– Nie chodzi o to, że niepełnosprawny potrafi narysować jakieś kolorowe obrazki – tłumaczy Romek Zańko z Galerii Pod Sukniami. – Oni są upośledzeni i genialni, pozbawieni kabotyństwa. Może jest to śladem innego świata, może kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym?


Mały Książę

Zaproszony do wystawy „Co sobie kto na swój temat wymyśli” w Trafostacji Sztuki Romek Zańko przyniósł rzeźby Konrada Kwaska. Korowód kolorowanych figur kobiet i mężczyzn, czasem przytulonych, czasem z dzieckiem na ręku, ustawił na schodach.

Kwasek rzeźbił w tym co znalazł w parku, w lesie, na budowie, czasem ktoś mu przynosił drewno. – Powstawało od trzech do siedmiu rzeźb dziennie, tak przez 30 lat. To w sumie jakieś 55 tysięcy? – pyta Zańko. O Konradzie Kwasku, szczecińskim artyście art - brut-u (sztuce artystów z niepełnosprawnościami), Romek Zańko opowiada podczas performansu.

Pokój, strych zapełnia się rzeźbami. Gdy nie widział, rodzina w kartonach po bananach zanosiła je do pieca w piwnicy.

– W nocy czy w dzień brał kawałek drewna i uderzał młotkiem o dłuta – wspomina Zańko. – Hałas przeszkadza rodzinie, sąsiadom. Ale jak mu powiedzieć, żeby nie hałasował, kiedy on tego hałasu nie słyszy, bo jest kompletnie głuchy. W dzieciństwie zapada na koklusz. Lekarze mówią, że do końca życia będzie głuchy, niektórzy, że upośledzony.

– Dorosły mężczyzna chce mieć w domu baranka – wspomina Konrada Romek. – Przypomniał mi Małego Księcia.

Białowłosa kobieta

Z szeregu rzeźb Romek Zańko podczas performansu wyciąga białowłosą kobietę w grubych okularach. Rodzina państwa Kwasków mieszka w poniemieckim domu zbudowanym w latach 30. na Pogodnie. Pewnego dnia do ich mieszkania ktoś puka. W drzwiach stoją starsza pani i pan, Niemcy. Pytają, czy mogą wejść, budowali ten dom, tutaj urodził się ich syn. Ojciec Konrada, geodeta, zna niemiecki, więc się dogadują, opowiadają sobie jak żyją. W tym momencie otwierają się drzwi. To Konrad wraca z drewnem. I Eryka, starsza pani, siwe włosy, rogowe okulary, przytula Konrada.

– Pierwsza obca osoba, która okazuje mu życzliwość – mówi Romek Zańko. – Konrad zakochuje się. Mama w kalendarzu zaznacza, że pojadą do Niemiec w 2000 roku, myśli, że tak strasznie to odległe, że Konrad zapomni, ale on nie zapomina.

Wiara i światło

Romek Zańko poznał Konrada na spotkaniu wspólnoty ekumenicznej „Wiara i Światło”. – Bardzo szybko się zorientowałem, że wśród osób z tzw. niepełnosprawnością pojawiają się niezwykli twórcy. Chciałem o Konradzie powiedzieć kolejnym osobom – mówi.

Kiedy w czerwcu 1998 roku otworzył przy al. Piastów 4, w piwnicy pod sklepem z sukniami ślubnymi Galerię Pod Sukniami, pierwszą wystawą była wystawa Konrada Kwaska.

Galeria (a potem fundacja) popularyzować będzie art-brut, sztukę artystów z niepełnosprawnościami, o której prof. Aleksander Jackowski, historyk sztuki, etnolog, napisze: „sztuka zwana naiwną”.

– Nie lubię, kiedy patrzy się na to jak na działania terapeutyczne – zaznacza Zańko. – Poruszam się w sferze sztuki, gdzie działamy z osobami z upośledzeniem. Korzystam z ich energii, pomysłów, nieskrępowanej schematami wyobraźni. Przez lata spotkałem wielu artystów i było wiele imprez w tym miejscu. W tym miejscu gościli VooVoo, Jan Peszek. Czasami się pytam, czy miastu zależy na tym miejscu, czy to jest miastu potrzebne? Może powinienem to zostawić? Ale robię to, jeszcze jedną wystawę, jeszcze jedno działanie. A jak już nie mam siły, to idę z rzeki wyciągać śmieci (Patrz: Hydrośmieciarka na FB). A teraz w momencie marazmu, zastoju, pandemiczności wracają do mnie Konrad i Piotrek.

Po kilkuletnim remoncie Galeria Pod Sukniami (zalana w ostatniej ulewie) znów ma zostać otwarta jesienią (Romek: „Mam bardzo fajnego artystę na początek - Wiktora Gorozdowskiego i już nie mogę się doczekać”).

