Mimo siwych włosów i nieco przygarbionej sylwetki, emanował wręcz pozytywną energią. Każdy, kto bywa na wydarzeniach muzycznych w Szczecinie od dłuższego czasu, na pewno go kojarzy, bo chyba nie sposób było go nie zauważyć... Za kilka dni w „Słowianinie” już po raz piąty będziemy wspominać koncertomaniaka - Henia Talaśkę.
- Trudno mi wskazać, kiedy widziałem go pierwszy raz w jakimś klubie – wspomina Tomasz Skaya, lider grupy Quo Vadis. - W mojej świadomości był od zawsze, a uczestniczył na pewno w większości wydarzeń, na których grał w Szczecinie mój zespół. Zatem zaprosiliśmy go nawet do udziału w realizacji clipu do utworu „Blood For Oil”.
- Henio na pewno się wyróżniał, bo zauważalna była duża różnica wieku między nim a innymi uczestnikami koncertów w wyglądzie czy w stylu ubioru, ale co ciekawe miał od tych młodych więcej energii, plac przed sceną był jego... - mówi Waldemar Kulpa, wieloletni szef klubu „Kontrasty”. - Pamiętam, że zawsze kiedy przyszedł, to przywitał się, chętnie pogadał, stuknął się szklanką z piwem, był duszą towarzystwa, z każdym znajomym chciał spędzić choć chwilę.
Bratał się z każdą subkulturą
Dobrze bawił się szczególnie na występach zespołów rockowych i metalowych, ale faktycznie niemal każdy koncert go ciekawił.
- Przez te lata naszej znajomości uczęszczał na przeróżne imprezy, często bardzo różniące się stylistyką, interesował się szerokim spektrum wydarzeń. Chociaż pewnie wielu i widzi go poprzez pryzmat własnej subkultury do której należeli. Heniu bratał się punkami, metalowcami, regałami czy bluesmanami - wspomina Kulpa.
Uwielbiał tę atmosferę
- On po prostu bardzo lubił atmosferę koncertów. Widywałem go często na jamach i innych imprezach we Free Blues Clubie - mówi Borys Sawaszkiewicz, klawiszowiec zespołu Chango. - Przegadaliśmy z Heniem wiele czasu, bo tak się zdarzyło, że przez 2 lata mieszkałem piętro niżej od niego w kamienicy przy ul. Królowej Jadwigi. Zatem każde spotkanie to było minimum 20 minut rozmowy na temat muzyki i wrażeń pokoncertowych. On był bardzo dociekliwy i pytał o różne szczegóły dotyczące mojego ówczesnego zespołu, czyli Big Fat Mamy - dodaje.
Do trumny wrzuciliśmy płyty
Kiedy pan Henryk zmarł, nagle pod koniec grudnia 2012 roku, kierownictwo Domu Kultury „Słowianin” szybko postanowiło zorganizować wydarzenie poświecone jego pamięci. Z tym miejscem był zdecydowanie najbardziej kojarzony. Dodatkowym powodem była rocznica urodzin Henia, bo urodził się 4 stycznia. Dokładnie zatem w ten dzień, w 2013 roku na scenie pojawiły się takie zespoły jak Chorzy Na Odrę, Curcuma, Dikanda, Mandylion czy Semi Dry i właśnie Quo Vadis.
Skaya wspomina: Mimo, że była to fajna impreza z rekordową frekwencją widzów, integrująca też miejscowe zespoły, to mimo wszystko wspominam ją jako smutną, bo trudno się było pogodzić z faktem, że już Henia nie zobaczymy przy barierkach pod sceną. Dzień wcześniej odbył się jego pogrzeb, a my wrzuciliśmy do trumny egzemplarze naszej płyty „Infernal Chaos...”.
65. urodziny
W holu „Słowianina” umieszczono zdjęcie pana Henryka, a przy barierce pod sceną zawsze jest przytwierdzona karta z napisem „Miejsce Henia” (zazwyczaj stał w pierwszym rzędzie widzów). Impreza, nazwana Heniutki jest kontynuowana i jej kolejne edycje numerowane są kolejnymi latami, które ich bohater miał by, gdyby żył. Zwykle na scenie Słowianina występują lokalne formacje, ale są wyjątki. Np. dwa lata temu zagrała grupa Żywiołak, a podczas najbliższej edycji będzie można (wyjątkowo 7 stycznia) zobaczyć warszawski Closterkeller. Poza tym dużą atrakcją będzie na pewno udział w wydarzeniu reaktywowanej w ubiegłym roku grupy Moonlight. To będą Heniutki 65.
Pieniądze na instrumenty
Organizatorzy od drugiej edycji postanowili przeprowadzać podczas Heniutków zbiórki na zakup instrumentów dla utalentowanych dzieci z województwa. W tym roku kwoty ze sprzedaży biletów-cegiełek przekazane będą na zakup skrzypiec dla Karoliny – dziewięciolatki z Benic k. Golczewa.
Komentarze
0