Lato – pora roku kojarząca się przede wszystkim z wakacjami, upałami i koniecznością zaplanowania dni wolnych, jeśli takowe są. Możliwości jest wiele, ale ilu z nas pomyślało o wycieczce do... muzeum?

Nudy, nudy, nudy, powie ktoś. A tymczasem wycieczka do Muzeum Narodowego, zwłaszcza całą rodziną, może okazać się nie tylko pouczającą, ale co ważne, ekscytującą przygodą. Zwłaszcza, gdy za cel wędrówki postawimy sobie obejrzenie kolekcji sztuki afrykańskiej.

Wystawa ta jest ekspozycją stałą, dostępną szerokiej publiczności już od ponad dwóch lat. Wszystkie prezentowane zbiory należą do Muzeum Narodowego w Szczecinie. Jest to największa tego typu wystawa w Polsce, poświęcona w całości sztuce i kulturze ludów afrykańskich. Na dodatek, jak dowiedziałam się nieoficjalnie, wystawa będzie poszerzana
i dostępna prawdopodobnie już pod koniec roku.

„Afrykańska wioska” zajmuje w Narodowym dwie obszerne sale. W pierwszej możemy poczuć się rzeczywiście tak, jakbyśmy zamieszkali na Czarnym Lądzie. Każdy zwiedzający może wejść do wiernie odwzorowanej afrykańskiej chaty, poznać życie codzienne ludów Afryki, a to za sprawą naprawdę imponującej kolekcji obejmującej ubiór, naczynia, narzędzia i broń.

Natomiast sala druga w całości poświęcona jest afrykańskiej sztuce i kulturze. Dodatkowy klimat tworzy pomarańczowe światło, wystrój ścian i muzyka. Największe wrażenie robi oczywiście zbiór kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu masek, z których każda jest wiernie opisana. Maski pochodzą z najprzeróżniejszych zakątków Afryki: począwszy od Burkina Faso, przez Gabon, Gwineę, Kamerun na Wybrzeżu Kości Słoniowej kończąc. Patrząc na nie, żałuje się tylko jednego: że drewniane postaci, które je noszą, nie mogą choć na chwilę ożyć, i za ich sprawą przemienić się w zwierzę, ducha, nieziemsko piękną dziewczynę. Maski są duże, potężne i ciężkie, wykonane z precyzją i dbałością o szczegóły, na przykład wzory geometryczne na masce zawsze noszą dodatkowe treści, jak zygzakowate linie czy szachownica, reprezentująca dualizm świata, a konkretniej ludu Bobo, z którego pochodzi przedmiot.

Oprócz masek czeka na nas prawdziwe bogactwo innych przedmiotów: bębnów, figurek, postaci przodków. Zamknięty w formie jest również żołnierz kolonialny, i znów zdumiewa przywiązanie do detali u artysty: figurka trzyma w dłoni lornetkę, oparta jest o karabin, można dostrzec nawet rysy twarzy.

Wiele jest argumentów przemawiających za tym, żeby zagubić się w afrykańskiej wiosce choć na chwilę. Ale najważniejszym niech będzie ten: nie da się nią znudzić.