Już jutro w całej Polsce odbędą się obchody 20-tej rocznicy wyborów z 4 czerwca 1989 r., które zapoczątkowały demontaż komunizmu w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Szczecin także uczci to wydarzenie. Jak ten okres – sprzed dwudziestu lat, wyglądał w naszym mieście? Czym wtedy żyli ludzie? Jakie mieli troski i jakie nadzieje?

Kompromis Okrągłego Stołu

Wybory 4 czerwca 1989 roku zostały rozpisane w ramach tzw. kompromisu Okrągłego Stołu. Było to nic innego jak porozumienie polityczne między opozycją, reprezentowaną przez Solidarność, a stroną rządową. Obrady Okrągłego Stołu rozpoczęły się w lutym 1989 r. i trwały do kwietnia. Dziś wydarzenie to dzieli polskie społeczeństwo, choć chyba należałoby powiedzieć, że dzieli przede wszystkim środowisko polityczne. Dla wielu jest symbolem obalenia komuny i początku budowania III Rzeczypospolitej, dla innych symbolem niewykorzystanych szans. Jednak Bez Okrągłego Stołu nie byłoby wyborów 4 czerwca. Otworzył on drogę do demokratycznych zmian w kraju. Zadecydowano wówczas, że obywatele będą mogli wybrać 35 proc. posłów do Sejmu, oraz wszystkich senatorów. Pozostałe 65 proc. obsadzić miał PZPR. Zalegalizowano Solidarność, przyznając jej również skąpy dostęp do Telewizji Polskiej. Tym sposobem Polacy po blisko 40 latach mieli wziąć udział w wolnych wyborach…

Gorąca wiosna 1989 r.

Była wiosna 1989 r. Niezwykle ciepła jak na tę porę roku. Z nieba lał się żar. Kobiety przywdziewały cienkie, kolorowe sukienki, choć i legginsy nie traciły na popularności. Wokół saturatorów i lodziarni gromadziły się grupy dzieciaków. W autobusach kierowali panowie w „ubiorze dekady”, czyli siatkowych koszulkach odsłaniających wszystkie walory ich fizyczności. Wciąż dyskutowano o polityce. O tym czy Solidarność wygra i czy pogoni „komuchów” dywagowano na ulicy, w tramwaju, sklepie, w domu. Jednak życie toczyło się normalnie. Zasłuchiwano się w zagranicznych przebojach, które wówczas musiały lecieć niemal w każdym lokalu. Kto by wszedł do knajpy w której nie leci Lambada? Kochano Stevie’ ego Wondera, Madonnę, Glorię Estefan, Chrisa Rea’ę, Cher, Tinę Turner. W kraju popularność zdobywali De Mono, T.love, Ryszard Rynkowski czy Basia Trzetrzelewska. W telewizji, zarezerwowanej do tej pory wyłącznie dla artystów wygodnych dla władzy, pojawił się Jacek Fedorowicz. Jego krótkie programy satyryczne, w których obrywało się nietykalnym wcześniej generałom, podbiły serca widzów. Wkrótce „wypłynęli” też Tadeusz Drozda i Janusz Rywiński, którzy pomagali Polakom ze śmiechem patrzeć na zmiany w kraju. Pojawiły się inne od rządowych gazety - w maju ruszyła Gazeta Wyborcza, reanimowano Tygodnik Solidarność. Dało się odczuć zefir z Zachodu, gdzieniegdzie można było dostać zachodnie płyty, ubrania, kosmetyki, słodycze. Polska rozgrzewała się do biegu po wolność.

