Olek Różanek znany jest ze swych działań muzycznych, przede wszystkim w zespole Chorzy. Od dłuższego czasu jest także aktorem Teatru Polskiego w Szczecinie, ale takiej roli w swojej scenicznej karierze jeszcze nie miał. Przez cztery wieczory, począwszy od 11 marca, można go było zobaczyć na scenie Willi Lentza, w monodramie „Akompaniator” według tekstu Marcela Mithoisa, który wyreżyserował Zura Priveli.


Najsłynniejszy Gruzin w Szczecinie

Ten gruziński aktor dramatyczny i reżyser, który w Tbilisi otrzymał tytuł doktora w Państwowym Gruzińskim Instytucie Teatru i Kinematografii, w Szczecinie przebywa od blisko 20 lat i na pewno jest tu dobrze znany w sferze kultury. Współpracował w tym czasie m.in. z fundacją „Pogotowie Teatralne”, a spektakl „My hrabiny nie płaczemy” z udziałem Olgi Adamskiej, w jego reżyserii, otrzymał w ubiegłym roku nagrodę Bursztynowego Pierścienia.

W naszym mieście Pirveli prezentował już „Akompaniatora” we własnym wykonaniu m.in. na scenie Teatru NieAktorów. W ubiegłym roku (wtedy zaczęły się próby) postanowił zaprosić do tego monodramu właśnie Olka Różanka.

Odmienne stany emocjonalne

Dramat, napisany przez Marcela Mithoisa, francuskiego dziennikarza, powieściopisarza i scenarzystę, urodzonego niemalże sto lat temu w Port Saïd w Egipcie (rocznica wypada dokładnie 15 czerwca), to utwór, który tematycznie liderowi Chorych jest na pewno bliski. Jedyna trudność polegała na tym, że tym razem miał przekazać stany emocjonalne towarzyszące nie tym, którzy skupiają na sobie uwagę widzów, a artystom drugiego planu, tym, którzy muszą zadowolić się jedynie poblaskiem sławy i okruchami z tortu, który zawsze dostaje ktoś inny…

Obsesyjna ambicja

Akompaniator jest bowiem tylko „podwykonawcą” i często nawet nie widać go z widowni, gdy miejsce, w którym jest usytuowany nie jest oświetlone. Jeżeli jest człowiekiem ambitnym, tak jak bohater tego monodramu, to taka rola jest dla niego bardzo niewygodna. Dlatego obsesyjnie zwraca się ku swojej przeszłości, czasom, kiedy on sam był dobrze zapowiadającym się artystą, kiedy to dla niego przychodziła do sal koncertowych publiczność. Różanek wykorzystuje tu swoje możliwości wokalne, przywołując przy tych reminescencjach takie standardy jak „Formidable” czy „Killing Me Softly” w aranżacjach Gustawa Miłoszewskiego i to najlepiej w tym monodramie „zagrało”.

Temat jest pojemny

Poza tym imituje też… Jokera. Nawiązanie do tej postaci z amerykańskiej popkultury jest na pewno nieprzypadkowe. Akompaniator przypomina bowiem, że zainteresowanie widza tym, co się dzieje na scenie, jest niestety bardzo przewidywalne. Przestępstwo, sensacja są zdecydowanie bardziej atrakcyjne niż „zwykły” artyzm…

Ten monodram mógłby jeszcze zostać „poszerzany” o takie cytaty czy inne detale inscenizacyjne w trakcie kolejnych prezentacji, bo temat artysty niespełnionego, a uparcie przekonanego o swojej wartości, jest na tyle pojemny, że można jeszcze, jak sądzę, dodać do scenariusza nowe elementy, wzbogacając przekaz.

Do atutów „Akompaniatora” należą kostiumy i nie bardzo rozbudowana, ale na pewno pomysłowa, scenografia (wyróżnia się tu choćby nietypowy, z powodu swych rozmiarów, fotel pojawiający się w jednej ze scen). Jest to przedstawienie, które pewnie zyska uznanie publiczności. Jego najbliższe prezentacje zaplanowano w kwietniu.