilustrowali wciąż trwającą wędrówkę Polaków do pełnego optymizmu. Bo czy tak naprawdę wiele się zmieniło? – zadawał wciąż retoryczne pytanie reżyser z charakterystycznym uśmiechem w kącikach ust. Być może nie ma już butelki mleka z „Ballady o mleczarzu” , ale została zastąpiona wytycznymi w sprawie mleka w kartonie ; nie ma już kolejek nocnych, w których można było poznać życie innych stojących w „ogonku”- są w zamian anonimowe do kasy w hipermarkecie. Tow. Wiesław (wyjątkowo zagrany przez Michała Janickiego wywołując na sali salwy śmiechu) został dziś zastąpiony przez wybrańców tych, którzy głosu nie mają , bo swój głos oddają. Wciąż zatem chcemy uciec do „Kurnej chaty”, aby „Do serca przytulić psa” , przecież musimy mieć "Zerowy bilans, czyli pero, pero". Ten spektakl to była prawdziwa podróż sentymentalna z bagażem dzisiejszych doświadczeń, podczas której wszyscy widzowie mieli śpiew na ustach. A to wszystko przy wypełnionej w całości widowni. Jeżeli to może być zbyt mało, aby wszystkim polecić obejrzenie „Śpiewnika Domowego Jana Kaczmarka” dodam jeszcze tylko jedno na koniec: owacje na stojąco i czterokrotnie podnoszona kurtyna. Dziękuję w pełni za tę wyjątkową ucztę duchową.
~macrac1068