Szczecińska codzienność

Szczecin w niczym nie odróżniał się od reszty kraju. Może tylko tym, że wraz z Gdańskiem był miastem „opozycyjnym” w północnej Polsce. Przecież niecały rok wcześniej (sierpień 1988 r.)., szczeciński port włączył się w ogólnopolski strajk organizowany przez Solidarność, a wymierzony we władze PRL. Wiosna 1989 r. wniosła w szczecińską codzienność zapowiedź zmian… oraz kampanię wyborczą. A ta z kolei przyniosła ze sobą plakaty, biuletyny, ulotki, napisy na murach. Życie toczyło się po staremu. Chodzono do takich lokali jak choćby Bajka, Paloma, czy studenckie Pinokio i Kontrasty. Można było posłuchać młodziutkiej Kasi Nosowskiej, która stawiała pierwsze kroki na szczecińskich scenach. Walczono z upałem. Oblegano saturatory, których nie brakowało w centrum miasta. Szklaneczka soku, lub wody gazowanej dawała ulgę tylko na krótki czas. Sprzedawcy od saturatorów też nie mieli łatwego życia, tępił ich Sanepid, który wydawał odezwy, mówiące o tym, że łyk ze „wspólnej” szklanki grozi gruźlicą i żółtaczką. Żar lejący się z nieba sprawiał, że trafiały one w próżnię.

Dlaczego Jaruzelski chodzi w mundurze?

Dyskutowano o tym co leciało w telewizji, co usłyszało się w radiu, co słychać w wielkim świecie. Przejmowano się czy polscy piłkarze wreszcie dadzą radę i pokonają Anglików na Wembley. Przecież w 1973 r. Wembley było dla nas takie szczęśliwe… no, żeby chociaż nie przegrali. Komentowano doniesienia z Chin, gdzie społeczeństwo wzięło sprawy w swoje ręce, oblegając Plac Tiananmen. Czy chińscy komuniści użyją siły? A może i Chińczykom uda się dobrnąć do wolnych wyborów? Opowiadano dowcipy o Jaruzelskim – dlaczego Jaruzelski w Polsce chodzi w mundurze, a jak jedzie do Moskwy to zakłada zwykły garnitur? Bo w Polsce jest służbowo…

Głównym tematem szczecinian były codzienne problemy miasta. Tuż przed wyborami każdy doceniał wagę sytuacji, ale przyziemnych problemów nie brakowało. Złoszczono się na brak autobusowej linii pośpiesznej, bo zlikwidowano jedyną istniejącą, linię „P”. W dodatku bilet normalny kosztował aż 30 zł. Narzekano na telefony, które wybierały złe numery, przerywały lub nie łączyły wcale. Były problemy z miejscami dla dzieci w przedszkolach. No i ta Pogoń… coraz bliżej spadku do II ligi.

Świeca do „Malucha” za 2000 zł

Najbardziej dokuczliwe były pustki w sklepach. Parę dni przed wyborami puste pułki wymownie sugerowały na kogo głosować. Brakowało podstawowych artykułów: chleba, cukru, mleka czy śmietany. Wszędzie trzeba było stać w gigantycznych kolejkach a każda dostawa pieczywa znikała w oka mgnieniu. Problem mieli panowie – nieosiągalne były żyletki, więc i zarost stał się bardziej popularny. A może to stąd, że broda jest domeną rewolucjonistów…?

Braki w sklepach nie oznaczały, że niedostępnych tam towarów wcale nie można było dostać. Największe w Szczecinie targowisko Turzyn tętniło życiem. Stało się swoistą miejską giełdą. Można tam było dostać praktycznie wszystko. Szczególnym powodzeniem cieszyły się artykuły przywożone, nie zawsze legalnie, z Turcji i Indii – kosmetyki, ubrania, słodycze. Niejeden szczeciński „przedsiębiorca” dorobił się na tym fortuny. Oferowano także sprzęt gospodarstwa domowego czy części do aut. Problemem jednak była spekulacja. Ceny artykułów niedostępnych w sklepach przekraczały ich wartość kilkukrotnie. Chociażby świeca do „malucha”, która kosztowała 460 zł, na Turzynie była po 2000 zł, pralka „Wiatka” miała przebitkę ze 170 tys. zł na 300 tys.

