W gablocie ma 23 medale z Mistrzostw Polski, na koncie udział w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie oraz Paryżu, a w sercu – miłość do koni. „Odkąd pamiętam, to zawsze je kochałam, rysowałam, chciałam na nich jeździć. Pierwszy wpis do książeczki sportowej mam z 1982 roku” – opowiada Katarzyna Milczarek.
W malowniczej wsi Zagozd (gmina Drawsko-Pomorskie) zaglądamy do stadniny, gdzie znajdujemy 20 koni pod opieką Katarzyny Milczarek. Jak sama opowiada, nie pamięta od kiedy jeździ, ale pamięta, że od zawsze chciała to robić.
- W dzieciństwie miałam to szczęście, że tata pracował w biurze handlu końmi Animeks, który był monopolistą w sprzedaży za granicę. Dzięki temu mieliśmy możliwość obcowania z końmi w różnych stadninach. Nie miałam wtedy jeszcze własnego. W PRL-u nie można było mieć prywatnego konia. Tylko rolnicy mogli je mieć. A ja jestem z Warszawy, miastowy człowiek – opowiada.
Dresaż, czyli olimpijska konkurencja jeździectwa, jest jej pasją. Jak tłumaczy, „to taniec na koniach”.
- Subiektywnej oceny dokonuje 5 sędziów. Zależy nam, aby ładnie wyglądać. Jeździmy we frakach, a konie mają zaplecione grzywy i wyczesane ogony. Ma to być szyk i elegancja – śmieje się.
Na swoim koncie ma występy podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie i Paryżu, podczas których została najstarszą osoba z Polski startującą na olimpiadzie. Pobiła tym samym rekord Józefa Kiszkurny.
- W sumie ta sytuacja bardzo mnie ucieszyła, jest to jednak jakiś rekord olimpijski – śmieje się. – Jeździectwo to sport długowieczny, nie potrzebujemy wielkiego wysiłku, aby jeździć na koniu. To przecież on nas nosi na grzbiecie. Trenuję codziennie i nie mam z tym żadnego, póki co, problemu. Uczymy się przez całe życie. A to moja pasja i sposób na życie.
Dodajmy, że Zagozd to naprawdę sławna wieś. Choć jest niewielka (niecałe 300 mieszkańców), to na miejsce do życia wybrała ją trójka olimpijczyków – Katarzyna Milczarek, Stanisław Jasiński oraz dwukrotny złoty medalista w trójskoku Józef Szmidt.
Komentarze
5