Amerykanie z The Flying Eyes  byli rok temu w naszym regionie. Ich występ w Goleniowie został bardzo dobrze przyjęty, więc nie jest zaskoczeniem fakt, że znów przyjechali w te strony. Wczoraj wystąpili w „Morionie”.

Tym razem ta psychodeliczna grupa zaplanowała w Polsce sześć koncertów promujących ich najnowszy album,"Lowlands". Szczeciński występ był pierwszym na tym objeździe, a potem panowie jadą mi.in. do Koszalina, Poznania, i Krakowa. W każdym z tych miast towarzyszą im supporty.

W „Morionie” na początek wieczoru zagrał miejscowy Black Meadow. Zespół ten to pięciu muzyków - Marcin, Rafał, Krzysiek, Alan i Paweł, którzy już chyba zyskali pewną renomę na lokalnym „rynku” muzycznym. Tego dnia potwierdzili swoje umożliwości i zaprezentowali około półgodziny program rozpoczynając całość instrumentalnym intro. Potem usłyszeliśmy m.in. „You are mine”, „Funky” „Try to kill me” i na koniec coś dobrze znanego - „Foxy Lady” z repertuaru Jimiego Hendrixa. W sumie więc był to mocny, rockowy wstęp do dalszych wydarzeń.

Następnie na scenie zainstalował się nowojorski duet Golden Animals. Tommy Eisner (gitara, wokal) i Linda Beecroft to zespół który ma na koncie EP-kę "Do The Roar!"oraz dwa albumy "Free Your Mind & Win A Pony" w 2008 roku i najnowszy "Hear Eye Go”. W set liście znalazły się utwory z tych właśnie wydawnictw – m.in. „All Your Life”, „Most My Time”, „The Letter”, „Follow Me Down” i przebojowy „Have You Seen Jolene”. To była godzina typowego amerykańskiego grania, czerpiącego z tradycji, sprawnie nawiązującego do współczesności. Co najważniejsze Animalsom udało się stworzyć odpowiedni klimat i dramaturgię występu. Nie było zbędnych komentarzy i przerw, a muzyka wypełniła przestrzeń odrywając nas na dłuższy czas od rzeczywistości.

The Flying Eyes to grupa z Baltimore. Adam Bufano gra na gitarze, Mac Hewitt na basie i wokalu, Will Kelly na drugiej gitarze i śpiewa, a skład uzupełnia Elias Mays Schutzman na perkusji. Ich debiut studyjny to album "Done So Wrong" z 2011 roku, a niedawno ukazał się nowy krążek - „Lowlands”. Z niego wybrali na ten wieczór m.in. utwór tytułowy oraz „Smile” i oczywiście zagrali także swoje hity z poprzednich płyt – takie jak „Lay With Me” czy „„Nowhere To Run”. Pokazali bezsprzecznie, że wciąż jeszcze w heavy-rockowej formule można zawrzeć bardzo wiele interesujących dźwięków bynajmniej nie kopiując tylko dawnych psychodelicznych mistrzów.

Ekspresyjne, nasycone melodyjnymi frazami, brzmienie, jakie uzyskali, skłaniało oczywiście nie tyko do kontemplacji.Przy bardziej dynamicznych fragmentach publika również trochę poskakała. W sumie więc otrzymaliśmy dość zróżnicowany program, spełniający oczekiwania, które po poprzedniej wizycie Amerykanów w Polsce, były na pewno duże.