Długo Szczecin czekał na występ Behemotha... Ostatni raz wystąpili tu w maju 2006 roku, promując album „Demigod”, tak więc było pewne, że kiedy w końcu Nergal i jego ekipa do nas dotrą, miejsce w którym zagrają wypełni się po brzegi publiką . Tak też było 20 stycznia w „Słowianinie”.

Druga część trasy „Phoenix Rising Tour” zaczęła się w naszym mieście i podobnie jak przed kilkoma miesiącami Behemothowi towarzyszą w niej dwa zespoły, które na metalowej scenie mają już dość silną pozycję. Mowa o Morowe i Blindead. Podczas styczniowych występów do tych grup dołączyła jeszcze jedna kapela. To zespół, w którym gra na gitarze Inferno – Deus Mortem. Oni to właśnie zaprezentowali się wczoraj jako pierwsi. Zagrali  około pół godziny i było to małe  black-metalowe misterium, na które złożyło się kilka  kompozycji, z których wyrózniłbym rozbudowaną i dość melodyjną  „Ceremony Of Revention”. Na ekranie z tyłu towarzyszyły muzyce czarno-białe filmy i obrazki, nawiązujące domniej lub bardziej do tektów utworów.

Potem na scenie zainstalowali się panowie z Morowe, grupy dowodzonej przez Nihila. Pięciu panów w białych maskach rozpoczęło swój set od intro, a zaraz po nim zabrzmiała „Komenda”. Grupa  ta ma na koncie jedną płytę (”Piekło, Labirynty, Diabły”) i z niej muzycy wybrali kilka utworów na ten wieczór. Wykonali np. Wężową koronę” i „Czas trwania zatrzymać”, a metal maniacy pod sceną zareagowali bardzo pozytywnie na te dźwięki. Morowe miało trochę więcej czasu niż ich poprzednicy i oczywiście dobrze go wykorzystali.

Mimo wszystko jednak tak naprawdę interesujący był dopiero trzeci występ dnia. Blindead to grupa, którą niełatwo sklasyfikować. Łączą w swojej muzyce elementy rocka, industrialu i  metalu. Mają już wystarczające doświadczenie sceniczne, by sprawnie budować dramaturgię swych koncertów i efektem tego był bardzo dobry, wczorajszy set. Także podczas tego występu na ekranie  za muzykami  widzieliśmy  obrazy związane z przekazem tektowym  (w tym wypadku dot. albumu „Affliction XXIX II MXMVI”),a z głośników co pewien czas płynęły  fragmenty opowieści, różne dziwne odgłosy, płacz dziecka. Najważniejsza jednak była muzyka.  Przytłaczająca, hipnotyzująca, doprawiona mocnym, histerycznym niemalże wokalem Nicka.  Bardzo mocnym finałem tego występu był numer “All My Hopes And Dreams Turn Into”, rozpoczynający się od spokojniejszego fragmentu i powoli przechodzący w dźwiękowe ekstremum o miażdżącej wręcz mocy. Widzowie docenili ten występ, żywiołowo dziękując grupie i domagając się przedłużenia go o kolejne utwory.

Czas Blindead dobiegł  jednak końca i  po przerwie technicznej miał już wejść na scenę główny gość. Muzycy Behemotha byli tego dnia w szczecińskim  Empiku i tam zapewne stawiła się duża ilość osób, które chciały zobaczyć Nergala z pozamuzycznych powodów. W „Słowianinie” przeważali jednak  ci, którzy chcieli przeżyć metalowy show. To właśnie otrzymali, bo najpierw zobaczyliśmy clip do utworu „Lucifer”, a następnie zjawił się przed mikrofonem „zapowiadacz”, który zaanonsował występ (moim zdaniem był to element programu zdecydowanie zbędny).

Minęło kilka minut za nim Nergal i jego koledzy chwycili za gitary, a Inferno  zasiadł za perkusją. Wtedy to zaatakowali nas numerem „Ov Fire and the Void" oraz tumanem sztucznej mgły. To był bardzo dobry wstęp. Ciężki i maksymalnie  brutalny. Następnie Nergal powiedział: “Nie ma boga . jest człowiek”. Wiadomo było, że po takich słowach musi nastąpić "Demigod". Kolejne numery jakie usłyszeliśmy to m.in "Moonspell Rites" , "Heru Ra Ha (Let There Be Might"), "Conquer All" oraz najbardziej "morbidowaty" kawałek z ostatniej studyjnej płyty Behemotha czyli "The Seed ov I". W sumie był to zatem przekrojowy program, w którym znalazło się kilka utworów starszych takich jak np. "Decade of Therion" (z albumu "Satanica") zagrany pod koniec występu. Nie było to raczej zaskoczeniem dla fanów. Niespodzianką było natomiast wykonanie jednego coveru -“Penetration” z repertuaru Nephili. Nergal podkreślił, że rzadko grają obce kompozycje, ale ten utwór z różnych względów jest mu bardzo bliski.

W ostatnim kwadransie tego show (podczas którego kilkakrotnie atmosferę podgrzewały płomienie na scenie) zabrzmiały jeszcze także "Slaves Shall Serve" oraz ponownie "Lucifer". Tym razem jednak zagrany na żywo (Nergal założył wówczas koronę cierniową). Szkoda tylko, że pierwsze wersy wokalizy zostały  unicestwione przez niedziałający mikrofon.

Jeżeli ktoś oczekiwał jakichś szczególnych ekscesów, to mógł się rozczarować, ale muzycznie był to moim zdaniem  precyzyjny spektakl, który pokazał, że Behemoth to wciąż  jedna z najlepszych polskich grup koncertowych. Wskrzeszenie powiodło się więc !