Ansel Elgort do tej pory grał „młodzieżowe” role. M.in. w takich filmach jak „Niezgodna” czy „Gwiazd naszych wina”. Być może „Baby Driver” to początek wynurzania się z tej konwencji choć w tej produkcji też właściwie gra „dzieciaka” – dosłownie i w przenośni. Jak wypadł można sprawdzić m.in. w Multikinie.
To będzie ostatni skok

Nazywa się Baby i jest kierowcą, który wozi dość specyficzną klientelę. Szoferuje bowiem ekipom, które... dokonują napadów na banki, a jego szefem jest niejaki Doc (Kevin Spacey). Chłopak ma wobec niego dług do spłacenia i jest już tego bliski. To już ostatni skok i potem wolność... Wiadomo jednak, że to by było zbyt proste. W dodatku wszystko się jeszcze komplikuje, kiedy mistrz kierownicy poznaje Debrę (Lily James)...

 

Wybuchowy początek

Pewnie powiecie, że to najbardziej szablonowy scenariusz filmu sensacyjnego jaki można sobie wyobrazić. Po części macie rację, ale Edgar Wright (reżyser i scenarzysta właśnie) uatrakcyjnił ten schemat pewną „przypadłością”, która charakteryzuje głównego bohatera.

Jego pasją jest muzyka rozrywkowa, którą magazynuje na iPodach i niemalże non-stop w słuchawkach włożonych w jego uszy rozbrzmiewa jakiś utwór. Film rozpoczyna się od wybuchowego „Bellbottoms” z repertuaru The Jon Spencer Blues Explosion. Ten numer Baby odpala by w jego rytmie rozpocząć ucieczkę spod banku, obrobionego właśnie przez kolesi, których wiezie.

 

Atrakcyjna ścieżka

Ścieżka dźwiękowa filmu wypełniona jest tego typu muzą. Przeważają mocne, rytmiczne utwory rockowe (The Damned „Neat Neat Neat”, Queen „Brighton Rock”. Kiss „Baby Driver”), ale trafimy w niej także na dobry jazz (Dave Brubeck) i hip-hop (Kid Koala). Baby nie tylko zresztą jest słuchaczem, ale sam też bawi się w kreowanie muzyki. Tworzy kompozycje łączące, nagrane na dyktafon dźwięki, głosy i całe dialogi z brzmieniami domowego studia. Jego matka była wokalistką i to po niej chyba odziedziczył talent i muzyczną pasję.

 

Dramatyczna przeszłość

Co pewien czas reżyser serwuje nam odwołania do dramatycznej przeszłości chłopaka. Jego rodzice nie żyją, a on opiekuje się nie słyszącym czarnoskórym mężczyzną, który domyśla się w jaki sposób Baby zarabia i chce go skierować na uczciwą drogę. Ten wątek urozmaica całość i sprawia, że widz ma chwile na refleksję w przerwach między efektownymi wirażami i pościgami, które stanowią przeważają część całego filmu. W filmie zobaczymy jeszcze m.in. Jamiego Foxxa jako narwanego Batsa, a epizodyczną rolę odgrywa Flea (muzyk Red Hot Chilli Peppers), więc atrakcji jest sporo. Szkoda tylko, że finał bardzo już przypomina typowe kino klasy B (nie ma tu rzeczy niemożliwych i naszpikowany kulami czarny typ bez trudu pokonuję armię policjantów). Mimo wszystko „Baby Driver” wyróżnia się jednak wśród masowej produkcji w tym gatunku, łamiąc (na szczęście) trochę jego reguły...