Nadzorował prace nad wyposażaniem słynnego „Sołdka”, odbudował pochylnię Wulkan, stworzył Wydział Okrętowy na Politechnice Szczecińskiej. „To był po prostu nasz obowiązek, aby uwiecznić historię życia profesora Eugeniusza Skrzymowskiego” – podkreślają Marek Klasa i Marek Osajda, twórcy dokumentu „Okrętowiec na Wulkanie”.

Życie tak barwne, że aż dziwi brak wcześniejszych dokumentów. Dopiero byli dziennikarze „Kuriera Szczecińskiego” wzięli na swoje barki realizację filmu o Eugeniuszu Skrzymowskim. Prace nad nim trwały ponad 5 lat – po pierwszych nagraniach pod koniec 2018 roku i przerwie spowodowanej pandemią, film doczekał się premiery w Morskim Centrum Nauki.

Nieoczywisty efekt telefonicznej pogawędki

Jak przyznają twórcy, „film powstał dość nieoczekiwanie”. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy do redakcji zadzwonił telefon.

– Odebrałem i od razu poznałem głos profesora. Szukał kontaktu z koleżanką, która w redakcji zajmowała się gospodarką. Finał telefonicznej pogawędki był taki, że profesor zaprosił mnie do domu – opowiada Marek Klasa. Dziennikarz wybrał się do Eugeniusza Skrzymowskiego wraz z redakcyjnym kolegą Markiem Osajdą. Po wysłuchaniu profesora wniosek był jeden – trzeba nakręcić o nim film.

Eugeniusz Skrzymowski urodził się w 1925 roku w Białej (województwo lubelskie). Już będąc dzieckiem, marzył o budowie okrętów. Udało się mu. Ale jak chłopak z Podlasia znalazł się w Szczecinie, a jeszcze wcześniej w Gdańsku, gdzie uczył się fachu?

Wybitna postać, która przyczyniła się do odbudowy stoczniowego przemysłu

„Włączył się w działalność Szarych Szeregów. Dwa dni przed godziną „W” został aresztowany i uwięziony w obozie przejściowym koło Sochaczewa, z którego zbiegł. Do końca wojny przebywał w Lesznie i w Częstochowie. W 1945 roku rozpoczął studia na Wydziale Budowy Okrętów Politechniki Gdańskiej, uzyskując w czerwcu 1951 roku dyplom magistra inżyniera. Jako student III roku (1948) podjął pracę zawodową w Stoczni Gdańskiej” – czytamy na stronie Politechniki Gdańskiej.

Eugeniusz Skrzymowski uczestniczył w utworzeniu dokumentacji pierwszych polskich masowców typu „Sołdek” oraz trawlerów rybackich. Opracował technologię i organizację budowy serii kutrów rybackich, uruchomił ich produkcję. Był kierownikiem pochylni Stoczni Gdańskiej, a w 1957 roku zamieszkał w Szczecinie, gdzie podjął pracę w Stoczni Szczecińskiej.

„Trzeba go zachować dla pamięci Szczecina”

W stolicy Pomorza Zachodniego kierował zespołem, który we współpracy z profesorem Jerzym Doerfferem przygotował i zrealizował długofalowy program utworzenia nowoczesnego ośrodka stoczniowego. Był także inicjatorem i głównym autorem blokowej metody budowy. W III RP zakończył aktywność zawodową jako naukowiec, który jeszcze w latach 70. XX wieku stworzył Wydział Okrętowy na Politechnice Szczecińskiej.

Eugeniusz Skrzymowski został wyróżniony m.in. Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi (1950, 1952), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1972). W 1988 roku został wpisany do Księgi Zasłużonych dla Szczecina.

„Zapłacili najwyższą cenę za miłość do ojczyzny”

Eugeniusz Skrzymowski odszedł 8 marca 2019 roku. Kilka miesięcy wcześniej zdążył jeszcze opowiedzieć swoją historię szczecińskim dziennikarzom.

– Szczególnie poruszyła nas historia wojennych losów jego rodziny oraz krewnych. Skrzymowscy, polscy patrioci, zapłacili najwyższą cenę za miłość do ojczyzny. Cieszymy się, że na karcie pamięci amatorskiej kamery w ostatniej chwili uwieczniliśmy wybitnego człowieka z jego gestami, temperamentem, głosem – podkreśla Marek Klasa.

– Kiedy do niego jechaliśmy, nie myślałem o tym, że powstanie jakikolwiek film. Ale to, co mówił, bardzo mnie zaciekawiło. Miał naprawdę tyle fajnych rzeczy do opowiedzenia, a jednocześnie był bardzo skromną postacią. Zgodnie uznaliśmy, że po prostu musimy zachować go dla pamięci Szczecina – dodaje Marek Osajda. – Nie zdawałem sobie sprawy, że ten człowiek to historia polskiego przemysłu okrętowego i związanego z nim szkolnictwa wyższego.

Kolejne seanse w planach

Dla obu dziennikarzy praca nad dokumentem była zupełnie nowym doświadczeniem. Marek Osajda niewiele wiedział o powojennym przemyśle stoczniowym, a dla Marka Klasy była to pierwsza praca z kamerą.

– Trzymając w ręku kamerę zrozumiałem, jak trudno uzyskać stabilne ujęcie. Zwłaszcza, że większą część zdjęć kręciłem bez stabilizatora. Gdy jednak kupiłem gimbala, musiałem opanować trudną sztukę posługiwania się tym ustrojstwem – śmieje się M. Klasa. – Nowym doświadczeniem był także montaż filmu. Tutaj roboty pilnował Marek Osajda. Był wymagający, więc musiałem co nieco poprawić – dodaje z uśmiechem.

Dziennikarze mają w planach kolejne publikacje dokumentu o profesorze. Redakcja wSzczecinie.pl sprawuje patronat medialny nad filmem.