Podobno każdego dotknie, jedni prawie wcale go nie odczują, inni będą chcieli zmienić wszystko – kryzys wieku średniego i jego różne oblicza to motyw przewodni najnowszego spektaklu w repertuarze Pleciugi.
Najnowsza propozycja Teatru Lalek Pleciuga to monodram dla dorosłych. W „Robinsonie” Rafał Hajdukiewicz zadaje sobie i widzom ważne pytania dotyczące naszego życia – czy jesteśmy szczęśliwi z tego, jak ono wygląda, czy mamy poczucie spełnienia i dlaczego zdarza się, że tak nie jest.
Pierwsza miłość, minione związki, trudne dzieciństwo – co kryje się w głowie człowieka w średnim wieku?
Już na samym początku Hajdukiewicz wyjaśnia, co to będzie za spektakl. Bajka z morałem pełna alegorii i zabawy słowem. Widzowie zaproszeni są do głowy głównego bohatera, w której toczy się bitwa między różnymi bytami: instynktem, rozsądkiem, wewnętrznym dzieckiem. Wędrujemy z postacią na cmentarzysko uczuć, poznajemy historię pierwszej szkolnej miłości.
Scenografia nasuwa na myśl po trosze miejsce zbrodni, gdyż każdy element oznaczony jest kartonikiem z numerem, tak jak przy zabezpieczaniu dowodów. Odnosi się wrażenie, że sztuka ma nam pokazać, jakie zbrodnie wobec samych siebie popełniamy, rozgrzebując stare rany.
Jedna z nielicznych okazji, by dorośli docenili kunszt aktorów
To przekleństwo aktorów, którzy przede wszystkich grają w spektaklach dla dzieci – rzadko kiedy dorośli widzowie mogą zobaczyć ich kunszt. Bo to, że Rafał Hajdukiewicz poradził sobie z tą rolą znakomicie, nie ma wątpliwości. Monodram to twardy orzech do zgryzienia – z założenia aktor sam na scenie musi przez cały występ skupiać na sobie uwagę publiczności i jej nie zanudzić. Tu nie było czasu na nudę, bo podawane w rozważania dylematy – raz bardziej zabawne, raz bardziej egzystencjalne – zachęcały widownię do własnego rachunku sumienia. Co nas blokuje przed sięgnięciem po swoje marzenia? Czy też nie dopuszczamy do siebie głosu wewnętrznego dziecka? Czy również wzrusza nas los King Konga?
Pocieszenie w tym, że nie jesteśmy osamotnieni
Uderza końcowe stwierdzenie, że trudno uwierzyć w to, że inni borykają się z takimi samymi problemami i dylematami. Trudno uwierzyć, że inni nas zrozumieją, że nie jesteśmy osamotnieni w poczuciu bezsilności i niemocy.
Jest też rada, jak sobie radzić: samemu się ukochać, zaakceptować. To będzie początek zmian.
Dużo mówi się o terapeutycznym wpływie sztuki na człowieka. Jak potrafi ona uwrażliwić, otworzyć horyzonty. Myślę, że publiczność będzie mogła się poczuć jak na sesji u terapeuty. Chwilami będzie boleśnie. Chwilami refleksyjnie.
Komentarze
0