„Mniej gadania…”

Kampania wyborcza urozmaiciła Szczecin. Oprócz tego, że w witrynach sklepowych zawisły plakaty a mury pokryły napisy agitujące, to powstała nowa atrakcja – festyny. Solidarność zrezygnowała ze sztywnych przemów zza zielonego stołu, jak czynili do „towarzysze” z PZPR i wyszła do ludzi. Z resztą przy braku dostępu do mediów, taki rodzaj agitacji wydawał się najbardziej logiczny. Politycznym przemowom często towarzyszyły występy artystyczne, które zwiększały atrakcyjność takich spotkań. Podobnie było w Szczecinie. Patrząc na dzisiejsze kampanie wyborcze, ówczesne wydarzenia wywołują uśmiech. Podstawą identyfikacji kandydatów było… zdjęcie z Wałęsą. Często się zdarzało, że kandydat z dużego miasta był nierozpoznawalny na prowincji. Zdjęcie z Wałęsą uwiarygodniało kandydata i mówiło wyraźnie: głosując na tą osobę, oddajesz głos na Solidarność. Z resztą, wówczas proste hasła i niewyszukany sposób dodarcia do wyborcy były czymś normalnym. Części szczecinian, przypadło na przykład do gustu hasło „bezpartyjnego radykała”, dźwigowego Edmunda Trokowskiego: „ Mniej gadania... więcej roboty”. Inni z kolei cenili działalność Jacka Piechoty w ZHP, często zwracając większą uwagę na jego zdolności pedagoga, niż na poglądy polityczne. Z przedwyborczych festynów zasłynął Mieczysław Załuga, kandydat na senatora, który odwiedzał osiedla. Ryszard Karger stawiał na morze i gospodarkę morską w swojej kampanii. Rektor Politechniki Szczecińskiej, prof. Władysław Nowak reprezentował inteligencję.

W samo południe

Kampania była specyficzna. Solidarność z nieskończoną rzeszą ochotników oplakatowała całe miasto. Dochodziło do zabawnych sytuacji. Sklepikarze podzielili się na tych, którzy udostępniają swoje witryny Solidarności, oraz na tych, którzy użyczają ich władzom. Początkowo władze rządowe starały się zaklejać plakaty Solidarności własnymi, lecz wkrótce stwierdziły, że nie ma to sensu. Im bliżej było głosowania, tym więcej solidarnościowych plakatów okryło Szczecin. Co ciekawe, tuż przed wyborami jeden z kandydatów na posła okleił swoim wizerunkiem niemalże całe Pomorzany. Z tej wojny plakatowej pozostał jeden symbol. Plakat Solidarności „W samo południe” odwołujący się do znanego westernu stał się symbolem wyborów 1989 r.

4 czerwca 1989 r.

Dzień wyborów był traktowany jak święto. Dało się zauważyć elegancko ubrane, wielopokoleniowe rodziny, udające się do lokali wyborczych. Głosować można było od 6 rano do godziny 22, za pomocą aż siedmiu różnokolorowych kart. Aby nie doszło do pomyłek, w gazetach i na ulotkach umieszczane były instrukcje oddawania ważnych głosów. W Szczecinie obeszło się bez incydentów, głosowanie przebiegło spokojnie. Sukces wyborów był kompletny. Opozycja wprowadziła do Sejmu wszystkich posłów, których mogła w ramach umowy Okrągłego Stołu. Do Senatu z szeregów opozycji trafiło 99 senatorów na 100 możliwych. Dwa dni wcześniej, 2 czerwca polska reprezentacja dostała tęgie baty od Anglików na Wembley, przegrywając 3:0. Lecz 4 czerwca Polska odniosła swoje historyczne, bezdyskusyjne zwycięstwo. Oby w takim duchu, a nie w atmosferze podziałów i kłótni przebiegały obchody 20-lecia tego wydarzenia.