– W 2004 roku wiedzieliśmy, że Konrad odchodzi (w 2005 roku Konrad Kwasek zmarł na raka - red.) – mówi Romek Zańko. – Rzeźbić już nie miał siły. Przywoziłem mu glinę, a drewno, drewno z nim w łóżku leżało, przytulał je. Mógł zostać szczecińskim Nikiforem. Mam uczucie porażki, że za mało pokazałem Konrada, że nie potrafiłem się przebić przez różne absurdy. Na przykład pod koniec lat 90. zadzwoniła do mnie pani z urzędu, że mogę dostać stypendium. Powiedziałem, że „Konrad bardziej potrzebuje” i usłyszałem: „Super pomysł”. Ale Konrad Kwasek stypendium nie dostał, bo nie ukończył żadnej szkoły artystycznej.

Pan B. dał zespół Downa

Na spotkaniach „Wiara i Światło” spotykają się osoby upośledzone, ich rodzice, przyjaciele. Spotykają się w domach, czytają Pismo Święte, są kanapki, ciasto. – Jak miałem 17 lat poszedłem na takie spotkanie, a tam Piotr i jego kolega Adam rzucają się na mnie i uprawiamy zapasy. Mama Piotrka: „Piotrek zostaw Romka”. A on mnie znowu na podłogę, bach, bach. Tak poznałem Piotrka Gęglawego. W takim szaleństwie.

– Kiedyś zauważyłem, że Piotrek potrafi narysować wszystko: żyrafę, mamę, psa, pana Boga, panią. Jak 2–3-latek, wszystko co żyje rysował znakiem głowonoga. Wpadliśmy na pomysł zrobienia kalendarza 365 rysunków Piotra Gęglawego na 365 dni w roku – wspomina Romek Zańko. Dalej: – Spotykaliśmy się regularnie. Do tego pizza, cola. Na Boże Narodzenie chciałem, żeby narysował szopkę.

Piotrek, wiesz co to jest szopka? „Pan Jezus nie miał gdzie mieszkać, jak był mały i znalazł szopkę, a w tej szopce był Tygrys - cześć Tygrys powiedział Jezus - dzień dobry - odpowiedział Tygrys - zapraszam do łóżka bo mam za duże - możemy zagrać w szachy - powiedział Jezus…”

Tak narodziły się opowiastki Piotrka Gęglawego, któremu „Pan B. dał zespół Downa” i Romka Zańko w technice „co mi ślina na język przyniesie”. – On zaczynał, ja coś podpowiadałem. Ale były też takie opowiastki, w których zmieniałem dosłownie jedno słowo – mówi Romek Zańko.

Piotr Gęglawy o swoim życiu: „Kiedyś mieszkałem w brzuchu mamy, jadłem tam ciastka, spałem, tańczyłem. A teraz mieszkam w Szczecinie, jem ciastka, śpię i tańczę. Nie wiem, kiedy umrę, w niebie chciałbym mieszkać, jeść ciastko, spać i tańczyć”.

„A ja żyję bardzo”

Romek Zańko: – Jakby biegły dwa tory. W jednym zmaganiu idziesz do pani w urzędzie i od lat słyszysz to samo... Zasilam piękny poczet wybitnych nieudaczników. A w tym drugim spotykam niesamowitych ludzi na swojej drodze, Kwasków, Piotrków. I to mnie niesie. Wiele podróżowałem, ale moje podróże do nich były najważniejsze.

W Galerii Pod Sukniami ściany to cegły pomalowane na żółto. Podłoga z płyt chodnikowych. Obdrapana piwnica. W 2012 roku tu na premierze kalendarza aktor Paweł Niczewski przeczytał kilka opowiastek Piotrka i Romka. I wszystkim to się spodobało. – Ale to jest fajne, jakbym miał pomysł na spektakl, to bym go chętnie zrobił – rzuca aktor.

Opowiadania Piotra Gęglawego i Romka Zańki posłużyły do scenariusza spektaklu „Po sznurku” Wrocławskiego Teatru Lalek. A teraz Zańko z Pawłem Niczewskim i reżyserką Ewą Galicą przygotowują spektakl o Piotrku, ale też o nich samych i o teatrze. „A ja żyję bardzo” po raz pierwszy pokażą we wrześniu na Kontrapunkcie.

– Nie chodzi o to, że niepełnosprawny potrafi narysować jakieś kolorowe obrazki – tłumaczy Romek Zańko. – Oni są upośledzeni i genialni, pozbawieni kabotyństwa. Może jest to śladem innego świata, może kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym? Piotrek Gęglawy zaczął chorować, od dłuższego czasu nie mówi, nie wstaje z łóżka.