„Tabor jest zaniedbany, wagony się sypią, zadyma z kasą zapomogowo-pożyczkową, nawrzucanie ze strony prezesa, ludzie nie wiedzą już komu mogą ufać. Wawrzyniak zapewnia, że będzie dążył do tego, aby było coraz lepiej. Dawno nie było takiej chryi” – opowiada jeden z motorniczych, z którym udało nam się porozmawiać w cztery oczy.

Trudno znaleźć motorniczego, mechanika, dyspozytora Tramwajów Szczecińskich, który zechciałby pod imieniem i nazwiskiem opowiedzieć o tym, co dzieje się w miejskiej spółce. Dlaczego tak się dzieje? Jak słyszymy, „ze strachu”.

– Transportem zbiorowym interesuję się od 4. roku życia. Za czasów jeszcze MZK Szczecin kierowcy mieli przypisane swoje linie i autobusy. Któregoś razu jeden z nich zaprosił mnie, aby stanąć obok niego w trakcie jazdy. No i przepadłem. Nieważne, że poręcz na wysokości oczu i nic nie widziałem – opowiada nam jeden z motorniczych, który zgodził się na rozmowę.

Jak wspomina, gdy udało mu się dołączyć do zespołu komunikacji miejskiej, był „naprawdę dumny”. – Teraz jest mi wstyd i po prostu mi się nie chce – szybko dodaje.

„Nie mówiłbym, gdybym nie widział”

W Tramwajach Szczecińskich pracuje już wiele lat, ale dawno nie widział „takiej chryi”. – Bywało różnie. Zdarzało się trochę więcej awarii wozów, więcej taboru stało w zajezdniach, więcej ludzi chorowało. Ale takiego dramatu dawno nie było – opowiada.

Pierwszy problem, dobrze znany - pieniądze. Obecnie podstawowa pensja motorniczego to około 5200 złotych brutto. Tyle samo zarabia tramwajarz z 5-letnim, 7-letnim i kilkunastoletnim stażem pracy.

– W dodatku mamy głupi system premii kwartalnych. Mogę cały kwartał grzecznie chodzić do pracy. Ale nagle się pochoruję, dostanę anginy od klimatyzacji, to już mam po premii. Bo pójdę na tygodniowe zwolnienie chorobowe. Na inną motorniczą nigdy nie było żadnych skarg, ale miała kolizję i to nie z jej winy. Również nie dostała premii kwartalnej. Ona tak naprawdę nie istnieje i jest uznaniowa – krytykuje nasz rozmówca. – Jeden może nie dostać, drugi może nie dostać, ale ktoś przepracował półtora z trzech miesięcy i dostanie 1000 złotych. Nie mówiłbym, gdybym tego nie widział.

Afera z wyprowadzaniem pieniędzy

Kolejny problem – afera z wyprowadzeniem pieniędzy z Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej. Sytuacja miała trwać od 2021 roku, ale na jaw wyszła dopiero w sierpniu tego roku.

– PKZP to dziecko Związków Zawodowych. Z reguły są one po to, aby wspierać i stawać po stronie pracowników. Ale jak można im ufać po tej aferze? Ludzie są wkurzeni, nie wiedzą, czy odzyskają w ogóle te pieniądze, które udało im się odłożyć. Sam miałem tam trochę pieniędzy – opowiada motorniczy.

Jak dodaje, obecnie pracownicy w zajezdniach podzieleni są na grupki. – Poróżniły nas właśnie pieniądze. Mamy bardzo dziwny system jeśli chodzi o wynagradzanie. Są zwykłe godziny, nadgodziny, godziny dobowe, nocne. Cuda na kiju. Pasek jest tak rozbudowany, że mając podstawę, człowiek nie jest w stanie wyliczyć, ile tej wypłaty będzie miał.

„Tak najłatwiej udobruchać ludzi. Ja mu tego nigdy nie zapomnę”

Czarę goryczy przelało wystąpienie prezesa Krystiana Wawrzyniaka, który motorniczych nazwał „prostymi ludźmi”.

