Spektakl oparty jest na wspomnieniach młodziutkiej narkomanki w książce „My, dzieci z dworca ZOO”. Autorami tekstu są Kai Hermann i Horst Rieck, dziennikarze niemieckiego „Sterna”. Po raz pierwszy książkę wydano w 1978 roku w Niemczech. Szybko stała się światowym bestsellerem.

 

Historia dzieje się w Berlinie, jednak miejsce dla szczecińskich realizatorów ma nieco mniejsze znaczenie. Najważniejsze są tu emocje, dojmujące, często bolesne, uniwersalne. Inscenizacja, kostiumy – jak oczywiście i problem narkomanii nastolatków, którzy szukają w szarym życiu kolorów – pokazana jest w ponadczasowy sposób. Izolacja, ucieczka od rzeczywistości, staczanie się na dno młodych ludzi Robert Glumbek postanowił przedstawić jako życie w symbolicznych podziemiach. W podziemiach tych zagubione dzieci zdobywają narkotyki, umierają z przedawkowania, walczą ze sobą, decydują się na odwyk, cierpią, ale i marzą, by przestać brać, marzą o dobrej, zwykłej przyszłości.

Dramaturgię spektaklu dopełnia niezapomniana muzyka Davida Bowiego, którą uwielbiała bohaterka książki i spektaklu, a także alternatywne kompozycje islandzkiego twórcy Valgeira Sigurðssona oraz eksperymentalne utwory z „The Chopin Project” Ólafura Arnaldsa i Alice Sary Ott.

Jak mówi o swoim przedstawieniu Robert Glumbek; „Widz musi być postawiony przed problemem. O narkomanii powinno się mówić cały czas. Bo my, ludzie, wciąż powtarzamy swoje błędy. Trzeba mówić dzieciom, jakie są konsekwencje, bo wiedzą tylko, że gdy są na haju, jest super. Musimy im mówić, co potem może się dziać z człowiekiem, dokąd ta droga prowadzi”.