Dziś (3.10.2010) w Teatrze Polskim odbyła się debata pt. „Czas działania – czas dialogu”, w której udział wzięły m.in. twórczynie Kongresu Kobiet oraz „Polka Dwudziestolecia” – Henryka Krzywonos. Rozmowy toczyły się na temat problemów kobiet we współczesnym społeczeństwie.

Kongres Kobiet źródłem inspiracji

Dzisiejsze spotkanie w Teatrze Polskim rozpoczęło się od powitania rzeszy zgromadzonych pań i nielicznych towarzyszących im panów przez organizatorki: Bognę Czałczyńską, przedstawicielki Społecznej Akademii Dialogu – Agnieszkę Czałczyńską i Jolantę Kuruoglu oraz reprezentantki Fundacji „Z naszej strony” – Ewę Koś, Annę Marczyńską i Aleksandrę Łukaszewicz. Szczególnie serdecznie podziękowania za przybycie organizatorki skierowały do gości spoza Szczecina: twórczyń Kongresu Kobiet – prof. Magdaleny Środy, prof. Małgorzaty Fuszary, dr Małgorzata Tkacz-Janik oraz „Polki Dwudziestolecia”, Henryki Krzywonos. Podczas debaty na widowni obecne były również szczecińskie radne, przedstawicielki różnych sił politycznych. „To że się dzisiaj spotkałyśmy, to wynik emanacji siły i energii, której doświadczyłyśmy podczas Kongresu Kobiet, uczestnicząc w obydwu tych wydarzeniach, przypatrując się, czytając, cały czas śledząc, jak Kongres Kobiet powstawał i monitorując to, co spowodował – mówiła dziś Bogna Czałczyńska. – Doświadczyłyśmy tam jakiejś niesamowitej energii, poczucia bezpieczeństwa i wspólnotowości”. Ewa Koś podkreślała również, że podczas Kongresu Kobiet „po raz pierwszy udało się zorganizować spotkanie kobiet w celu tworzenia wspólnego programu, wspólnego działania i porozumienia się ponad podziałami”.

Misja: budzić świadomość kobiet

„Najważniejsza jest praca u podstaw, ażeby budzić świadomość kobiet, budzić chęć działania w polityce. Żeby tej polityki nie zostawiać tylko mężczyznom, którzy będą odkładali sprawy kobiece na później” – apelowała podczas dzisiejszej debaty Ewa Koś. Prowadzące podkreślały, że kobiety powinny uświadomić sobie, że łączy je nie tylko głoszone przez feministki tzw. „siostrzeństwo jajników”, ale przede wszystkim wspólna sprawa. Aleksandra Łukaszewicz wskazywała również, że niebagatelne znaczenia ma wywalczenie narzędzi instytucjonalnych (gender mainstreaming, parytety rozumiane jako narzędzie zwiększenia reprezentacji kobiet w polityce), które umożliwią kobietom działanie, a także - umiejętność wypracowywania konsensusów. Za istotny krok w przełamywaniu przez kobiety narzuconych im przez patriarchalną tradycję ról uznano manify organizowane od marca 2000 roku. „Okazało się, że wbrew wmawianej nam bezsile, posiadamy moc. To nieprawda, że potrafimy tylko plotkować, potrafimy również dyskutować o naszych sprawach, o sprawach kraju. Jesteśmy silne i możemy walczyć o swoje” – twierdziła dziś Aleksandra Łukaszewicz.

Zwykłe kobiety i radykalne feministki

Małgorzata Tkacz-Janik, przewodnicząca polskiej Partii Zielonych 2004 mówiła dziś w Teatrze Polskim, że: „Festiwal PROGRESSteron nieco się upolitycznia, a przynajmniej otwiera się na kwestie wyborów samorządowych, aktywizacji kobiet w sferze publicznej”. Panelistki zgodnie podkreślały znaczenia najważniejszego postulatu Kongresu Kobiet, jakim jest wprowadzenie parytetów (parytetów wynoszących 50%, a nie – jak proponuje Bronisław Komorowski – 35%). W swojej prezentacji prof. Małgorzata Fuszara wyjaśniła, dlaczego tak ważna dla kobiet jest ustawa o równym statusie kobiet i mężczyzn oraz parytety: udział obu płci w sprawowaniu władzy powinien być równy, aby ich interesy były jednakowo reprezentowane. Tymczasem w Polsce liczba kobiet w sejmie wynosi zaledwie 20%, a ponadto – jak wynika z badań prowadzonych przez prof. Fuszarę – „W Polsce jest ponad sto gmin, w których od lat nie ma żadnej kobiety w radzie gminy. Jest kilka powiatów, gdzie nie ma żadnej kobiety w radzie powiatu. Tu już nie mówimy o procentach – mówimy o całkowitym wykluczeniu kobiet z systemu sprawowania władzy”. „Parytet jest jednym z celów widocznych, ale jest również sygnałem pewnej zmiany relacji pomiędzy kobietami i mężczyznami oraz sytuacji kobiet, które nie chcą już być wykluczane, spychane na margines. Trzeba ubiegać się o swoje prawa, o równość. O to, co nam się wszystkim należy” – apelowała prof. Małgorzata Fuszara.

