Omar Sosa Quartet rozpoczął swym występem kolejny tegoroczny cykl koncertowy, przygotowany przez agencję Koncerty.com - odbywający się pod hasłem "Morze Muzyki". Wystąpił 9 września na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich zdecydowanie podnosząc temperaturę panującą owego wieczora na tym akwenie.

Przy tej okazji nie po raz pierwszy już odniosłem wrażenie, że niektórzy widzowie przychodzą na wydarzenia organizowane przez pana Dariusza Startka właściwie „w ciemno” zawierzając renomie agencji. Siedzący przede mną pan stwierdził zaraz po wejściu Sosy na scenę: „To Murzyn, a myślałem, że Arab...” Tak więc nie był chyba dobrze zorientowany na czyj występ dokładnie przyszedł. Nie mam zamiaru krytykować takiej postawy, a chcę podkreślić, że wielu szczecinian przyzwyczaiło się już, że kupując bilet na koncert (choćby w ramach zakończonego już cyklu Szczecin Music Fest) mogło bez wcześniejszego sprawdzania liczyć na wysoki poziom artystyczny wykonawców.

Omar Sosa to Kubańczyk, który aktualnie rezyduje w Barcelonie, to obywatel świata, pianista i kompozytor czerpiący  inspiracje z różnych kultur i tradycji muzycznych. Podczas wczorajszego wieczoru wykonywa utwory ze swej ubiegłorocznej płyty „Afreecanos” ale oczywiście stanowiły one tylko punkt wyjścia do improwizowanych, wysmakowanych „rozmów” dźwiękowych. Jego muzykę określa się często terminem latin jazz. W takiej też kategorii jego albumy często są nominowane do nagrody Grammy. Oprócz lidera na scenie ujrzeliśmy takich muzyków jak Mola Sylla, który w przejmujący sposób dopełniał przekaz swoim śpiewem. Grał również na instrumentach perkusyjnych, oraz m.in. na . drumlach. Childo Tomas to bardzo dobry basista, natomiast Marque Gilmore w charakterystycznej chuście na głowie, grał na perkusji.

Cały występ rozpoczął się od fortepianowej introdukcji, od której Sosa przeszedł do brawurowych dialogów z pozostałymi instrumentami w miarę zapełniania sceny przez pozostałych artystów. To był bardzo mocny, efektowny wstęp. Przypuszczam, że z tak dynamicznie mógł Sosa grać już do końca, ale on przygotował inną koncepcję dla swego występu. W kolejnych utworach bardziej istotne okazało się budowanie nastroju za pomocą bardziej subtelnych brzmień, dbałość o detale i precyzyjne, wręcz finezyjne odtwarzanie poszczególnych partii. Dramaturgicznie był to doprawdy bardzo przemyślany koncert. Co istotne Omar Sosa nie musiał jakoś specjalnie zwracać się do publiczności, starając się pozyskać jej przychylność. Mówił właściwie niewiele. Po prostu grał, a czasem też tańczył czy przechadzał się po skraju sceny rytmicznym krokiem. Obawiałem się trochę, że muzycy będą przedłużali wykonywane utwory, dokładając wciąż nowe popisy instrumentalne, ale „zwyciężyła” dyscyplina. Zagrali półtoragodzinny koncert i nie było tu mowy o jakimś nadmiarze czy przesycie.

W ostatnim utworze Omar dał wyraz swym emocjom i wręcz nie mógł usiedzieć na swoim krzesełku przy fortepianie. Zaczął się od niego odrywać i w końcu grał już na stojąco. Pozostali muzycy nie byli bynajmniej mniej aktywni. W finale cała czwórka stworzyła taneczny korowód, który opuścił scenę. Oczywiście najbardziej wytrwali widzowie mogli potem liczyć na autografy na płytach oraz pamiątkowe zdjęcia z muzykami.

Kolejne koncerty w ramach „Morza Muzyki” jak sadzę będą także bardzo interesujące. Youn Sun Nah(Korea) wystąpi 10 listopada 2009w Filharmonii Szczecińskiej, a irlandzka wokalistka Moya Brennan 4 grudnia 2009 w Katedrze św. Jakuba.