Gdzie i kiedy?
TRAFO Trafostacja Sztuki w Szczecinie, ul. Świętego Ducha 4
piątek, 12 grudnia 2014, 20:00
Za ile?
50 zł
Światowa premiera najnowszej płyty Ptaszyn Wróblewski Sextet „Moi pierwsi mistrzowie Komeda/Trzaskowski/Kurylewicz". Zachodniopomorskie Stowarzyszenie Jazzowe zaprasza 12 grudnia o 20:00 na koncert w ramach cyklu Jazz pod Choinkę

PTASZYN WRÓBLEWSKI QUARTET:
Jan Ptaszyn Wróblewski - saksofony
Wojciech Niedziela - piano
Sławomir Kurkiewicz - kontrabas
Marcin Jahr - perkusja

Bilety w cenie 50 zł do nabycia w Trafostacji Sztuki i na bilety.fm

Na koncercie po raz pierwszy w Polsce będzie można zakupić płytę - świetny prezent pod choinkę dla fanów jazzu.

Ptaszyn i jego pierwsi mistrzowie

Łatwość zapisania i wydania płyty jest tak duża, że wielu muzyków potrafi w ciągu roku wydać dwie, trzy płyty, które w wielu przypadkach na to nie zasługują. Dotyczy to zarówno młodych, jak i doświadczonych artystów. W zasadzie tylko nasi mistrzowie i gwiazdy szanują czas potencjalnych słuchaczy ich płyt i solidnie przygotowują swoje produkcje muzyczne. Czasami trwa to latami.

Jan Ptaszyn Wróblewski jest mistrzem i gwiazdą zapewne też. Blisko 10 lat zajęło mu przygotowanie programu, dzisiaj mówimy projektu, który pod koniec zeszłego roku zaprezentował na dwóch festiwalach: Hanza Jazz w Koszalinie i Pianistów Jazzowych w Kaliszu. Za namową kilku przyjaciół z Boogie Production i Centrum Kultury 105 w Koszalinie oba koncerty zostały zarejestrowane. Ponieważ koszaliński koncert okazał się być bardzo interesujący, to materiał z niego wypełnia prawie całą płytę. Największe walory tej płyty to sekstet Jana Ptaszyna Wróblewskiego, złożony z gwiazd polskiego jazzu i oczywiście repertuar płyty, na który składają się kompozycje trzech naszych genialnych kompozytorów: Krzysztofa Komedy, Andrzeja Kurylewicza i Andrzeja Trzaskowskiego.

Co o swojej nowej płycie mówi sam Mistrz Ptaszyn…

Tym programem chciałem podziękować trzem wspaniałym kolegom, a zarazem mistrzom, którzy pojawili się w moim życiorysie zaraz na początku. Z każdym z nich miałem szczęście współpracować w przeciągu pierwszych trzech lat mojego próbowania grania jazzu i była to wspaniała równowaga, ponieważ każdy z nich miał do jazzu zupełnie inne podejście. Każdy miał odrębną specyfik, a wszyscy dopełniali się wspaniale, tworząc konsensus, o jakim trudno dziś marzyć.

Komeda był muzykiem, działającym niezwykle impulsywnie. Dla niego kluczem były instynkt i wyobraźnia. Tym się kierował bez zaglądania w jakiekolwiek reguły, ale to wszystko powstawało pod ogromną kontrolą jego muzycznej wrażliwości. Kiedyś Krzysio przykazał mi na wieki: jeśli zabierasz się do jakiegoś tematu to nie powtarzaj go tak jak to było na płycie, tylko staraj się zinterpretować melodię po swojemu, a najlepiej znajdź jakiś kluczyk, który zmieni jej charakter na twój własny. Mam, więc nadzieję, że wybaczy mi to, co zrobiłem tu z jego „Szarą Kolędą”.

Trzaskowski to przeciwny biegun – znakomity teoretyk o ogromnej muzycznej wiedzy, który wszystko musiał sprawdzić od początku do końca z matematyczną dokładnością, czy na pewno się zgadza, czy każda kolejna sekwencja ma jakiekolwiek uzasadnienie. Pisanie zajmowało mu ogromnie dużo czasu, ale skończone dzieło nie wymagało korekt, zawsze było perfekcyjne. Adam Sławiński powiedział kiedyś, że każda jego kompozycja to rozprawa o współczesnych technikach kompozytorskich – nic dodać, nic ująć. Oczywiście te dziełka nie miałyby takiej wartości, gdyby Trzaskowski nie dysponował również wrażliwością i fantazją prawdziwego jazzmana.

Obaj, i Komeda, i Trzaskowski, lubili operować skomplikowanymi formami. Kiedy dzisiaj się na to popatrzy – o dziwo, te komedowskie formy dają się przestawiać i układać jak klocki Lego, można nawet do nich dopisać coś własnego (co zresztą uczyniłem w „Astigmatic”), natomiast Trzaskowski jest nie do ruszenia. Trzeba raczej zachować tę formę, jaką on sobie swego czasu stworzył, inaczej naruszy się wyważoną konstrukcję, a przy okazji sam się pozbawisz najbardziej przyjemnych zaskoczeń.

Natomiast Kurylewicz to niezapomniany Wujko, którego teoria bardzo mi wówczas odpowiadała. Wujko uważał: najpierw nauczmy się grać bluesy i stardardy tak jak to robią Amerykanie, a potem przyjdzie czas na kombinowanie. W owych czasach cały europejski jazz był cofnięty w stosunku do Amerykanów, więc próbowano lansować teorię, że skoro nie potrafimy zagrać tak ekspresyjnie i przekonująco jak czarni Amerykanie, powinniśmy to nadrabiać naszym intelektem i wiekowymi tradycjami kultury muzycznej. Kuryl uważał odwrotnie: nauczmy się grać jazz tak jak gra się jazz w USA, pewnie im nie dorównamy, ale przynajmniej spróbujmy. Jego dziełka z owego czasu były proste i lapidarne, ale tak chwytliwe i jazzowe w treści, że od razu chciało się je grać. A kiedy przyszedł czas Wujko też zaczął po swojemu fantazjować i kombinować. To już z tego okresu pochodzi umieszczone tu „Ten plus eight”, bombowy zawinięty temat, który tym razem starałem się raczej uprościć niż skomplikować.

Dla mnie to wszystko było wspaniałą szkołą, bo po pierwsze: miałem idealną lekcję grania jazzu tak jak chciał Kuryl; po drugie – lekcję fantazji, jaką od początku roztaczał Komeda, wreszcie od Trzaskowskiego nabrałem poszanowania dla wiedzy i później teoretyzowanie ułatwiało mi życie. Tak więc moi pierwsi mistrzowie, ogromnie wiele mam wam do zawdzięczenia, nie mówiąc już o frajdzie wspólnego koncertowania i choćby tym skromnym programem chciałem wam za to podziękować.
[Jan Ptaszyn Wróblewski]

Więcej na www.zsj.com.pl