Szukanie podobieństw zamiast różnic

Magdalena Środa rozpoczęła swoją wypowiedź od słów: „kobiety nauczyły się cieszyć byle czym”. Następnie reprezentantka Kongresu Kobiet przybliżyła słuchaczkom współczesne działania polityczne dotyczące parytetów, mówiąc m.in., że „Wprowadzenie parytetów do list wyborczych Platformy Obywatelskiej ma charakter bardziej polityczny, niż normatywny i moralny. Motywy tego mechanizmu są co najmniej wieloznaczne”. Magdalena Środa podkreślała również, że działanie Kongresu Kobiet przynosi wielki edukacyjny pożytek, sprawia również, że hasła feministyczne wchodzą do języka mediów i do języka współczesnej polityki. „Chciałyśmy zachować ponadpolityczność, zjednoczyć różne kobiety, szukałyśmy takiego postulatu, który by nas łączył a nie dzielił” – argumentowała założycielka Kongresu Kobiet. Wielokrotnie przywoływano również zasługi tragicznie zmarłej Izabeli Jarugi-Nowackiej, która była dla kobiet walczących o swoje prawa „mocnym punktem w parlamencie” i głosiła, że w parytetach nie chodzi o przywileje czy bezpośrednią władzę kobiet, ale o zwyczajną równowagę. Podsumowując swoją wypowiedź, prof. Magdalena Środa uznała, że „polityka rządu w kwestiach równości ma charakter fasadowy”, zaapelowała również do wszystkich kobiet, że… „o władzę się nie prosi, władzę się bierze”.

„Chcę – to muszę. Nie chcę – to nie muszę”

Kolejnym punktem debaty w Teatrze Polskim była rozmowa z gościem honorowym dzisiejszego spotkania, Henryką Krzywonos. W rozmowie uczestniczyła Agnieszka Wiśniewska, autorka książki „Duża solidarność, mała solidarność. Biografia Henryki Krzywonos” oraz Kinga Konieczny, autorka książki „Matki Solidarności” o opozycjonistkach z naszego regionu. Henryka Krzywonos w ostatnich dniach została odznaczona pierścieniem Solidarności przez Konwent Seniorów Solidarności i – jak sama twierdzi – po trzydziestu latach z ust Lecha Wałęsy usłyszała prawdę na swój temat. „Polka Dwudziestolecia” zwróciła uwagę na fakt, że na dzisiejsze spotkania nie zostały zaproszone kobiety, których losy zostały opisane w książce Kingi Konieczny: „One odegrały taką rolę w swoim życiu, że powinny tu siedzieć z nami" – słusznie stwierdziła Henryka Krzywonos. „– Te kobiety są bohaterkami, one przeszły wiele, a później zostały zapomniane. Ja nie mam pretensji, ale chciałabym je po prostu poznać osobiście”. „Polka Dwudziestolecia” podkreślała, że nie uważa się za „bohaterkę”, nie przyjęło się również określenie „działaczka”. Podkreślano, że potrzebne jest docenienie indywidualnego wkładu kobiet w wielkie przemiany i uzupełnianie luk w historii ich prywatnymi wielowymiarowymi opowieściami. Na koniec dzisiejszego spotkania Henryka Krzywonos zaapelowała do kobiet: „Bierzcie władzę w swoje ręce! Idźcie do tych wyborów, wchodźcie na te listy. Jeśli jedna na drugą będzie głosować, to już wygracie”. Henryka Krzywonos zadeklarowała również, że zamierza napisać książkę.