– Ja mu tego nigdy nie zapomnę. W czwartek po zmianie długo nie wracaliśmy do domów. Grupą zebraliśmy się na zajezdni, czekaliśmy na późniejsze autobusy nocne. Człowiek po prostu cały dzień żył tym, co prezes powiedział. Przez łzy śmialiśmy się, że na pewno pojawią się jakieś pieniądze. Bo tak najłatwiej udobruchać ludzi – słyszymy.

Do niefortunnego wystąpienia prezesa Tramwajów Szczecińskich doszło w czwartek po południu. Tego samego dnia wieczorem, na tablicach ogłoszeń w zajezdniach Pogodno i Golęcin pojawiły się kartki z przeprosinami.

– On się nawet pod nimi nie podpisał. Tak naprawdę mógł rzucić hasło swojej sekretarce, żeby napisała mu to, bo grunt mu się pali pod nogami – nie kryje swojej złości nasz motorniczy. – Mówiąc w skrócie, to po prostu nam nawrzucał.

„Ty, Piotruś słuchaj…”

Prezes Krystian Wawrzyniak osobiście przeprosił motorniczych podczas spotkań w zajezdniach. Również wtedy poinformował o podwyżkach. Jako pierwsi, w piątek o 4 rano, dowiedzieli się tramwajarze z Zajezdni Golęcin. Kilka godzin po tym spotkaniu informacja o podwyżkach miała dotrzeć do Zajezdni Pogodno.

– Pojawiły się śmieszki, że kiedy Wawrzyniak wyszedł ze spotkania, to zadzwonił do swojego Piotra Krzystka, z którym są spokrewnieni i powiedział: „Ty, Piotruś słuchaj, bo pizgnąłem taką głupotę, weź mi daj pieniędzy, bo mnie normalnie zaraz z krzesła zrzucą”. I dziwnym trafem w piątek ogłasza, że będą podwyżki. Skoro były od dawna, to czemu dał dopiero teraz? - zastanawia się tramwajarz.

Jak jednak podkreśla nasz rozmówca, Tramwaje Szczecińskie „to nie tylko motorniczowie”.

– A gdzie dyspozytorzy i całe zaplecze techniczne? Z tego co Wawrzyniak u nas mówił, to on sam nie wie, czy podwyżki dla nich będą za miesiąc czy dwa. A jest coraz mniej mechaników. Ustawiacze też nie mają łatwej pracy. Co z tego, że nam rzucono po te 700 złotych brutto? Co z tego, że może uda nam się kleić ten absurdalny rozkład jazdy, skoro posypią się mechanicy, ustawiacze? Nie będzie miał kto tramwaju naprawić i ustawić, a my nie będziemy mieli jak wyjechać - mówi.

„Swingi nie są nowoczesne”

Zdaniem naszego rozmówcy, w Tramwajach Szczecińskich „nigdy nie będzie dobrze”. Wśród problemów wymienia jeszcze zaniedbany tabor, sypiące się wagony, bankrutujących lub przebranżawiających się producentów części, klimatyzacji i systemów informacji pasażerskiej.

– Taki przykład. Są dwa wagony z pierwszej tury Moderusów Beta. Firma, która zaprojektowała dla nich system informacji pasażerskiej, już nie istnieje. Nie ma teraz komu tego naprawić, ponieważ nikt się na tym nie zna i nie ma pieniędzy – mówi.

Jak dodaje ironicznie, „ludzie cieszą się, że Swingi są nowoczesne”. Prawda ma być jednak trochę inna.

– Średnia ich wieku to 10-12 lat. W dodatku jest duży problem z klimatyzacją i elektroniką. Nasi mechanicy mają problem z ich naprawami, ponieważ nie mają przeszkolenia ze strony serwisu. Wawrzyniak zapewnia, że będzie dążył do tego, aby było coraz lepiej. Nie wiem, ile czasu musiałoby upłynąć, aby tak rzeczywiście było. Teraz to jeden wielki Kocioł Panoramiksa. Wszystko wrzucone do jednego gara i bulgocze. Nie wiadomo, co dalej robić – kończy nasz rozmówca.

Temat sytuacji pracowników komunikacji miejskiej w Szczecinie został poruszony także w ostatnim programie STUDIO wSzczecinie.pl. Zaproszenie do studia otrzymał m.in. prezes Krystian Wawrzyniak, ale z niego nie skorzystał.